Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego ruszył edukacyjny program Izby Architektów RP „Kształtowanie przestrzeni”, którego celem jest przybliżenie uczniom gimnazjów i szkół średnich zagadnień z zakresu architektury i planowania przestrzennego. Scenariusze zajęć, podzielonych na trzy moduły tematyczne: „Mój dom”, „Dzielnica, wieś, miasto, metropolia” oraz „Historia architektury”, zostały opracowane tak, by mogli prowadzić je nauczyciele o dowolnej specjalizacji (np. historii, geografii, chemii). Właśnie ten element programu spotkał się z głosami krytyki – pojawiły się zarzuty, że brak wykwalifikowanej kadry może pogrążyć cały projekt.
W oficjalnym oświadczeniu skierowanym do mediów Izba Architektów broni się twierdzeniem, że siłą programu […] jest założenie, że to właśnie nauczyciele, z uwagi na swoje odpowiednie wykształcenie oraz posiadany warsztat pedagogiczny, będą odpowiednimi osobami do poprowadzenia zajęć dotyczących architektury i urbanistyki w szkołach oraz, że nauczyciele nie będą narzucać uczniom, co jest dobre, a co nie. Zadaniem Izby będzie zapewnienie im właściwego wsparcia merytorycznego.
Czy polska szkoła jest gotowa na wprowadzenie programu i czy forma zaproponowana przez Izbę Architektów sprawdzi się w polskich placówkach edukacyjnych? Postanowiliśmy zapytać o to osoby zajmujące się działalnością na rzecz popularyzacji architektury i edukacji architektonicznej. Zapraszamy do lektury!
Dorota Jędruch – historyczka sztuki, członkini Fundacji Instytut Architektury, pracuje w Sekcji Edukacji Muzeum Narodowego w Krakowie, w przeszłości nauczycielka historii sztuki (w gimnazjum i liceum) oraz wiedzy o kulturze:
Wszystkie dyskusje dotyczące roli społecznej architektury i urbanistyki od lat kończą się narzekaniem na brak kultury architektonicznej Polaków. Zawsze przy tej okazji pojawia się argument o konieczności wprowadzenia w szkołach, od najmłodszych lat, jakiejś formy edukacji związanej z problemami przestrzeni, w przekonaniu, że kształtowanie świadomości przestrzennej i kultury architektonicznej powinno się zacząć jak najwcześniej. Podobne utyskiwania dotyczą zresztą wszystkich ważnych sfer kultury – edukacji plastycznej, edukacji muzycznej, a nawet zainteresowania młodych ludzi literaturą, teatrem (mimo, że te istnieją przecież w programach szkolnych).
Problem edukacji przestrzennej jest niezwykle poważny, ponieważ dotyczy nie tylko takich kwestii, jak zapobieganie powszechnemu przyzwoleniu na brzydotę, chaos przestrzenny oraz obojętność na niszczenie dziedzictwa architektonicznego (jak częste w ostatnich latach burzenie i przebudowy znakomitych przykładów architektonicznego modernizmu lat powojennych) – można by przecież ostatecznie nie dyskutować o gustach – ale przede wszystkim tak ważnych problemów, jak brak poczucia odpowiedzialności za własne otoczenie, brak identyfikacji z własną społecznością i myślenia w jej kategoriach, nieumiejętność zabrania i obronienia własnego stanowiska w sprawach tak istotnych, jak własne środowisko życia, czyli podstawowych problemów polskiej demokracji.
Dlatego wprowadzenie do szkoły edukacji przestrzennej jest kwestią niezwykle ważną i dobrze, że taka – pionierska – inicjatywa została podjęta, poprzez adaptację programu działającego w szkołach irlandzkich.
