Trudno zbierać z umiarem – przyzna to niejeden posiadacz kolekcji. Każdy zbieracz staje prędzej czy później przed problemem nadmiaru zgromadzonych przez siebie rzeczy. Mam na myśli sytuację, gdy silnie odczuwamy napór zgromadzonych przez nas rzeczy (książek, płyt, bibelotów) i gdy mamy poczucie, że jest ich zbyt wiele. Naturalnie, miary w zbieraniu nie da się ustalić arytmetycznie, jest ona dalece indywidualna, zależna od konkretnych osób i ich wrażliwości. Niemniej jest bardzo ważna, gdyż jej naruszenie grozi kilkoma istotnymi niebezpieczeństwami.
Po pierwsze, należy uważać, aby nie popaść w długi. Bycie zadłużonym – sytuacja, gdy dług „wisi” nad nami – odbiera radość z zakupionej rzeczy. Jeśli pożyczać, to jedynie wtedy, gdy naprawdę musimy, bo innego wyjścia nie ma, bo rzecz „ucieknie”, bo kupi ją ktoś inny. Jeśli jest jednak możliwe, aby daną rzecz – rzadki obraz, świetnie oprawną książkę, intarsjowany stolik – kupił ktoś z naszych znajomych, to moja rada brzmi: niech tak się stanie. Rzecz kupi przyjaciel, my będziemy mogli ją oglądać u niego, nie popadniemy zaś w długi, które zawsze obniżają nastrój życia. Bycie zadłużonym to dla większości z nas stan dyskomfortu. Zakupy „na kredyt” cieszą jedynie przez krótki czas, po którym narasta świadomość konieczności zwrotu pożyczonych pieniędzy. Kto zatem chce zbierać z przyjemnością – niech kupuje za swoje.
“Jeśli jest jednak możliwe, aby daną rzecz – rzadki obraz, świetnie oprawną książkę, intarsjowany stolik – kupił ktoś z naszych znajomych, to moja rada brzmi: niech tak się stanie”.
Po drugie, duża liczba rzeczy wokół nas przytłacza. Zbierane rzeczy mają swoją „intensywność”, są bowiem z reguły mocno nasycone różnymi zmysłowymi jakościami i wartościami estetycznymi, historycznymi, sentymentalnymi itd. Nasycenie to sprawia, iż obcowanie z dużą liczbą „mocnych” rzeczy angażuje uwagę i utrudnia skupienie. Zbieracze mają skłonność do kompletowania klas przedmiotów i serii obiektów (wszystkich znaczków rumuńskich z lat 70tych, wszystkich modeli samochodu syrena etc.). Ponadto zbieranie rzeczy należących do jednej dziedziny pociąga za sobą zbieranie rzeczy z dziedziny innej: znaczki pocztowe sugerują zbieranie monet lub etykiet zapałczanych, etykiety piwne – etykiet winnych, plakaty filmowe – plakatów z imprez muzycznych etc. Zbieranie rzeczy rozbudza ciekawość świata i miłość do niego, te zaś anektują kolejne dziedziny przedmiotowe. Zbieracz ma też wiele duplikatów, obiektów podobnych. Istnieją „maniacy różnicy”, fetyszyści, którzy delektują się drobnymi różnicami i starają się kompletować serie rzeczy. Poznałem zbieracza płyt winylowych, który kupuje kolejny egzemplarz posiadanej już płyty winylowej, ponieważ ma ona kod kreskowy umieszczony w innym miejscu okładki.
“Zbieranie rzeczy rozbudza ciekawość świata i miłość do niego, te zaś anektują kolejne dziedziny przedmiotowe”.
Po trzecie, intensywne zbieranie może skutkować zachwianiem równowagi życiowej. Wyłączne oddanie jednej pasji – zbieraniu – może prowadzić do zaniedbania innych obszarów życia: spędzania czasu z rodziną, uprawiania sportu, przebywania z przyjaciółmi. Rodziny kolekcjonerów wiele mogłyby nam o tym powiedzieć. Naturalnie, szczęśliwie się składa, gdy wielu członków rodziny wykazuje skłonności do zbierania, jak np. zasłużona krakowska rodzina antykwariuszy Sosenków. Nie jest to jednak zjawisko częste. Nasi partnerzy częstokroć nie wytrzymują natłoku przedmiotów we wspólnych pokojach. Zbiory rzeczy potrafią stać się przyczyną rozstań ludzi. Dzieje się tak tym bardziej, że na zakup rzeczy zbieracz przeznacza pieniądze, które jego partner chętnie wydałby na co innego lub zaoszczędził. Znana mi jest anegdota o pracowniku naukowym-historyku sztuki, który wyjechał z pieniędzmi po auto do Niemiec, a wrócił z secesyjną wazą, której zakup stał się zarzewiem niezgody między małżonkami.
Istnieje swoista melancholia związana ze zbieraniem i kolekcjonowaniem. Chęć posiadania rzeczy bowiem, aczkolwiek bardzo ludzka – opiera się na iluzji. Jak mawiał F. Starowieyski: „Człowiek jest tylko epizodem w życiu przedmiotu”. Ze względu na krótkość naszego życia posiadamy rzeczy jedynie przez chwilę, a i to w sposób dziwny i niejednoznaczny. Rzecz jest z reguły trwalsza od człowieka, przeżywa go. To raczej ona istnieje aniżeli my. Co zatem oznacza, że posiadamy daną rzecz? Co najwyżej tyle, że dysponujemy nią przez czas naszego życia, że możemy na nią patrzeć czy jej używać. Jej przyszłe losy – po naszej śmierci – są mało zależne od nas. Niejedna kolekcja uległa rozproszeniu, a także została zmarnowana wskutek niewiedzy, niedbalstwa czy chciwości spadkobierców. Niejeden u schyłku życia nie miał komu przekazać swoich zbiorów.
