Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie prezentuje bardzo dużą wystawę pt. Zofia Rydet. Zapis 1978-1990, będącą największym pokazem najważniejszego cyklu fotografki, Zapis socjologiczny 1978-1990. Autorka zmarła w 1997 roku. Uważna jest za najważniejszą fotografkę po II wojnie światowej w Polsce. Już na początku pojawia się bardzo ważna wątpliwość dotycząca warszawskiej wystawy – pokazanie prawie wyłącznie wydruków ze zeskanowanych negatywów, z minimalną ilością prac oryginalnych, o czym jeszcze za moment.
W 1999 roku Muzeum Sztuki w Łodzi, przy współpracy z Muzeum Narodowym we Wrocławiu, otworzyło wystawę monograficzną prac Zofii Rydet, przygotowaną przez Urszulę Czartoryską, a skończona przez niżej podpisanego. Przy wyborze prac na wystawę oparliśmy się wyłącznie na pracach oryginalnych, gdyż taka jest i powinna być profesjonalna praktyka muzealna. W przeciwnym wypadku ekspozycja staje się szkicem kuratorskim, zagraża jej zmiana wizerunku twórczego przedstawianego artysty. Następnie od 2008 roku, począwszy od wystawy w Galerii Starmach, dzięki inicjatywie Miesiąca Fotografii w Krakowie, Zapis pokazywany był przez Andrzeja Różyckiego i jego współpracowników w kilku miejscach Polski. Adam Mazur w tekście pt. Zofia Rydet «Zapis socjologiczny», zamieszczonym w „Dwutygodniku”, tak skomentował ekspozycję w Czytelni Sztuki w Gliwicach (2012), której kuratorem był Różycki: „[…] Rydet pozostaje rozpoznana głównie dzięki inicjatywie legendarnej kustosz łódzkiego Muzeum Sztuki, Urszuli Czartoryskiej, która zainicjowała zrealizowaną w 1999 roku przez Krzysztofa Jureckiego wystawę z obszernym katalogiem. Od tamtej pory odbiór Rydet utknął w martwym punkcie: powtarzanie wystaw, powtarzanie koncepcji, mnożenie frazesów i coraz bardziej wytartych porównań (od Jana Bułhaka po Augusta Sandera)”[1].
Jak pokazać Zapis?
„Problem” z ekspozycją w MSN rozpoczyna się od… strony internetowej. Mocno przycięto tam dolną część zdjęcia zapowiadającego ekspozycję. Jest do dla mnie nie do zaakceptowania, ponieważ wypacza sens dokumentalnej fotografii. I może jest to nieświadome ukazanie tego, jak organizatorzy wystawy postąpili z dorobkiem Zofii Rydet; dopełnienie stanowią natomiast testy z „Gazeta.pl”, m.in. wywiad z kuratorem wystawy – Sebastianem Cichockim, o czym poniżej.
Na wystawie w Warszawie oparto się przede wszystkim na wydrukach ze zeskanowanych negatywów, których jest obecnie, według komunikatu prasowego z muzeum, 20 tysięcy, a według tego, co pisała Rydet, było ponad 30 tysięcy[2]. Skąd ta różnica, nie potrafię wyjaśnić. Ważne jest, że Rydet swoje prace odbijała w formacie 18 cm x 24 cm i naklejała po 4 na tekturowe lub papierowe plansze o wymiarze ok. 43,5 cm x 52 cm albo kopiowała pojedynczo w nieco większym wymiarze: 30 cm x 40 cm, zawsze je tytułując, np. Suwalskie, Lubelskie, a czasami dając bliższe atrybucje np. Smętowo. Kaszuby, Kitowski – Stanisława i Józef. W przypadku wystawy w MSN wydruki nie są dobrej klasy, posiadają inny wyraz estetyczny, niż oryginalne fotografie autorki. A poza tym, oddając pierwszeństwo zamysłowi autorki, proporcje ilości wydruków do oryginałów powinny być odwrócone. Należałoby zatem pokazać kilkaset oryginalnych zdjęć ułożonych według ówczesnych województw, które fotografowała (pisała, że dwadzieścia spośród czterdziestu dziewięciu), a skanowane prace mogłyby uzupełniać ekspozycję w formie, chociażby, małych plansz… Dodatkowo w opisach zaprezentowanych fotografii brakuje atrybucji (miejscowość i ewentualnie nazwisko lub inicjały), całość została wymieszana, czyli zepchnięto na dalszy plan to, co było podstawą działania Rydet – chęć pokazania różnic między regionami Polski i ich mieszkańcami, w tym określone typy fizjonomiczne, przede wszystkim polskiej wsi, rzadziej miast, czy potem fragmentarycznie Francji czy Litwy, USA.