Scenariusze zajęć zaproponowane w ramach trzech modułów: „Mój dom”, „Dzielnica, wieś, miasto, metropolia” oraz „Historia architektury” są bardzo dobrze skonstruowane. Nauczanie oparte jest na wykonywanych przez uczniów zadaniach, uzupełnianych arkuszach, daje możliwość indywidualnej wypowiedzi, pracy w grupie, dyskusji. Nie ma tu miejsca na przydługawe wykłady nauczyciela. Taka forma – jeśli dobrze ją wykorzystać – na pewno będzie dla uczniów atrakcyjna. Irlandzki program jest interdyscyplinarny, pokazuje faktyczną rolę problemów przestrzeni w codziennym życiu, nie zamykając tych kwestii w szklaną wieżę źle rozumianej „kultury wysokiej”.
Osobną kwestią pozostaje, na ile polska szkoła przygotowana jest do realizowania tego typu programu. Wiemy przecież, że polska szkoła jest do wymyślenia na nowo… Że wymaga nie kosmetyki, ale radykalnej zmiany filozofii nauczania i nowego określenia własnych celów w radykalnie zmieniającym się świecie.
Pomysłodawcy bardzo pragmatycznie przedstawiają go jako otwartą propozycję dla nauczycieli, możliwą do realizacji w ramach np. gimnazjalnego projektu lub w przypadku liceum przedmiotu wiedza o kulturze. Oczywiście przy dobrej woli nauczycieli, którym pozostawiono w tych dziedzinach dość duże pole inwencji – opracowane przez Izbę Architektów lekcje uda się z powodzeniem zrealizować. Pewnie nie cały cykl, który przewidziany jest w ramach modułów, ale jakieś wybrane zadania i problemy. Fajny nauczyciel i fajni uczniowie wyniosą z tych zajęć wiele, choć oczywiście nie zmieni to jakoś znacząco świadomości problemów przestrzeni w społeczeństwie. Pomysł, aby w szkoleniach przygotowujących do uczenia tej dziedziny wziąć mogli nauczyciele wielu różnych przedmiotów – np. chemicy, fizycy – paradoksalnie, wydaje się bardzo dobry. Chodzi przecież o dziedzinę, której nie da się zamknąć w ramy jednego określonego przedmiotu czy systemu wiedzy (np. humanistyki, nauk ścisłych). W każdym razie, jeśli chcemy by była ona rozumiana tak szeroko, jak wskazuje jej faktyczna społeczna rola. Szkoła przyszłości powinna iść zresztą w stronę zacierania takich uproszczonych klasyfikacji. Najgorzej, jeśli „kształtowanie przestrzeni” dostanie się wyłącznie plastykom, historykom sztuki, czy polonistom, jako dziedzina humanistyczna – i mówię to z całą odpowiedzialnością, jako historyczka sztuki. Nie chciałabym, aby obraz architektury, urbanistyki, decydowania o przestrzeni został przypisany do nauczania przedmiotów „artystycznych” i zaczął być łączony z misją przekazywania wiedzy o kulturze „wysokiej” – tracąc atrakcyjność w oczach młodych ludzi.
Warto przyjrzeć się praktyce nauczania przedmiotu „wiedza o kulturze”. To przedmiot worek – który zakłada nauczenie w rok – w ramach ok. 31 lekcji wszystkich ważnych zagadnień związanych z kulturą – nieco antropologii i socjologii, historii sztuki, muzyki, teatru, filmu, a także parę słów na temat kultury popularnej. Wszystko i nic. Cele, które przyświecały powstaniu tego przedmiotu były niezwykle rozbudowane, praktyka zaś okazała się dość dyskusyjna. Przedmiot, który nie liczy się w żadnych zewnętrznych egzaminach nie jest przez uczniów traktowany poważnie, a jego zakres zagadnień jest absolutnie nie do zrealizowania w ciągu roku. Sposób nauczania jest tworzony przez każdego nauczyciela samodzielnie – filmoznawca uczy o filmie, muzykolog o muzyce, historyk sztuki o historii sztuki, a polonista uzupełnia materiał z języka polskiego. Kilka podręczników i programów do tego przedmiotu robi wrażenie, że za każdym razem mówimy o zupełnie innej dziedzinie. Ani uczniowie, ani nauczyciele, nie wiedzą do końca, czego się od nich oczekuje. O dziwo – wiele z proponowanych w ramach tego przedmiotu treści stanowi faktyczne pole zainteresowania uczniów… poza szkołą. Podobne tematy przyciągają ich na (często płatne) zajęcia dodatkowe (np. zajęcia dotyczące filmu czy mediów) prowadzone przez różne instytucje poza szkołą. Współczesna szkoła straciła bowiem prymat związany z nauczaniem, utraciła władzę wyłącznego dystrybutora wiedzy i zainteresowań. Wiele tematów właśnie przez szkołę traci dla uczniów smak. Te same informacje zyskują na atrakcyjności poza szkolnym „nudnym dyskursem”, a ich scholaryzacja szkodzi najlepszym intencjom pedagogów.
