A.Sz. Jak już powiedziałaś, nie myślisz o swoich pracach jako intencjonalnym autoportrecie. Raczej podkreślasz, że wiesz, co chcesz zrobić i praca tym trybem jest po prostu łatwiejsza. Czy nie ma w tym sprzeczności z treścią Twoich prac i z tym, że pracujesz ze swoimi najbliższymi?
A.O. Ja po prostu nigdy nie pracuję z przypadkowymi ludźmi. Także pracując tutaj, w nowym Jorku ma zamiar sprowadzić mojego fotografa ze Sztokholmu. Pozuję sama, bo doskonale wiem, czego chcę a także dlatego, że używam dla fotografii moich doświadczeń, uczuć, całego wewnętrznego ja, aby uzyskać to, czego chcę. Ale mam nadzieję, że to, o czym mówię jako artystka, jest bardzo uniwersalne i przemawia do wielu ludzi. Są lęki, które wszyscy podzielamy.
A.Sz. W niektórych ze swoich prac używasz protez jako rodzaju przedłużenia swojego ciała: szkieł kontaktowych, sztucznych nóg i rąk. Dla mnie mają całkowicie inne znaczenie niż te u Cindy Shermann, które są jakby bellmerowskiej proweniencji. W Twoich video takich jak “Karoshi” czy serii fotografii “Parasites”, protezy można odebrać jako wyrażenie niemożności osiągnięcia czegoś upragnionego. Beznadziejności naszych potrzeb.
A.O. Andy Warhol powiedział coś takiego jak “Chciałbym być zrobiony z plastiku”… I staje się to coraz bardziej prawdą. Możemy zamienić tyle części ciała, możemy głęboko interweniować w ciało dane nam na początku życia. Nie zawsze dlatego, że musimy, ale dlatego, że tego chcemy. Wszystko jest zamienne, z wyjątkiem samego życia. W “Karoshi” radośnie spaceruję w centrum handlowym Malmő, machając wiązką kolorowych toreb na zakupy. I nagle, w jakimś momencie, po prostu przewracam się, można domniemywać, że umieram. Po japońsku “Karoshi” znaczy “nagła śmierć” lub “całkowity upadek ciała” i jest nazwą nowo odkrytej choroby. Jest ona specyficzna dla kultury, gdzie praca i poświęcenie dla niej jest tak wielkie, że ciało nie może dłużej tego wytrzymać. Po prostu umierasz bez zdiagnozowanego powodu. Twoje ciało zwyczajnie się poddaje.
A.Sz. To przywodzi mi na myśl Twoją pracę z początku 1999 roku “Cold”, którą zrobiłaś w Gdańsku. Stałaś na temperaturze poniżej zera na brzegu morza patrząc prosto w kamerę oczami o błękitnych szkłach kontaktowych, z odkrytą głową i ramionami. Jakby testując wytrzymałość ciała.
A.O. Dla mnie było to przede wszystkim na temat sensu tego typu wyobrażeń kobiety w sztuce historycznej. Pamiętasz Venus Botticellego? Musiała czuć się doprawdy dziwnie stojąc w tej muszli! To nie było z pewnością zbyt przyjemne… (śmiech).
A.Sz. Zawsze jest pewna doza humoru w Twoich pracach. Tworzysz czasami dziwaczne, niemożliwe sytuacje?
A.O. Jest taka praca, którą zatytułowałam “Imagine”. Budka na ulicy, wyglądająca na rodzaj sklepiku. Ale rzeczy, które mógłbyś tam kupić były bezużyteczne i dziwnie wyglądające. A więc był tam maleńki stół bilardowy z kulami normalnej wielkości, wyglądającymi w porównaniu z nim na olbrzymie. Była para seksownych damskich butów na szpilkach w rozmiarze dziecięcym. Olbrzymia czerwona piłka, którą nie można grać. Męskie buty tak olbrzymie, że nie ma stopy, która by w nich nie utonęła. Wszystko było dysfunkcyjne, bezużyteczne, wbrew tytułowi ? niewyobrażalne.
A.Sz. I ten sposób myślenia o dziwnych aspektach rzeczywistości stosuje się także do twoich prac o ludzkich emocjach?
A.O. Moja najnowsza praca video obrazuje niejasne odczucia na temat miłości, związku i rodziny. Tę pracę z robiłam z Tatą i moim chłopakiem. Ekran jest ciemny i od czasu do czasu pojawiam się w nim z jednej strony i znikam z drugiej. Na początku nie wiesz, co się dzieje, ale wkrótce możesz zauważyć dwóch mężczyzn odpychających mnie. Któryś z nich najpierw dotyka mnie delikatnie, prawie pieści i nagle odpycha w ramiona tego drugiego, który robi to samo. Jestem miękka, słaba i pozbawiona woli, zwolna przelatując pomiędzy nimi dwoma.
A.Sz. Na koniec rozmowy chciałabym zapytać Cię o początek. Która praca z wczesnego okresu Twojej kariery miała największy wpływ na przyszły charakter twoich zainteresowań?
A.O. Na dyplom zrobiłam dwa czarno-białe billboardy. Scena jest praktycznie ta sama: czarny rozłożysty fotel skórzany z małym stolikiem. Na pierwszym z nich siedzę na fotelu, ubrana w męski prążkowany garnitur, z makijażem i fryzurą kojarzącymi się z “film noire”. Jest tam też lampka koniaku i cygaro. Obraz przecięty jest napisem “I wanna be”. Na drugim fotel jest pusty, koniak wypity, cygaro zgaszone. Zdanie kontynuuje się “Forever young”. Wstałam z tego fotela parę lat temu, ale wciąż kręcę się w pobliżu.
Wywiad został rozpoczęty jako korespondencja e-mail miedzy Gdańskiem i Sztokholmem a następnie dokończony w Nowym Jorku w International Studio & Curatorial Program jesienią 2001. Aneta Szyłak i Anneé Olofsson znają się i współpracują od 1997 roku.