Omawiana ekspozycja w MSN, na której zdjęcia zamknięto w długich formach geometrycznych, przedstawia niby skończone dzieło. Stanowi to znaczący dysonans, gdyż wiemy, że artystka nie skończyła swego cyklu. Poza tym pokazano to, do czego ona sama nie była przekonana (nie kopiowała określonych prac) lub odrzuciła ze względów formalnych, np. z powodu źle naświetlonych negatywów. Jest to przynajmniej problematyczne.
Ekspozycję słusznie podzielono na odrębne cykle, ale, jak pamiętam, nigdy za życia tak rygorystycznie nie czyniła tego artystka. I nie stosowała tak długich ciągów z ułożonych prac. Wątpliwości budzą niektóre zastosowane w opisie kategorie, przede wszystkim Prezapis, gdyż jedna z fotografii pojawia się w następnej kategorii samego Zapisu. Nie spotkałem się z tym, aby istniał cykl Chorzy w ramach Zapisu, prawdopodobnie powinna tu być stosowana przez Rydet nazwa Złe dni.
Nie jest prawdą, jak czytamy na stronie MSN, i co powtórzono w recenzjach wystawy, że autorka realizowała cykl „niemal do śmierci, w 1997”, ponieważ od 1993 roku praktycznie się nie poruszała. Na wystawie w 1995 roku w Gliwicach noszono ją w fotelu, o czym pisał w tekście Zosia… Jerzy Lewczyński[3].
Zofia Rydet nigdy nie pokazywała (przynajmniej ja się z tym nie spotkałem, a widziałem kilka wystaw Zapisu za jej życia) zdjęć kolorowych, a na wystawie w Warszawie są one włączone w ciąg zdjęć czarno-białych. Organizatorzy powinni w komunikacie prasowym wyjaśnić, z jakiego materiału powstały: negatywowego czy slajdów?
Słusznie, że pokazano także zestaw Epitafium (1980), który znakomicie zinterpretował Jerzy Busza, ale jeden z negatywów podczas skanowania został odwrócony i powstała praca z „błędem”, co oczywiście trudno było zauważyć, ale uważne obejrzenie pary na porcelanowej fotografii nie pozostawiło złudzeń. Pojawia się pytanie: w jeszcze ilu skanach popełniono taki błąd?
Najwięcej moich wątpliwości budzą prace z kategorii Ginące zawody lub Zawody. Oglądamy m.in. zdjęcie Romana Graczyka, wykonane w krakowskiej redakcji „Tygodnika Powszechnego”, w której Rydet dokumentowała też Jerzego Turowicza. Jest to o tyle dziwne, że jeden z kuratorów – Karol Hordziej – mieszka w Krakowie, a dziennikarz Graczyk jest tam osobą powszechnie znaną. Z pewnością kategoria dziennikarza nie należała do „ginących zawodów”, podobnie jak postać pokazanego nieopodal księdza. Jeśli jest to interpretacja kuratorów, to trzeba zaznaczyć, że jest ona sprzeczna z intencjami autorki. Do tej kategorii „wrzucono” po prostu bliżej niezidentyfikowane postaci przedstawione we wnętrzu czy inne zdjęcia dokumentacyjne, np. wykonane w Świdnicy w latach 80. podczas wystawy Rydet w ramach Dni Fotografii.