Piszę o tym, ponieważ „kształtowanie przestrzeni” może łatwo zyskać podobny status – przedmiotu „kuriozum”, uczonego dodatkowo, bez jasnego celu, przegrywającego z „poważnymi” tematami na wewnętrznym szkolnym rynku opłacalności uczenia się danej dziedziny.
Wydaje się, że zamiast być nauczana jako osobny program – ciekawostka, edukacja przestrzenna powinna być integralnym elementem nauczania w ramach różnych przedmiotów, w które może się doskonale wpisywać – matematyki, fizyki, geografii, wiedzy o społeczeństwie, godziny wychowawczej czy przedmiotów humanistycznych. Tak jak kompetencje związane ze zrozumieniem mechanizmów demokracji i innych wartości (w ramach programu wychowawczego szkoły) to wieloaspektowa, interdyscyplinarna wiedza, która dotyka problemów nauczanych w ramach wielu innych dziedzin i mogłaby stanowić podstawę szkolnego wychowania.
Agnieszka Rasmus-Zgorzelska – redaktorka, tłumaczka, autorka tekstów o architekturze, designie, urbanistyce, kulturze. Współkuratoka wystaw Przekierowanie. O zmianie w architekturze przygotowanej na Łódź Design Festival w 2011 roku oraz Na przykład. Nowy dom polski. Obecnie związana z warszawskim Centrum Architektury:
Edukacją architektoniczną dzieci i młodzieży dotąd zajmowały się rozmaite fundacje, muzea, galerie. Były to działania warsztatowe, często efemeryczne, jednorazowe, organizowane przy okazji innych wydarzeń. To problem związany między innymi z systemem finansowania takich działań. Organizacje w drodze konkursu starają się o dofinansowanie projektów, i te po jakimś czasie się kończą. Rzadko w taką edukację włączali się sponsorzy, np. firmy związane z architekturą, nie widząc w edukacji architektonicznej, a zatem w podnoszeniu świadomości jakości architektury, istotnego celu. Program Izby jest pierwszym tak kompleksowym programem, wspieranym przez państwo – i dzięki temu ma szansę odnieść realne, długofalowe skutki. Obecni gimnazjaliści i licealiści już jako dorośli będą potrafili rozmawiać o architekturze i przestrzeni, będą także na nią wpływać – jako przyszli urzędnicy, politycy, architekci, dziennikarze… Program jest adaptacją sprawdzonego programu irlandzkiego, nie ma więc obaw o jego jakość. Bardzo ważne jest to, że będzie prowadzony w szkołach, a nie w placówkach, do których dotrą tylko aktywni i chętni. Najważniejsze będą teraz szkolenia dla nauczycieli, którzy mają prowadzić zajęcia oraz zapraszanie do niego architektów – to kluczowa sprawa, która może osłabić ten program albo doprowadzić do jego sukcesu.
A jakie jest Państwa zdanie na temat pomysłu wprowadzenia edukacji architektonicznej w gimnazjach i liceach? Zapraszamy do dzielenia się komentarzami!