Nie chciałem.
Nie chciałem ci nic powiedzieć.
Federico García Lorca, Na uszko dziewczynieChciałbym, żeby moje piosenki przetrwały tyle czasu, ile przeciętne volvo. Czyli około 30 lat.
Leonard Cohen[1]
Książka Davida Bouchera Dylan i Cohen. Poeci rocka zadebiutowała na polskim rynku 12 lat po swojej brytyjskiej premierze z roku 2004. W czasie pomiędzy tymi dwoma wydaniami Bob Dylan zdążył nagrać 11 albumów (12. ukaże się w marcu 2017 roku) i otrzymać Literacką Nagrodę Nobla w 2016 roku, natomiast Leonard Cohen nagrał 4 albumy i zmarł w roku ubiegłym.
Jest to zatem z jednej strony książka ukazująca się na rodzimym rynku wydawniczym bardzo późno, a z drugiej pozycja prekursorska, w Polsce pojawiały się bowiem dotychczas jedynie pojedyncze publikacje książkowe i artykuły gazetowe na temat tytułowych bardów, które dziwnym trafem nigdy ich ze sobą nie łączyły.
Jaka jest książka napisana przez brytyjskiego wykładowcę akademickiego, która chciałaby być analizą porównawczą twórczości Boba Dylana i Leonarda Cohena?
Już samo tłumaczenie tytułu może wprawić w konsternację. Choć angielski podtytuł książki to Poets of Rock and Roll, w pierwszym polskim wydaniu brzmiał on Poeci rocka[2]. Pojawił się jednak również wariant bliższy oryginałowi, gdyż książka Davida Bouchera miała w Polsce bardzo szybkie wznowienie (jeszcze w tym samym roku co pierwsze wydanie), acz z odmienną okładką. Drugie wydanie zawiera już podtytuł Poeci Rock&Rolla, a blurb zawiadamia o przyznaniu Dylanowi Literackiej Nagrody Nobla, choć – tu ciekawy paradoks – w przeciwieństwie do pierwszego wydania nie informuje o śmierci Cohena.
Pojawiające się już na stronie 7. wyznanie, iż książka powstawała długo, również nie jest zbytnią zachętą. Nie zrażajmy się jednak przedwcześnie i czytajmy dalej. Na kolejnej stronie autor dziękuje swym kotom (!) za to, że „zasypiały w moim gabinecie, kiedy pisałem”. Nie dowiadujemy się niestety, czy ze zmęczenia lub znudzenia tekstem, czy może z jakiegoś innego powodu. Warto nadmienić, iż są to jednak podziękowania przewrotne, gdyż później autor kieruje pod adresem swych futrzaków inwektywy: „Rozumie się samo przez się, że ponoszą wyłączną odpowiedzialność za wszystkie niedostatki tej książki”. Ciekawe, co na to obrońcy praw zwierząt.
Autor zdradza także tajniki własnego warsztatu pisarskiego, gdy stwierdza: „starałem się pokazać, że wykorzystywane przeze mnie kategorie, zastosowane do muzyki Dylana i Cohena, nie są sztucznymi abstrakcjami, aczkolwiek niekiedy ledwie dotykają powierzchni problemu [podkr. A.M.], gdy usiłujemy przy ich użyciu wyjaśnić czy uzasadnić treść konkretnych utworów” (s. 249)[3]. Co sugeruje, że autor tak nagina fakty, by były zgodne z tym, co sam uważa za właściwe.
Wydaje się, że opracowania naukowe, którymi posługuje się autor, zostały dobrane na podobnej zasadzie. Poglądy literaturoznawców różnej maści, którymi Boucher ochoczo i szczodrze okrasza swój tekst, są więcej niż awangardowe; jeden z owych krytyków „domaga się nie tylko uznania, że wszelki blues jest poezją, lecz również, że jest lepszą poezją od tej, którą tworzyli T.S. Eliot, Robert Frost czy Allen Ginsberg” (s. 11).
Po tak obiecującym wstępie i krótkich rozważaniach na temat autora oraz przyjętej przez niego perspektywy badawczej skupmy się na wątkach związanych z głównymi bohaterami jego książki.
Popular Problems[4]
Zmarły 7 listopada 2016 roku Leonard Cohen był twórcą o wielu twarzach. Karierę zaczął jako pisarz, ale porzucił ten zawód na rzecz bardziej dochodowej muzyki. Przez całe życie zmagał się z depresją. Jego egzystencja była zdominowana przez kolejne kobiety i ustawiczne, dogłębne poszukiwania religijne. Taka biografia ma potencjał, by stać się kanwą wielu ciekawych książek, lecz David Boucher prezentuje ją w swoim zubożającym stylu.