Innego typu zastrzeżenia powstają odnośnie kategorii „artyści”, z braku jakiejkolwiek atrybucji postaci, poza krótkim opisem zapowiadającym ten fragment ekspozycji. A nie każdy z widzów rozpozna na pojedynczym zdjęciu np. Jerzego Lewczyńskiego (Gliwice), Pawła Pierścińskiego (Kielce), J. Robakowskiego z ówczesną żoną Małgorzatą Potocką (Łódź) czy artystów plastyków, jak Władysław Hasior (Zakopane) czy Kiejstut Bereźnicki (Gdańsk).
Po co pokazano prace przestrzenne pt. Czas przemijania, które dodatkowo są niewłaściwie datowane? Tak było już w katalogu wystawy Zofii Rydet z Muzeum Sztuki (1999). I ta informacja powtórzona została na stronie Fundacji im. Zofii Rydet, gdzie praca datowana jest na lata 1957-1980[4]. Cykl przestrzennych prac powstał w oparciu o starsze zdjęcia artystki, z końca lat 60., przeznaczone na wystawę Fotografowie poszukujący, a więc należy datować go na 1970 rok. Pokazany w Łodzi w 1999 roku liczył 11 prac, teraz w Warszawie tylko 6.
Bardzo wątpliwa jest inna sugestia zaproponowana przez MSN, że Rydet zamierzała użyć do Zapisu cykli Pejzaże i Tablice, co pokazano w oddzielnej prezentacji slajdów. Odrębną sprawą jest to, że Rydet do pewnego czasu Zapis pokazywała w innej formie, jako diaporamę, m.in. w 1985 roku w Szczecinie. I być może jest to wczesna forma Zapisu, ale wykonanego w innej technice z muzyką, gdyż taka jest specyfika diaporamy. Pejzaże zupełnie nie pasują do głównej idei Zapisu, do dogłębniej i egzystencjalnej analizy ludzi i ich domowego otoczenia. Nigdy nie widziałem tego typu zdjęć na wystawach za życia Rydet, nawet w jej archiwum, jakie było w Rabce w 1998 roku, kiedy z Adamem Sobotą obejrzeliśmy wszystkie pozytywowe odbitki artystki, aby najważniejsze z nich wybrać do przygotowywanej ekspozycji. Podejrzewam, że to, co przedstawiają Tablice jest materiałem roboczym do cyklu Nieskończoność dalekich dróg, cyklu z 1980 roku, który nie należy do Zapisu.
Nie zaakcentowano w specjalny sposób, ani nawet nie wydzielono, bardzo ważnego cyklu Zwykły człowiek, który powstał na początku lat 80. Wyróżniał się on pozostałych tym, że był dekoracyjny, np. zdjęcia uzupełniono neobarokowymi ramami z fotografii. W istocie był to fotokolaż. Nastąpiło w nim dodatkowe usakralnienie „prostego człowieka” i była to bezpośrednia droga do wykonania przestrzennego tryptyku poświęconego Janowi Pawłowi II pt. Obecność, który stanowi jedno z najważniejszych jej osiągnięć artystycznych i którego brak na wystawie. Warto przypomnieć, że Zofia Rydet w latach 80. brała udział w wystawach „sztuki przy Kościele” i manifestowała religijno-patriotyczną postawę. Ten aspekt na wystawie w MSN „wyparował”, a przynajmniej został ograniczony do minimum, a należało zaprezentować go np. w dokumentacji i w wydawnictwach archiwalnych. Niestety widz nie pozna kontekstu twórczości Rydet, gliwickiego i ogólnopolskiego.