“Jak mawiał F. Starowieyski: „Człowiek jest tylko epizodem w życiu przedmiotu”. Ze względu na krótkość naszego życia posiadamy rzeczy jedynie przez chwilę, a i to w sposób dziwny i niejednoznaczny”.
A jednak w rzeczach tkwi też swoista energia, która sprawia, że ich gromadzenie wzmacnia witalnie człowieka. Zbierane i przechowywane rzeczy sugerują, że życie zbieracza będzie trwać i że będzie istniała przyszłość, w której zostaną one użyte. Na wielką skalę jest to widoczne w – mającym cechy utopii – systemie konsumpcyjnym, gdzie kupujący wmawia samemu sobie, że zdąży w swoim życiu użyć kupowanych rzeczy i wyobraża sobie siebie w trakcie ich przyszłego używania (posługiwania się narzędziami, noszenia ubrań etc.). Reklama produktów z jednej, a ich kupowanie z drugiej niwelują fundamentalną kwestię śmiertelności człowieka. Tworzy się tu fałszywą świadomość nieskończenie długiego życia i działania człowieka oraz podtrzymuje iluzję materialnej nieśmiertelności.
Psychologia jest podejrzliwa wobec kolekcjonerstwa. Niektóre koncepcje psychologiczne przypisują kolekcjonerom skłonności fetyszystyczne, fiksację na punkcie rzeczy i lęk przed utratą. Jednak Zygmunt Freud, twórca psychoanalizy przejawiał pasję kolekcjonerską wobec sztuki antycznej i miał sporo jej okazów w swym gabinecie i bibliotece, a po 1908 r. w całym mieszkaniu[note]Freud zbierał rzeczy przez cztery dekady swego życia. Była to jego druga pasja obok podróżowania. Niektóre cenne drobiazgi zabierał ze sobą w podróże, wiele też rzeczy kupił za granicą. Zbieranie antyków i przedmiotów pochodzących z wykopalisk określił jako „namiętność, od której silniejszy jest jedynie głód nikotyny”. Zob. G. Markus, Zygmunt Freud i tajemnice duszy, przeł. M. Auriga, PIW, Warszawa 1993, s. 135. Gromadzona przezeń w mieszkaniu kolekcja stanowiła dlań „niezrównaną pociechę” i „źródło pokrzepienia” pośród trudów życia.[/note]. W literaturze psychologicznej i medycznej funkcjonują terminy „syndrom Diogenesa” i „syllogomania”. Odnoszą się one do natrętnego, kompulsywnego gromadzenia rzeczy w domu i obejściu, które nie ma cech wspólnych z kolekcjonerstwem. Termin „syndrom Diogenesa” przywołuje postać starożytnego filozofa-cynika, który gardził konwencjami i nosił się niedbale, a nawet obmierźle – niczym niektórzy zaniedbujący higienę zbieracze. Patologiczne zbieractwo ma niejasne przyczyny. Pojawia się niekiedy u ludzi, którzy zaznali głodu i nędzy. Dotkliwy brak poczucia bezpieczeństwa sprawił, iż bezwiednie zabezpieczają się oni na przyszłość gromadząc różne rzeczy. Spotkałem kiedyś mężczyznę, artystę-rzeźbiarza, który po wojnie wychowywał się w domu dziecka i nie dojadał. Warunki te sprawiły, iż jako dorosły człowiek posiadający stałą pensję kompulsywnie zabierał do domu kromki chleba z zakładowej stołówki. Chleb był pochowany w licznych zakamarkach jego mieszkania. Znam też mężczyznę, starszego już pana, który często jeździ rowerem. Wyjawił mi w rozmowie, że posiada dwadzieścia osiem rowerów. Pamiętam jego słowa: „Myśmy po wojnie byli bardzo biedni i ja w ogóle nie miałem zabawek, dlatego teraz sobie tamte lata kompensuję”. Przypadki te pokazują, z jakich głębi historii osobowych bierze się często namiętne zbieranie rzeczy.
Zbieractwo to namiętność, a zbieracz jest chciwcem, którego nienasyconość (gr. pleonexia) nie ma granic. Literackim przykładem tego rodzaju postawy życiowej jest Pluszkin z Martwych dusz Gogola. Zdarza się nierzadko, że jako obciążony wadą chciwości zbieracz jest skłonny do dużych poświęceń dla oczekiwanych satysfakcji. Literackim patronem utylitarnego zbieractwa jest Robinson Crusoe z powieści D. Defoe, gromadzący w swoim domostwie wyspiarza wszelkie – zdobywane zwłaszcza na osiadłych na mieliźnie statkach – mogące mu się przydać lub dać poczucie bezpieczeństwa przedmioty.
Dr hab. Witold Nowak, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, kierownik Zakładu Kulturoznawstwa w Instytucie Historii Uniwersytetu Rzeszowskiego. Zajmuje się filozofią kultury i antropologią filozoficzną. Szczególnie interesuje się relacjami pomiędzy ludźmi i rzeczami oraz praktykami kolekcjonerskimi. Ostatnio wydał Ciało, rzecz, pamięć. Rozprawy i eseje z filozofii historii, Rzeszów 2016.