Wielokrotnie przywołuje nazwiska ważnych dla artysty twórców, którymi byli zarówno poeci Beat Generation, jak i Federico García Lorca. Można zapytać: skąd w tym zestawieniu pojawił się Lorka i jakim sposobem Cohen natknął się na jego wiersze? Otóż bardzo prosto: znalazł je (jak to oddaje polski tłumacz), „bobrując w roku 1949 w montrealskim antykwariacie” (s. 20). Autor jednak nie rozwija dalej wątku owej obecności, tylko – co i rusz podkreślając ogromny wpływ twórczości Lorki na Cohena – pozostawia czytelników w niepewności co do rzeczywistego przejawiania się jej w dziełach muzyka.
David Boucher nie jest jednak tak powściągliwy w chwilach, kiedy chce zapoznać swojego czytelnika ze zjawiskami, na których bardziej się zna. Na wielu stronach rozwodzi się na temat twórczości prozatorskiej kanadyjskiego barda, poddając te teksty swoistej analizie. Oddajmy teraz głos samemu autorowi, który zachęca do czytania jednej z książek Cohena słowami: „W Pięknych przegranych narrator oskarża rzymskokatolicki kościół Quebecu o najróżniejsze winy, między innymi o zniszczenie jego życia seksualnego, umieszczenie członka w relikwiarzu, zbudowanie zielonych szaletów do masturbacji i nie pozwolenie Edith, aby zrobiła mu porządnego loda” (s. 240). Dalej jest jeszcze ciekawiej: „Hitler, przebrany za kelnera, zapasowym kluczem otwiera drzwi i wchodzi do hotelowej sypialni po tym, jak duński wibrator sterroryzował i zgwałcił F oraz Edith, by następnie wybić hotelową szybę i z parkingu, przez plażę dotrzeć do szumiących fal morza” (s. 221). Zwłaszcza „szumiące fale morza” wywołują w tym kontekście bogate doznania estetyczne.
Również sposób konstruowania postaci kobiecych występujących na stronach prozy Cohena zasługuje zdaniem Bouchera na objaśnienia. Takimi słowami streszcza on osąd jednego z recenzentów twórczości kanadyjskiego barda: [krytyk] „ubolewa nad tym, że The Energy of Slaves to ciąg skowytów wywołanych przez tarapaty, w jakie «szpary» wpędzają mężczyzn – na przykład dając się faszerować [podkr. A.M.] komuś innemu” (s. 215). A słowa te wyczytać można w podrozdziale o przekornym tytule Feminizm.
Oprócz przytaczania słów i osądów podobnych powyższemu autor zdaje się lubować w rozmaitych określeniach, jakimi jemu podobni krytycy charakteryzowali Leonarda Cohena, sądząc zapewne, że przydadzą mu tym sławy. Otóż dowiadujemy się, że Cohen bywał lokowany „pomiędzy Arthurem Schopenhauerem i Bobem Dylanem” (s. 14), uznawano go za „błyskawicznego Keatsa” (s. 15), porównywano do „Jana Jakuba Rousseau z Wyznań” (s. 240), a jedna z recenzji sugerowała nawet, że „w Cohenie ucieleśnia się James Joyce” (s. 25).
Nie dowiadujemy się natomiast zbyt wiele na temat nieoczywistych wątków z życia Cohena. Choć jego żydowskie pochodzenie mogłoby być ciekawym punktem wyjścia dla głębszej analizy, to takie fakty z jego biografii jak posiadanie dziadka rabina lub długoletnia nauka w jesziwie, skutkująca opanowaniem języka hebrajskiego, są tylko wzmiankowane. Także hipoteza, jakoby jedna z piosenek Cohena, Who by Fire, była przekształceniem znanej żydowskiej pieśni religijnej, jest zaledwie wspomniana, a inspirująca, komparatystyczna analiza tego utworu pozostaje jedynie w sferze pobożnych życzeń, podobnie jak wyjaśnienie związków piosenki Dance Me to the End of Love z obozem koncentracyjnym (s. 30). Perypetie Cohena z rozmaitymi religiami (a otarł się o wiele z nich) są bardzo powierzchownie naszkicowane. Kto niebędący fanem kanadyjskiego barda wiedział, że wyświęcono go na buddyjskiego mnicha? Lub że miał okresy fascynacji scjentologią? Wiele mniej znanych wątków z życia Cohena, stawiających artystę w innym świetle, zostaje w tej książce zepchniętych na margines.