Program edukacyjny
Na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej przeczytałem o programie edukacyjnym poświęconym wystawie, zatytułowanym Między „starą rzeczowością” a „naiwnym konceptualizmem”. Brzmi on amatorsko i dziwacznie, ponieważ każda rzeczywistość/rzeczowość(?) staje się po pewnym czasie stara, a po drugie, co jest ważniejsze, fotografia Rydet niewiele lub zgoła nic wspólnego nie miała z konceptualizmem, o czym mówiła artystka, np. na otwarciu wystawy Nurt intelektualny w sztuce polskiej po II wojnie światowej (BWA Lublin, 1984). Zastanawiam się, dlaczego do wystąpień nie zaproszono tych, którzy organizowali wystawy Rydet, znali ją i towarzyszyli jej w czasie tworzenia Zapisu. Np. Adama Sobotę, Krzysztofa Cichosza, a zwłaszcza Andrzeja Różyckiego, autora najważniejszego filmu o Rydet i innych filmów o polskiej fotografii, a także Annę B. Bohdziewicz, Krystynę Łyczywek, Wojciecha Prażmowskiego, Leszka Pękalskiego czy Stefana Wojneckiego. W zamian mamy np. wykład o notatkach fotograficznych Hasiora. Czy doda on coś do zrozumienia fenomenu fotografii Rydet? Wątpię…
Jaka sesja i jakie wydawnictwa?
Na razie przygotowana bardzo duża wystawa bardziej zaciemnia, niż dodaje nowych kontekstów do zrozumienia tego bardzo ważnego cyklu. Wspomnę tylko, że pokazana w 1999 i 2000 roku wystawa Zofia Rydet (1911-1977). Fotografie w jej edycji we Wrocławiu przygotowanej przez Adama Sobotę zaprezentowała 139 oryginalnych prac z Zapisu, oraz serie z niego wynikające: Okna, Mit fotografii, Zwykły człowiek, Zawody i tryptyk Obecność. A więc podział na nowe cykle, wynikające z Zapisu był już stosowany kilkanaście lat temu. Kuratorzy wystawy z Warszawy w żadnym miejscu o tym nie wspomnieli. Wystarczy też porównać biogram Rydet ze strony MSN z tym, co w katalogu z Muzeum Sztuki napisała Małgorzata Mach, aby się przekonać, co było i jest do tej pory głównym opracowaniem biograficznym. W katalogu z Muzeum Sztuki w Łodzi zamieszczono także ważny tekst Lewczyńskiego pt. Zosia…, który warto przeczytać i porównać z wypowiedziami kuratora z MSN Cichockiego dla „Gazety.pl”. Wówczas widać, skąd czerpał wiedzę o Rydet. Niestety, wielki pokaz z MSN, na razie nie zaprezentował nowej interpretacji Zapisu, o jaką kilka lat temu upominał się Adam Mazur.
Z tego powodu jestem ciekawy, jak zostanie zorganizowana sesja na temat jej twórczości i jaki zostanie wydany katalog oraz książka? Trzeba na koniec zauważyć, że pokazywana ekspozycja jest najdroższą wystawą fotograficzną, jaką zorganizowano w państwowych muzeach po 1989 roku. Fundacja Sztuk Wizualnych z Krakowa otrzymała na nią gigantyczną sumę, 205 tysięcy złotych[5]. Do tego trzeba dodać jeszcze nieznany mi wkład MSN i Fundacji Zofii Rydet. Ciekawy jestem, na co przeznaczono tak gigantyczne pieniądze, ponieważ nie widać tego na samej ekspozycji! Chyba nie tylko na skanowanie prac? W 1999 roku nie otrzymaliśmy na tę wystawę żadnego ministerialnego dofinasowania, a udało się nie tylko zorganizować całościową ekspozycję, ale także wydać duży katalog i zeskanować niewielką część archiwum.
