Mimo że książka Sajko została zakwalifikowana jako powieść, trudno jasno określić jej przynależność gatunkową. Charakterystyczny styl, bliski językowi mówionemu, pełen kolokwializmów i gdzieniegdzie także wulgaryzmów, zbliża ją do dramatu, a właściwie do wielkiego monologu. Monologu na kilka kobiecych głosów, które zlewają się w jeden.
Ważniejsze jednak od tego, jak mówią, jest to, co mówią. Jedna przedstawia przejmujący opis rozczarowania wojną, zwycięstwem, ale nie boi się też odważnie mówić o uczuciach, buncie, nienawiści, a także o przyczynach wybuchu konfliktu. Oskarża starsze pokolenia, ale krytykuje też młodzież, która jest bezmyślna, ale nie bezideowa, i która nie przeczuwa, że jedyny możliwy wniosek jest następujący: skoro umiała nosić karabin, będzie umiała też roznosić pizzę.
Drugą stronę zwycięstwa ogląda też kolejna bohaterka, która już nie ma siły oskarżać, bo się boi. Nie ma odwagi, by podjąć jakąkolwiek decyzję, by poprosić o pomoc lub po prostu porozmawiać. Kobieta z czasów wojny jest wojowniczką, ta po – jest wrakiem człowieka. Wszystkie są. Straciły domy, ukochanych, zdrowie i czas, który jakby się zatrzymał. W ich świecie nic się nie zmienia, nic nie idzie naprzód, wszystko jest powtarzalne, przewidywalne.
Te dwa typy kobiece, dwa bieguny reakcji, mogą być jednym, zdaje się sugerować Sajko. Choć kobieca psychika jest delikatna, zmienna, niezależnie od tego, czy obok spadają płatki śniegu czy granaty, to jednak kobieta, jak każdy człowiek, w starciu z Wielką Ideą, Historią, Narodem, jest bezsilna i skazana na porażkę, na swój własny Rio Bar, w którym będzie przesiadywać, kiedy wszystko na zewnątrz będzie wydawało się kolorowe i na swoim miejscu, a w środku zostanie pustka, której niczym nie można zapełnić. Nie jest to najbardziej odkrywcze stwierdzenie, ale zdaje się, że czasami trzeba o tym przypominać, bo ci, którzy tego nie przeżyli, mogą zbyt łatwo uwierzyć, że przemalowanie baru na fioletowo, jak zrobił to nowy właściciel, jest w stanie cokolwiek zmienić.
Pisarka, dla której pisanie jest terytorium gniewu, swój gniew pokazuje jasno i bez ogródek. Nie boi się szukać przyczyn, winnych, rzucać oskarżeń, ironizować i krytykować. Ukazuje bezsens i zniszczenie, których źródłem jest wojna – nie tylko ta na Bałkanach, w latach dziewięćdziesiątych, ale i każda inna. Przejmująca jest zwłaszcza (bardzo chwalona przez chorwackich krytyków) scena, w której jedna z bohaterek mówi do uszkodzonej pociskiem rzeźby Matki Boskiej, wyzywając ją od pieprzonych kretynek za to, że wybacza. W takim momencie czytelnikowi trudno jest pozostać obojętnym
To polityczne zaangażowanie w kwestie bałkańskie nie przeszkadza i nie pozostawia czytelnika bezradnym, gdyż sama autorka na końcu książki umieściła Zapiski o wojnie, do których odnośniki są jakby przypadkowo rozrzucone po całym tekście. Ułatwiają one zrozumienie poszczególnych akapitów i odkrywają przed czytelnikiem nowe znaczenia.
Ta pozorna przypadkowość jest charakterystyczną cechą całego Rio Baru, który pełen jest niezwykle celnych komentarzy czy obserwacji, dotyczących zazwyczaj ważnych kwestii, podanych jakby mimochodem, a tworzących odrębne mini-całości w stosunku do całego tekstu, pozostając z nim jednak w całkowitej harmonii.
O wojnie piszą kobiety. Czy politycy słuchają kobiet? Jak pokazuje przykład pomnika w Kninie – nie. Nawet jeśli ci politycy są kobietami. (Premierem Chorwacji jest kobieta, Jadranka Kosor, która oznajmiła ostatnio, że krytykowana przez Sajko akcja Burza przyniosła Chorwacji wolność i pokój). Czy w takim razie czytelnicy słuchają kobiet?
Czy my, tutaj, w Polsce, możemy się czegoś nauczyć, skoro nie uczą się ci, których problem bezpośrednio dotyczy? Czy może następnym razem, oglądając przy śniadaniu telewizyjną relację z jakiejś wojny, nie damy się zmylić powtarzalności i przewidywalności tego, co oglądamy, i pomyślimy, że gdzieś poza tym ekranem opłakuje swoje przerwane wesele panna młoda w zakrwawionej sukni? Może właśnie dzięki temu nie staniemy się całkowicie obojętni?