Panienka[1]
Tłumaczka, poetka, autorka powieści i wielu opowiadań dla dzieci. Określana mianem „The Pooh Lady” („Pani Puchatek”) autorka kongenialnego przekładu najsłynniejszej książki A.A. Milne’a, a także młodsza siostra Juliana Tuwima. Choć Irena Tuwim zmarła w 1987 roku, to dopiero 30 lat po jej śmieci na rodzimym rynku ukazuje się jej pierwsza biografia. Anna Augustyniak z wytropionych śladów pisarki kreśli niejednoznaczny portret kobiety uwikłanej w skomplikowaną historię, rodzinę, przykre choroby i trudną psychikę.
Irena Tuwim przyszła na świat w Łodzi w 1898 roku jako drugie dziecko Adeli z Krukowskich i Izydora Tuwima. Kilka lat wcześniej na świecie zameldował się jej starszy brat Julian, oszpecony ogromnym znamieniem na twarzy, toteż narodziny dziewczynki pozbawionej takich cech przyjęto z dużą ulgą. Zręb rodziny Tuwimów stanowili zasymilowani Żydzi nieznający ani słowa w jidysz; być może właśnie z tego faktu wypływa umiłowanie literatury i języka polskiego, jakie zaszczepiła swoim dzieciom Adela Tuwimowa.
Rodzeństwo Tuwimów było bardzo zżyte ze sobą. Julian wielokrotnie ofiarowywał siostrze kupione dla niej drobiazgi; ona pomagała mu rozcinać strony świeżo nabytych książek. Bardziej emocjonalna, wielokrotnie szła wypłakać się „za szafę”, kiedy brat – już po opublikowaniu wielu swoich utworów – cierpiał z powodu prasowych ataków „żydożerców”. Literacki debiut Ireny był niemal tak spektakularny jak Juliana: po opublikowaniu na łamach czasopisma „Godzina Polski” wiersza Panienka swój pierwszy tom poetycki 24 wiersze pisarka wydała w prestiżowym podówczas wydawnictwie Jakuba Mortkowicza. Zawarte w jej wierszach nietypowo kobiece widzenie świata porównywano często do utworów Anny Achmatowej, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, czasem do Kazimiery Iłłakowiczówny. O sile i randze tego debiutu świadczy również fakt, że m.in. za jego sprawą poetka została zaliczona w poczet Skamandrytów. Co ciekawe, po przeczytaniu tego tomiku Marek Eiger (znany także jako Stefan Napierski) postanowił, że za wszelką cenę musi poznać jego autorkę. Tuwimówna wywarła na nim niemałe wrażenie, skoro kilka miesięcy później oświadczył się jej i został przyjęty.
Między Panią Bovary a Anną Kareniną
O piórze wszechstronnie utalentowanego Eigera (był pisarzem, tłumaczem, krytykiem literackim, poliglotą) mówiono, że jest jednym z najwybitniejszych w Polsce tego okresu. Zazdroszczono mu bogactwa, kwitowano milczeniem jego genialne teksty, toteż szybko popadł w zapomnienie. Sam przyznawał, że decyzja o poślubieniu Ireny nie wiązała się tylko z jej osobą: celowo chciał się wżenić do rodziny „tego Tuwima”.
Choć Eiger wywodził się z bardzo zamożnej rodziny łódzkich fabrykantów, pieniądze nie przysporzyły jemu i jego małżonce szczęścia. Mieszkanie w reprezentacyjnej dzielnicy, służba na każde skinienie, otaczający ich zewsząd zbytek okazały się niewystarczające dla ratowania trwałości małżeństwa. Co więcej, obydwoje w równym stopniu przyczynili się do jego upadku: Irena dopiero po ślubie dowiedziała się, że jej mąż jest homoseksualistą (stąd zapewne wzięła się jego decyzja, by w podróż poślubną pojechać do Berlina, ówczesnej Mekki osób o odmiennej orientacji seksualnej). Sama też nie była bez winy: choć mąż obsypywał ją prezentami i zapewniał maksymalnie komfortowe warunki do życia i tworzenia, bardzo szybko straciła głowę dla innego mężczyzny, młodszego od niej o sześć lat. Eiger zaproponował jej wtedy układ: może spróbować szczęścia z tym drugim, ale będzie mogła wrócić, gdyby to uczucie okazało się pomyłką. Irena nigdy tego nie zrobiła.