Pseudomit i recepcja wystawy
W przypadku wystawy w MSN można niestety mówić o tworzeniu nowego pseudomitu Rydet. Z najwyższym zdziwieniem przeczytałem wywiad pt. Zofia Rydet: wytrwała terrorystka z aparatem[6]. Znałem Zofię Rydet od 1985 roku, czasami bywała apodyktyczna, ale nigdy nie przyszłoby mi na myśl, aby zdyskredytować jej osobę i twórczość, posługując się tak nieodpowiedzialnym i nieprawdziwym (ale chwytliwym) sformułowaniem tytułu. Innym nieporozumieniem jest tytuł krótkiego tekstu, Rekonstrukcja wystawy, która nigdy nie powstała, ponieważ za jej życia Zapis był wielokrotnie pokazywany[7]. Chociaż nie został, jak wiele innych projektów tej artystki, ukończony. Ale to nie to samo…
Czy podstawowy problem Zapisu socjologicznego, jakim jest postulowana przez Rydet „prawda losu” ludzkiego, został pokazany na wystawie w Warszawie w odpowiedzialny i wartościowy sposób? Czy w ogóle takie założenie jest do udowodnienia za pomocą fotografii? Na wystawie w Warszawie zaprezentowano jedynie inwentarz, bardziej szkicownik Zapisu, niż jego oryginał. Na razie uczyniono to bez jego analizy i tła historycznego (np. katalogi, druki, plakaty, etc.). Ewentualne pokazanie „prawdy życia” można zrobić za pomocą komentarza samej Rydet i filozoficznego zaplecza, do którego się przybliżała. Pochodziło ono z kręgu myśli Jana Pawła II, z ducha filozofii egzystencjalizmu, zwłaszcza jej wersji chrześcijańskiej.
- A. Mazur, Zofia Rydet „Zapis socjologiczny”, „Dwutygodnik” [2012], http://www.dwutygodnik.com/artykul/3828-zofia-rydet-zapis-socjologiczny.html. Nie zgadzam się, że przywołane nazwiska Sandera i Bułhaka są „wytartymi porównaniami”, zresztą nazwisko Sandera w tym kontekście użył chyba jako pierwszy Jerzy Lewczyński w Antologii fotografii polskiej 1839-1989, Bielsko-Biała 1999, s. 172. Powstaje pytanie, jakie nowe interpretacje przedstawia wystawa, gdyż nie ma do niej na razie katalogu? Mało kto wie, że na wystawie w MN we Wrocławiu (2000) pt. Zofia Rydet (1911-1997. Fotografie pokazano 279 wyłącznie oryginalnych prac.↵
- [Zofia Rydet o swojej twórczości], s. 36 w: W: Zofia Rydet (1911-1997), Muzeum sztuki w Łodzi, 1999, kat. wyst.↵
- J. Lewczyński, Zosia…, s. , W: Zofia Rydet (1911-1997), Muzeum Sztuki w Łodzi, 1999, kat. wyst.↵
- Por. U. Czartoryska, Wystawy indywidualne…, s. 41 oraz inne wypowiedzi o tym cyklu J. Lewczyńskiego (s. 15) i M. Mach (s. 40) z tego katalogu poświęcone kwestii datowania tych prac.↵
- Dotacja MKiDN z zakresu „sztuk wizualnych” na rok 2015. Projekt oceniał zespół w składzie: Agnieszka Anna Marciniak – Przewodnicząca, 2. Joanna Kiliszek, 3. Agnieszka Jankowska- Marzec, 4. Mikołaj Iwański, 5. Lech Karwowski, 6. Katarzyna Józefowicz.↵
- Zofia Rydet: wytrwała terrorystka z aparatem. “Wyrzucali ją? Mówiła, że to dla papieża” [ROZMOWA J. Kowalskiej z S. Cichockim]. Do tego głupiego i jakże niesprawiedliwego dla oceny osoby Rydet tekstu posłużono się wyrwanym z kontekstu fragmentem wypowiedzi Anny Bohdziewicz („Konteksty” nr 3-4, 1997). Wystarczy zobaczyć film Różyckiego Nieskończoność dalekich dróg. Podpatrzona i podsłuchana Zofia Rydet A.D. 1899 lub przeczytać jego ścieżkę dialogową, czego bardzo brakuje na wystawie, aby taki tytuł do wywiadu uznać za absurdalny.↵
- Rekonstrukcja wystawy, która nigdy nie powstała. “Zapis socjologiczny” Zofii Rydet w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, http://wyborcza.pl/10,82983,18917093.html#ixzz3pV2Sokz5 „Gazeta.pl” [zdjęcia i montaż M. Urban], http://wyborcza.pl/10,82983,18917093,rekonstrukcja-wystawy-ktora-nigdy-nie-powstala-zapis-socjologiczny.html↵
4 comments
Jad sączy się z recenzji Krzysztofa Jureckiego. (“Zapis…” Zofii Rydet w MSN w Warszawie). Skłoniło mnie to do zainteresowania się … wiekiem kuratorów (Sebastiana Cichockiego(40) i Karolem Hordzieją(34)) i pana Jureckiego(55).
