Z tego przekonania powstały dwa piękne spektakle Grzebanie oraz Błądzenie, które w tej perspektywie opowiadały o życiu i twórczości kolejno Stanisława Ignacego Witkiewicza oraz Witolda Gombrowicza. Były one również w pewnym sensie sumą analiz, interpretacji i wszelkich przemyśleń na ich temat samego Jarockiego, który czytał ich na rozmaite sposoby przez całe życie. Spektakle te miały w sobie też coś z rodzaju intymnej rozmowy, dopuszczeniem widza do przemyśleń kogoś, kto bardzo dobrze tych pisarzy znał oraz umie o nich mądrze i ciekawie opowiedzieć.
Jerzy Jarocki jako pierwszy zaczął również dyskutować w Polsce z ustanowioną, afirmacyjną wersją romantyzmu. Uciekał od wystawiania najbardziej znanych polskich dzieł z tego okresu, przytłaczał go ciężar ich tradycji i ustanowionego społecznego, patriotycznego znaczenia. Wolał dzieła wystawiane w Polsce rzadziej, dające więcej możliwości własnej twórczej ekspresji, pozbawionych u nas tak wielkiego kulturowego bagażu. Wprowadził na deski polskich teatrów Kasię z Heilbronnu von Kleisa, Fausta Goethego czy Sen srebrny Salomei Słowackiego.
W romantyzmie nie chodziło Jarockiemu o wydobywanie wątków patriotycznych, mesjanistycznych, czy bogoojczyźnianych. Przeniósł bohatera romantycznego i jego rozterki na poziom bardziej uniwersalny oraz egzystencjalistyczny. Jego bohater zastanawiał się nad naturą rzeczywistości, szukał w niej klarownych sensów. Zdawał sobie sprawę z pozorów i złudzeń, za pomocą których rzeczywistość go mami, a jednak na różne sposoby próbował znaleźć w niej czegoś stałego. Szukał jakiegoś poznawczego fundamentu, na którym mógłby się oprzeć. Chciał wydrzeć światu Tajemnicę Istnienia, dojść do jakiegoś epistemologicznego absolutu. Jednak nie pragnął tego w sposób totalny i skrajny. Swoją egzystencjalną ścieżkę wyznaczał małymi kroczkami, starał się wypełniać naznaczone kompromisem życiowe etapy, nie bał się błędów oraz potknięć i potrafił wyciągać z nich naukę. Taki był choćby książę Fryderyk z Kasi z Heilbronnu. Potrafił skonfrontować i ostatecznie pogodzić swoje wielkie idee z realnością, połączyć intelekt i rozum z uczuciem oraz emocjami.
Wydaje mi się, że taki był cały teatr Jerzego Jarockiego. Widać to choćby w ostatnich spektaklach: Kosmosie Gombrowicza, czy ostatniej wersji Tanga Mrożka wystawionych w Teatrze Narodowym. Spektaklach z pozoru zimnych, do bólu precyzyjnych, zawierających silny ładunek poznawczy, mocno filozofujących. Kosmos badał granicę naszej percepcji, rolę spojrzenia w kształtowaniu rzeczywistości, analizował nasze dążności poznawcze, pytał skąd w nas taka chęć poszukiwania stabilnego źródła sensu oraz upór w przebijaniu się przez kolejne przeszkody i niedoskonałości naszego badawczego aparatu. Tango z kolei pytało o rolę nauki, o to, co może przynieść oddanie się spekulacyjnym rozważaniom, zastanawiał się czy lepiej w sztuce, nauce, życiu społecznym raczej teoretyzować czy też rzucić się w wir aktywnego, praktycznego działania. Wskazywał na katastroficzną nierozstrzygalność tego dylematu i klęski jaką przynosi bezwzględne przywiązanie do jednej z tych dwóch skrajności.
Jednocześnie w tych spektaklach było dużo dystansu, miejsca na aktorski luz, wiele humoru. A także wbrew pozorom dużo emocji i afektywności. Teatralna narracja balansowała nieustannie pomiędzy powagą, spekulatywnością, chęcią powiedzenia o świecie czegoś ważnego, a pewną dozą absurdu, zgrywy, tworzenia angażującej publiczność teatralnej gry.
Jerzy Jarocki nie pozwalał sobie też nigdy uciec w rejony totalnej abstrakcji. Wiedział, że teatr w przeciwieństwie do literatury czy filozofii jest sztuką fizyczną, materialną, w której nie ma możliwości odcięcia się całkowicie od społeczneństwa, zakorzenienia w publicznym tu i teraz. Cały czas miał na uwadze fakt, że teatru jest zawsze realnym spotkaniem pewnej grupy ludzi. Dlatego owszem w swoim teatrze dyskutował o społeczeństwie, reagował na sytuację polityczną, robił to jednak tylko przez wielkie teksty. Na stan wojenny zareagował wystawieniem Mordu w katedrze T.S. Eliota, swoim ostatnim spektaklem Sprawą wg Samuela Zborowskiego Juliusza Słowackiego odpowiedział na Rymkiewiczową, mocno konserwatywną, spiskową i zdaniem Jarockiego niebezpieczną wizję Polski, która eskalowała po katastrofie smoleńskiej, a której egzemplifikację stanowiło to wszystko, co działo się przed Pałacem Prezydenckim. I zrobił to za pomocą być może najbardziej hermetycznego, trudnego i tajemniczego tekstu w historii naszej literatury. Kolejna sprzeczność, paradoks. Ale jemu udawało się te wszystkie sprzeczności łączyć, czy właściwie umieszczać je obok siebie na jednej artystycznej płaszczyźnie po to by uruchamiać ich wzajemną dynamikę. Z tego rodziło się niesamowite twórcze napięcie, poczucie nieustannej artystycznej dyskusji i walki. I to wydaje mi się jest najlepszym przykładem jego wielkości.