W czasie kiedy jej pierwsze małżeństwo chyliło się ku upadkowi, nie przestawała pisać. Tomik jej wierszy Miłość szczęśliwa opisuje drogę, jaką musiała przebyć, by odzyskać wewnętrzny spokój i równowagę. W jego skład wchodzi m.in. tryptyk Nienawiść, stanowiący wstrząsające wyznanie, jeśli odczytywać go jako komentarz do rozwodu z pierwszym mężem:
„Mam do ciebie nienawiść, co przechodzi już w płaską, ordynarną złość, która w chwili napięcia sprawia rozkosz, a kiedy przemija, pozostaje po niej wstyd.
Dziś, kiedy jadłeś obiad, miarowo poruszały ci się żuchwy. Wtedy mała jędza, która od niedawna urosła mi na sercu, odezwała się we mnie i pomyślałam, że jedząc tak wyglądasz jak krowa.
A często marzę o tym, żebyś umarł”[2].
Drugi mąż Ireny, Julian Stawiński, miał stanowić remedium na jej wewnętrzne upiory. Dla niego porzuciła dostatnie życie u boku pierwszego męża, razem z nim uciekła przed nadciągającą II wojną światową na niepewną tułaczkę: najpierw do Londynu, potem do Kanady i Stanów Zjednoczonych. Z każdego z tych miejsc płynął nieprzerwany strumień korespondencji między Ireną a jej bratem: Tuwim zwierzał się jej z najintymniejszych myśli, opowiadał o postępującym procesie pisania Kwiatów polskich czy o zdradzie żony, która zburzyła cały jego świat. Wspólnie zastanawiali się, co się dzieje z ich matką, która musiała zostać w otwockim zakładzie dla osób chorych psychicznie.
Niemal czterdziestoletni okres małżeństwa z Julianem Stawińskim (J., jak nazywa go Irena dla odróżnienia od brata) był dla pisarki czasem wytężonej pracy literackiej i tłumaczeniowej. Nie jest prawdą, że to właśnie najbliższym mężczyznom zawdzięczała swój sukces w tej dziedzinie, wręcz przeciwnie: to oni wykorzystywali jej talent do własnych celów. Brat poprosił ją o pilne przetłumaczenie zaległego tekstu, co Irena uczyniła i za co otrzymała jego honorarium. Ze Stawińskim wiele tekstów tłumaczyli razem, niemniej Irena wielokrotnie żaliła się na męża, że kiedy on kończy swoją pracę tłumaczeniową, przerywa bez wahania jej pracę i domaga się natychmiastowego przejrzenia swojego przekładu i naniesienia korekt. To znamienne, że drugi mąż żądał od niej wsparcia nie tylko przy tłumaczeniu powieści obyczajowych – wymógł od niej pomoc także przy tłumaczeniu… antologii literatury science-fiction.
Co ciekawe, tylko na jeden rok przypadły najsłynniejsze przekłady, których dokonała Irena Tuwim – w roku 1938 ukazały się bowiem: Kubuś Puchatek, Chatka Puchatka oraz Mary Poppins (po raz pierwszy opublikowana w języku polskim jako Agnieszka). Tłumaczenia te wywołały szeroki oddźwięk: najmłodsi czytelnicy zaczytywali się w przygodach Misia o Bardzo Małym Rozumku, dorośli zwracali uwagę na klasę przekładu i przyznawali, że choć tłumaczenie Ireny Tuwim jest nazbyt swobodne, to jednak jego skrócenie, autorskie podejście do „mruczanek”, a przede wszystkim kongenialność i osadzenie w kulturze i języku polskim sprawia, że z książki Milne’a powstał zupełnie nowy utwór, chroniony odrębnym prawem autorskim. Stanisław Lem z kolei uważał, że przekład Ireny Tuwim jest lepszy od oryginału[3].
Tłumaczenie najsłynniejszych książek A.A. Milne’a przysporzyło pisarce najwięcej popularności, choć Irena Tuwim przyznawała, że za pierwszym razem odrzuciła ofertę przekładu Kubusia Puchatka. Uznała ten tekst za na tyle mocno osadzony w kulturze brytyjskiej, iż jego przekład na język polski wymagałby nie lada zręczności i wielu kompromisów. Ostatecznie do pracy nad tekstami angielskiego pisarza przekonała ją dopiero rodzina, a w tłumaczeniu pomogło… życie. Tytułowy bohater książeczek Milne’a w wersji oryginalnej nosi bowiem imię Winnie the Pooh i jest płci żeńskiej, natomiast Irena zdecydowała o zmianie płci i nadaniu imienia, które należało ongiś do jej londyńskiego pieska: Kubusia, z racji puszystego futerka nazywanego też – jakżeby inaczej – Puchatkiem. Jej przekład książeczek Milne’a stał się na tyle sławny, że w Londynie nazywano ją nawet „The Pooh Lady” – „Panią Puchatek”.
