Co nie jest biografią – nie jest w ogóle. Zakopiańskie pracownie
Pracownia artysty – mogłoby się wydawać – jest miejscem szczególnym. Zwłaszcza w Zakopanem, nad którym poza czystym powietrzem unoszą się opary witkacowskiej zakopaniny i całe rzesze twórczo podchodzących do własnych historii widm. Obu Witkiewiczów, Malczewskiego, Hasiora i całego tabunu przyjezdnych ilustrujących w swoich dziełach przeżycia z metafizycznego pępka. Najgorzej jednak, jak się komuś coś wydaje. Pracownia to przede wszystkim miejsce pracy. Twórczego procesu, intymnej rozmowy i wcielania w życie nawet najbardziej pokrętnych czy też absurdalnych idei. Monotonnej, codziennej harówki, której czas wypełnia coraz bardziej żmudny research i powtarzalne do bólu czynności. Jeśli dialog, to tylko z materiałem, a jeśli monolog, to tylko taki, po którym nie można wydusić słowa? Niekoniecznie, to też, jak pokazuje pamięć zakopiańskich przestrzeni, ciągle żywa, ewoluująca, podatna na zmiany tkanka, przetapiająca i przelewająca się niczym lawa. Grana dyskusja i nierzadko ogrywana tożsamość.