Another Side of Bob Dylan[5]
Autor Mr. Tambourine Man już za swego życia został okrzyknięty legendą. Jego protest songi bardzo szybko zyskały status kultowych, a on sam stał się dzięki temu głosem pokolenia. W czasie długoletniej działalności artystycznej przechodził wiele przemian; w swoich utworach solidaryzował się z Czarnymi i walczył o ich prawa; pisał nie tylko piosenki reakcyjne, w których odbijały się nastroje społeczne, ale i teksty o dużej dawce wrażliwości, dotykające nie zawsze łatwych emocji. W 2016 roku komisja Noblowska postanowiła nagrodzić go za wkład w rozwój i zmianę definicji piosenki, dzięki któremu znalazła się ona bliżej rozumienia antycznego.
Rozważania nad wykluwającym się dopiero talentem Dylana i portretowanie amerykańskiego środowiska muzycznego lat 60. XX w. zdają się hobby Davida Bouchera. Nie są one tylko tłem dla poważniejszych analiz, lecz pokaźną częścią opowieści, włącznie z ploteczkami i skandalikami związanymi z nie zawsze udanymi koncertami. Rewelacje na temat ilości i sposobu mieszania przyjmowanych przez Dylana narkotyków oraz trybu życia, jaki prowadził na początku swej kariery, dominują wywód. Autor uważa, że ważną informacją, którą powinien podzielić się z czytelnikami, jest to, że swego czasu Dylan zepsuł występ piosenkarki Joan Baez, ponieważ nie był w stanie zestroić się z nią głosowo, a ponadto nie zrewanżował się zaproszeniem jej do duetu podczas swojej trasy koncertowej (s. 100). Nieistotne z punktu widzenia całości kariery Dylana aferki, problemy z nagłośnieniem podczas pierwszych koncertów i tym podobne wydarzenia zaprzątają uwagę autora, który zaczernia kolejne strony takimi właśnie doniesieniami. Marginalizuje przy tym m.in. wypadek motocyklowy, który zmienił życie muzyka. Jak do niego doszło i jaki miał wpływ na późniejsze życie Dylana, skoro rzekomo był taki ważny? Tego z tej książki się nie dowiadujemy.
Bardzo ogólnikowo autor traktuje pozostałe okresy w życiu Dylana. Także podejście muzyka m.in. do religii (równie ważne, jak u Cohena) zostaje jedynie zarysowane. Skąd zatem w urodzonym w wyznaniu mojżeszowym artyście taki pociąg do katolicyzmu, skutkujący nie tylko uczestniczeniem w przykościelnych kursach poświęconych analizie Biblii, ale i przyjęciem przez niego chrztu? Także nie wiadomo.
Choć praca rościła sobie krytyczne pretensje, jej potencjalna świeżość i odkrywczość została zaprzepaszczona. Cieszymy się, że autor przedarł się przez morze tekstów o Dylanie, lecz radowalibyśmy się jeszcze bardziej, gdyby coś z tego wynikało. Zamiast logicznego, przyczynowo-skutkowego wywodu otrzymujemy raczej zbiór rozdmuchiwanych na siłę histeryjek, okraszonych drugorzędnymi opiniami krytyków, które mało kto dziś pamięta.
Autor jest konsekwentny w przyjętym przez siebie sposobie analizy. Podobnie jak przy twórczości Cohena posługuje się amalgamatem pośledniejszych recenzji i ważniejszych tekstów naukowych, sugerując czytelnikowi między innymi, że przy obcowaniu z twórczością Boba Dylana „niekiedy przypomina się John Donne” (s. 165) i że swego czasu okrzyknięto go nawet „Picassem piosenki” (s. 17). Swój wywód uzupełnia także stwierdzeniem, iż „Leonard Cohen uważał, że piosenki Dylana z okresu fundamentalizmu religijnego [podkr. A.M.] wspaniale wzbogaciły krainę muzyki gospel” (s. 231). Ciekawe, czy liczne grono fanów muzyki gospel podziela ten entuzjazm.
Analiza życia i twórczości Boba Dylana przez pryzmat Zasad filozofii prawa Hegla (!) (s. 96) i Archeologii wiedzy Foucaulta (s. 146–147) dopełniają dzieła zniszczenia.