Pisarka najczęściej tłumaczyła utwory z języka angielskiego, trochę rzadziej z rosyjskiego; bardzo często trafiała na teksty, które później głęboko w niej rezonowały, jak np. Pani Bovary Flauberta, Anna Karenina Tołstoja czy też wiersze będącej inspiracją dla poetów wyklętych Marceliny Desbordes-Valmore. Z bohaterkami wielu tłumaczonych przez siebie utworów odczuwała wspólnotę przeżyć: rozumiała miotającą się Annę Kareninę, bliskie jej były rozterki Emmy Bovary, odnajdywała swoją historię w pogmatwanym życiu Marceliny Desbordes-Valmore. Wielu z tych postaci poświęciła osobne wiersze, w których daje ujście niełatwym kobiecym emocjom.
Na okres największej sławy Ireny Tuwim przypada także szereg koszmarnych doświadczeń z życia osobistego. W 1940 roku w Palmirach zostaje rozstrzelany jej pierwszy mąż, Marek Eiger. W 1943 roku w Otwocku ginie jej matka, zastrzelona i wyrzucona z balkonu przez gestapowców (rodzeństwo Tuwimów dowie się o jej śmierci dopiero po kilku latach). Drugi mąż okazuje się furiatem, lekomanem i alkoholikiem; o swoją chorobę i złe nastroje zawsze obwinia żonę. Z zakładu dla nerwowo chorych śle do niej listy, w których na przemian prosi ją o przyjazd, wyznaje miłość lub życzy jej śmierci.
Kiedy w 1953 roku w Zakopanem umiera Julian Tuwim, świat Ireny się wali. Nie będzie mogła nawet na swój sposób przeżyć żałoby po bracie, gdyż zostanie jej narzucony obowiązek pisania o nim. Wymownym tego przykładem stanie się książka poświęcona osobistym wspomnieniom autorki z czasów dzieciństwa: szef działu literackiego, w którym rękopis zostanie złożony, będzie domagał się rozbudowania postaci Juliana Tuwima, gdyż – jego zdaniem – tylko przez wzgląd na autora Balu w Operze czytelnicy zechcą w ogóle sięgnąć po tę książkę (!). Irena poczuje się poniżona: zarzuty wobec jej dzieła i sztuki pisarskiej sformułował wszak młodzieniec o 30 lat od niej młodszy; co więcej, takim podejściem nie tylko podawał w wątpliwość jej literackie osiągnięcia, ale także ograniczał jej możliwość własnego sposobu patrzenia na świat i przeżywania uczuć. Poza tym rana po utracie brata była dla niej zbyt świeża, by jątrzyć ją takimi sporami. Szczęśliwie książka jednak ukaże się w roku 1956 jako Łódzkie pory roku; krytycy ocenią ją wysoko i będą porównywać do Domu nad łąkami Nałkowskiej. O wspomnieniach Ireny Tuwim będzie się nawet mówiło: „Wszystko jest piękne i wszystko jest okrutne”.
W niedługim czasie po śmierci brata Irena zaczyna popadać w coraz większy niedostatek. Nie może już liczyć na jego rekomendacje i podsyłanie jej rozmaitych prac literackich; dodatkowo jest to także czas, w którym jej mąż trafia do zakładu dla nerwowo chorych. Nawarstwiające się problemy ze znalezieniem płatnych zleceń oraz kryzys w życiu osobistym wpędzają Irenę w coraz czarniejsze myśli. Kiedy w 1973 roku umiera Julian Stawiński, Irena bardzo poważnie rozważa samobójstwo, upatrując w nim rozwiązania swoich problemów: wszak matka, mąż i brat już ją odumarli, przyjaciele nie znajdują dla niej czasu, coraz gorzej wiedzie się jej finansowo, czuje się coraz bardziej chora, stara i słaba. Dokonuje też podsumowania swego życia i rachunek nie wychodzi na korzyść: odczuwa „bankructwo życiowe”, uważa, że nie dość, że niczego nie dokonała, to jeszcze przez cały czas żyła w cieniu innych. Stara się prowadzić dziennik, w którym mogłaby dojść do ładu z samą sobą, jednak wielokrotnie zarzuca jego prowadzenie: kolejne wpisy pojawiają się po kilku tygodniach, miesiącach, czasem latach.