Konflikt pokoleń?
Ortodoksyjny i ostentacyjny autorytaryzm pana Jureckiego odbieram źle.
Zastosowaną przez kuratorów (o pokolenie młodszych od p. Jureckiego) metodę ekspozycji twórczości pani Rydet bardzo sobie cenię: mam swobodę wglądu w emocje artystki poprzez jej dzieła, mam także swobodę kształtowania swoich emocji i wyobrażeń na temat podmiotów i przedmiotów na jej fotogramach.
PS nr 1. Jestem rada, że MSN w Warszawie umożliwiło mi kontakt z Zofią Rydel i jej pracami w tak otwarty, przyjazny sposób. Dogodne lokalizacja i godziny otwarcia oraz darmowy wstęp przyczyniły się do tego, że wystawę odwiedziłam już kilka razy, zawsze znajdując tam coś nowego i ciekawego.
PS nr 2. Jestem zniesmaczona zawartym w recenzji wątkiem sugerującym jakieś niejasności czy nieprawidłowości finansowe przy przygotowywaniu wystawy w MSN. Są to sprawy z którymi pan Jurecki powinien zwrócić się do prokuratury.
Z opinią pana Jureckiego na “Zapis…” raczej się nie zgadzam. Oznacza to tylko tyle, że nie przekonały mnie jego racje “artystyczne”. Jednak stanowczo protestuję przeciwko poza-merytorycznymi wycieczkami pana Jurecki jako recenzenta.W moich oczach zdyskwalifikował się sam. Jako człowiek.
I to by było na tyle.
Pani Maria,
“Jad” każdy widzi gdzie chce, ja postrzegam go powyżej. Wiek kuratorów nic tu do rzeczy nie ma. Liczy się efekt wystawy, który dla mnie jest mizerny.Jeśli jest Pani zadowolona z ekspozycji, to się cieszę. Jeśli ktoś używa określenia “fotogram” to znaczy, że jest amatorem w dziedzinie fotografii i powinienem trochę poczytać, zanim rozpocznie polemikę.
Wątek finansowy jest ważny nie tylko dla mnie, ale dla widzów i czytelników czy MKiDN. Można zobaczyć, jak wydaje się państwowe pieniądze. I prosiłbym panią lub MSN o poddanie dokładnych danych, na co zostały wydane i jakie były honoraria dla kuratorów.
Szanowny Panie!
Posypuję głowę popiołem i udaję się do Canossy:
Poproszę o wykaz lektur obowiązkowych i opinii które winnam przestudiować i wbić w rozum, aby Pan, łaskawco udzielił mi prawa do oglądu świata i wyrażania na jego temat własnej opinii.
Bardzo ciekawa, wnikliwa i merytoryczna recenzja. Serdecznie dziękuję autorowi za podzielenie się tak wieloma cennymi spostrzeżeniami, które mógł zauważyć tylko specjalista i osoba profesjonalnie zajmująca się tematem.
Comments are closed.