W tym miejscu warto przypomnieć sobie, jaki cel miała ta książka. Jej tytuł sugerował, że będzie zestawiała życie i twórczość Boba Dylana i Leonarda Cohena, gdyż zdaniem autora można na tym obszarze wskazać wiele ciekawych, a wcześniej nieznanych powiązań. Pikanterii temu zamierzeniu dodaje fakt, iż obaj panowie się znali (co Boucher zaakcentował, lecz na tym jego analiza krytyczna się zakończyła, gdyż nie przyszło mu do głowy, że między twórcami mogły wyniknąć spory artystyczne, znaczące z punktu widzenia przyjętej przez niego perspektywy), a i sam autor, David Boucher, poznał Cohena, o czym skwapliwie powiadomił czytelnika już na stronie numer 7.
Niestety żadne sensowne zestawienie twórczości obu artystów w tej książce się nie pojawia. Boba Dylana i Leonarda Cohena łączy tylko to, że są znanymi muzykami pochodzenia żydowskiego, a ich utwory odnoszą się do wielu podobnych kwestii, m.in. do sensu życia i religii. Ale któż nie śpiewa takich właśnie piosenek? Jednym słowem: nic, co nie byłoby oczywiste jeszcze przed lekturą publikacji Bouchera.
World Gone Wrong[6]
Polskie wydanie książki Dylan i Cohen. Poeci rocka rości sobie prawo także do edukowania swych czytelników w zakresie najnowszych odkryć naukowych. Otóż informuje nas ona, iż czołowi przedstawiciele Beat Generation to „John Kerouac” (s. 60) i „Allan Ginsberg” (s. 60). Co więcej, wiele naszych informacji z zakresu wiedzy ogólnej okazuje się przestarzałych. Dowiadujemy się między innymi, iż popularny amerykański plac znajdujący się w dzielnicy Manhattan nazywa się „Time Square” (s. 256), słynny zbrodniarz nazistowski to „Eichamnn” (s. 217), a amerykański artysta, jeden z głównych przedstawicieli pop-artu, znany m.in. z zaprojektowania puszki Coca-Coli i serii portretów Marylin Monroe, to „Andy Wahorl” (s. 153). Tylko dylemat związany z pisownią słowa makkartyzm[7] pozostaje otwarty, ponieważ na stronach książki pojawia się w kilku rozmaitych formach: jako „maccartyzm” (s. 144) lub nawet „maccarthyzm” (s. 249).
Wiele złego zadziało się w polskim wydaniu książki Dylan i Cohen. Poeci rocka. Niespójność w tłumaczeniu tytułu i pomijanie najważniejszych informacji na blurbach (vide: śmierć Cohena) są zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Choć pomysł przybliżenia takiej pozycji polskiemu czytelnikowi jest ze wszech miar godny pochwały, to wypadałoby, aby tytuł ukazujący się na rodzimym rynku po 12 latach od swojej premiery zawierał (choćby i krótkie) wprowadzenie pióra specjalisty, będące nie tylko omówieniem działalności Dylana i Cohena w latach nieobjętych przez książkę, ale i próbą opisu recepcji twórczości muzyków w Polsce. Dwa krótkie blurby zdecydowanie nie wyczerpują tematu.
Brak tłumaczeń tytułów książek wydanych już w Polsce[8], błędy typograficzne, interpunkcyjne, składniowe i pomniejsze literówki są już błahostką. Tym smutniejszą, że podpartą 481 przypisami zajmującymi (wraz z indeksem osobowym) ponad 40 z niecałych 300 stron tekstu.
Szanowne koty pana Davida Bouchera – to był kawał dobrej roboty.
- Wywiad z Leonardem Cohenem, „Zwierciadło” nr 6/2007.↵
- David Boucher, Dylan i Cohen. Poeci rocka, przełożył Jerzy Łoziński, Wydawnictwo Niebieska Studnia, Łódź 2016.↵
- Wszystkie oznaczenia numerów stron w tekście pochodzą z powyżej opisanego wydania.↵
- Tytuł albumu Leonarda Cohena z roku 2014.↵
- Tytuł albumu Boba Dylana z roku 1964.↵
- Tytuł albumu Boba Dylana z roku 1993.↵
- http://www.slownik-online.pl/kopalinski/5249221F27AB23A3C12565D900432870.php [dostęp: 15.02.2017 r.].↵
- M.in. Mary Wollstonecraft, A Vindication of the Rights of Women, książka znana polskiemu czytelnikowi co najmniej od roku 2011 pod nazwą Wołanie o prawa kobiety (Wydawnictwo Mamania).↵