Schyłek życia Ireny Tuwim wypełniają ponure rozważania związane z planowaną przez nią „likwidacją”: siebie, mieszkania, etc., borykanie się z biedą oraz ustawiczne poniżające żebranie o cudzą uwagę. Całe życie otoczona wybitnymi artystami tym boleśniej odczuwa brak zainteresowania ze strony znajomych i przyjaciół. Jako kobieta nie może także pogodzić się z coraz mocniej widocznym upływem czasu, który odbiera jej urodę, siły, sprawność fizyczną i umysłową.
Irena umiera 7 grudnia 1987 roku, po 14 latach od śmieci męża i po 34 latach od śmierci ukochanego brata.
W cieniu innych
Choć Irena Tuwim jako poetka, autorka opowiadań dla dzieci oraz tłumaczka Kubusia Puchatka czy Mary Poppins wypracowała sobie wysokie miejsce w przestrzeni literackiej, tak naprawdę wiele z jej sukcesów zmarginalizowano, a ją samą zbyt często pomijano: nawet w łódzkiej kamienicy, gdzie spędziła dzieciństwo, widnieje informacja upamiętniająca tylko jej brata.
Sam Julian Tuwim wielokrotnie przyznawał, że siostra ma talent (być może) większy od jego; także koleżanki Ireny po piórze zwracały uwagę, że gdyby nie jej zafrapowanie kobiecymi sprawami, to byłaby wybitną pisarką. Jednak czy kobieta może wymagać od drugiej, żeby pisała i formułowała swój literacki głos inaczej niż po kobiecemu? Cała literacka kariera Ireny Tuwim toczyła się pod parasolem porównań: do twórczości brata i do innych pisarek, głównie Anny Achmatowej i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Jakby nie można było powiedzieć, że jej poetycki głos i patrzenie na świat są odrębne od twórczości brata i innych poetek.
Na specyficzne postrzeganie świata przez Irenę miała bowiem wpływ okupiona cierpieniem biografia: matka, brat i obydwaj mężowie dotknięci chorobą psychiczną, jej własne stopniowe osuwanie się w odmęty depresji, pierwszy mąż homoseksualista, drugi mąż alkoholik i furiat, a w tle II wojna światowa, tułaczka po świecie i ustawiczny strach o życie bliskich i własne.
Irena była także zmuszana do wyrzekania się kolejnych części siebie: jako zasymilowana Żydówka musiała znosić kpiny „żydożerców” (choć nie była praktykującą i nie znała ani słowa w jidysz), dla pierwszego męża przeszła na katolicyzm, bo wymógł na niej ślub kościelny, a małżeństwo z drugim zawarła już w parafii ewangelicko-reformowanej. Jako żona Juliana Stawińskiego, pracującego także jako attaché ambasady PRL w Waszyngtonie, musiała wraz z mężem przemieszczać się po świecie. A kiedy wycieńczony chorobą i własnymi urojeniami mąż przebywał w zakładzie zamkniętym, czytała słane przez niego listy, w których winił ją za wszystko i życzył śmierci.
Co okręt wiezie?[4]
Irena Tuwim. Nie umarłam z miłości jest kolejną publikacją Anny Augustyniak, znanej m.in. z nominowanej do Nagrody Gryfia powieści Kochałam, kiedy odeszła. Choć autorka ma już za sobą napisanie kilku książek, w których operuje całkiem niezłym warsztatem, to biografia Ireny Tuwim – co warte podkreślenia: pierwsza biografia autorki Łódzkich pór roku – oprócz dostarczenia wielu ciekawych i mniej znanych informacji pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Na pierwszy plan wybija się nietypowa konstrukcja książki, rozpoczynającej się od czasu połowy II wojny światowej, kiedy rozdzielone oceanem rodzeństwo Tuwimów śle do siebie listy w sprawie pozostawionej w Polsce matki. Irena ma wtedy czterdzieści kilka lat, Julian dobija do pięćdziesiątych urodzin. Choć chronologia sugerowałaby rozpoczęcie opowieści ab ovo i prowadzenie jej w takim właśnie trybie, to wielokrotnie w całej książce dokonują się kłopotliwe z punktu widzenia czytelnika przeskoki czasowe: w połowie opowieści Irena rozpacza po śmierci brata, by w kolejnym rozdziale korespondować z nim jak gdyby nic się nie stało. Podobne niepotrzebnie wprowadzane podróże w przeszłość i gubienie chronologii dezorientują czytelnika i sprawiają problemy ze zrozumieniem ciągu przyczynowo-skutkowego wydarzeń.
Także domykanie interpretacyjne rozmaitych kwestii zasługiwałoby na większą powściągliwość. Bardzo osobiste przeżycia zawarte w wersach Ireny Tuwim: „Nie będę miała racji. Nie będę miała racji” komentowane są bowiem przez Augustyniak słowami: „To przecież jedyny sposób na to, by kobieta mogła zachować siebie i swoje życie”[5]. Takie wtrącenia są, eufemistycznie mówiąc, nieadekwatne. Podobnych lapsusów jest więcej, i to rozmaitego kalibru: od drobniejszych błędów językowych („czcze czczenie poety”[6]), ortograficznych („jeden długi albo bardzo, baaardzo długi list”[7]), po większe i szczególnie przykre, jak np. określenie Ireny i Stefanii, żony Juliana Tuwima, „dwiema samotnymi kobietami, na których ten sam mężczyzna pozostawił swój ekslibris”[8] (!).
Wielka szkoda, że w książce tej nie zostały zbytnio rozwinięte ważne i ciekawe wątki dotyczące autorki 24 wierszy. Ubogo opisana jest jej przynależność do grupy Skamandrytów czy mało znany fakt odwiedzin Białego Domu i kolacji z prezydentem Trumanem. Co zaskakujące, niewiele miejsca zajmuje także temat Kubusia Puchatka. Niewykorzystany został również wątek przyjaźni Ireny z Ewą Szwarc; choć autorka opisuje Szwarc jako „najbliższą jej [Irenie] ze wszystkich kobiet na świecie”[9], to nie podejmuje się opisania ich kobiecej przyjaźni, arcyciekawej ze względu na charakterystyczny sposób widzenia świata oraz doświadczenie życiowe Ireny. Autorka nie pokusiła się także o szerszy komentarz dotyczący stosunków panujących między Ireną a jej bratową Stefanią. Choć po śmierci Juliana obydwie kobiety zostały same (nie licząc adoptowanej córki Tuwimów, Ewy), to złe relacje między nimi panowały już do końca. Mimo że kochały tego samego mężczyznę, nosiły to samo nazwisko, na starość czuły się opuszczone i samotne, to nie były w stanie się porozumieć.
Okrągłe rocznice stanowią zazwyczaj dobry moment do podsumowań. Kilka takich właśnie jubileuszy związanych z postacią Ireny Tuwim przypada na 2017 rok: 60 lat od momentu przyznania pisarce nagrody Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i 30 lat od jej śmierci. W roku 2018 minie natomiast 80 lat od pierwszego wydania Kubusia Puchatka, Chatki Puchatka i Mary Poppins. Z takiej perspektywy warto zastanowić się, czy znajomość twórczości i recepcja tej autorki nie zasługują aby na odświeżenie. I czy nigdy niewznawiana twórczość (np. Listy z 1926 roku) oraz ostatnie wydania książek, pochodzące jeszcze z lat 70. XX wieku (Łódzkie pory roku, Wiersze wybrane), są właściwą zapłatą dla pisarki, która ofiarowała polskiemu językowi i kulturze takie określenia jak „wszyscy krewni i znajomi Królika”, „małe Conieco” czy „to, co tygrysy lubią najbardziej”.
- Tytuł wiersza, którym w 1916 roku debiutowała Irena Tuwim.↵
- Anna Augustyniak, Irena Tuwim. Nie umarłam z miłości. Biografia, Wydawnictwo Trzecia Strona, s. 97.↵
- Tamże, s. 183.↵
- Tytuł jednego z opowiadań Ireny Tuwim, mającego swój pierwodruk w 1962 roku w Wydawnictwie Nasza Księgarnia.↵
- A. Augustyniak, dz. cyt., s. 111.↵
- Tamże, s. 109.↵
- Tamże, s. 122.↵
- Tamże, s. 263.↵
- Tamże, s. 217.↵