Toruńskie CSW od kilku lat przyzwyczaiło nas do prezentacji bardzo interesujących i spektakularnie zaaranżowanych wystaw, powstałych według koncepcji kuratorek i kuratorów z zagranicy. Tym razem do współpracy zaproszono Evę Scharrer związaną z Neuer Berliner Kunstverein. Kuratorka, zafascynowana twórczością Katarzyny Kobro, postanowiła zaprosić artystki polskie i niemieckie, urodzone między 1898 a 1981 rokiem, by swoją twórczością nawiązały one dialog z rewolucyjną na owe czasy koncepcją przestrzeni, zdefiniowaną w latach 20. XX wieku przez autorkę rzeźb unistycznych.
Kobro podkreślała, że rzeźba rzeźbi przede wszystkim przestrzeń, a nie materię. Dążyła do maksymalnego otwarcia bryły na interakcję z przestrzenią, eliminując użyte materiały do minimum i kreując otwarte struktury. Jej dorobek i oryginalna koncepcja teoretyczna stoją zatem z pewnością u źródeł tytułu wystawy w toruńskim CSW, podkreślającym ową otwartość układu i dążenie do zainicjowania gry pomiędzy poszczególnymi realizacjami a zastaną przestrzenią ekspozycyjną, jak i przestrzenią w ogólności. Kobro podkreślała bowiem w manifeście rzeźby unistycznej, że nie chodzi jedynie o nawiązanie relacji z bezpośrednim otoczeniem dzieła, lecz również z przestrzenią jako taką, czy nawet przestrzenią kosmiczną. Artystka podnosiła również wagę tzw. rytmów czasoprzestrzennych, na bazie których należy konstruować strukturę rzeźby w taki sposób, by zyskiwała ona możliwie minimalistyczną formę przy maksymalnym otwarciu na relację z przestrzenią.
Eva Scharrer, odkrywszy Kobro, uczyniła z niej patronkę wystawy Układ otwarty. Stąd wprowadzenie do całości ekspozycji stanowi jedna z ikonicznych Kompozycji przestrzennych, materiały archiwalne oraz film o artystce. Jak sądzę, Kobro była wielkim odkryciem również dla zaproszonych przez kuratorkę artystek z Niemiec: Inge Mahn i Ulrike Mohr. Być może także dla Natalii Stachon – artystki polskiego pochodzenia od lat żyjącej i tworzącej w Niemczech. O wcześniejszą znajomość dorobku i postawy Kobro podejrzewam zatem jedynie Izę Tarasewicz.
Układ otwarty postrzegam jako swego rodzaju świeże spojrzenie na unistyczne dzieła autorki Kompozycji przestrzennych, w ramach którego dochodzi do ciekawej, w pozytywnym sensie tego słowa – antyakademickiej kontekstualizacji dzieł członkini grupy a.r. w sferę sztuki współczesnej, co więcej – tworzonej przez kobiety-rzeźbiarki. Powiedziałabym, że realizacje Kobro oraz Mahn, Mohr, Stachon i Tarasewicz wzajemnie się „oświetlają”, grając z przestrzenią jako jednym z głównych fenomenów, związanych z kreacją trójwymiarowych obiektów.
W przestrzeniach CSW spotykają się prace niezwykle różnorodne i operujące rozmaitymi materiałami, lecz ich wspólnym mianownikiem jest zawsze dialogowanie z przestrzenią oraz czynienie jej aktywnym i równouprawnionym elementem nie tylko poszczególnych dzieł, lecz również wielkiego dzieła samego w sobie, jakim jest aranżacja całości wystawy. Swego rodzaju klamry, czy – nawiązując do terminologii Kobro – swoisty czasoprzestrzenny rytm stanowią prace Inge Mahn z serii Czerwony dywan. Na początku ekspozycji pojawiają się w formie rysunków, by w monumentalnej sali kolumnowej zrealizować się w trójwymiarze i dynamicznie wspiąć się wysoko na ściany, opanowując po drodze wyrazistymi czerwonymi liniami znaczne fragmenty podłogi.
Podkreśliłabym również fakt, że owa sala kolumnowa, zwana często ze względu na swój ogrom i centralny charakter „kościołem”, jest niezwykle trudna do aranżacji. Wiele prac po prostu w niej ginie, przytłoczonych jej gigantyczną kubaturą. Dlatego muszę przyznać, że Inge Mahn (przy współpracy Irene Pätzug i Valentina Hertwecka) po prostu mi zaimponowała – wzięła bowiem to wielkie wnętrze całkowicie w posiadanie i okiełznała je swoimi realizacjami site specific w bezapelacyjny sposób. Centralnie ustawione kolumny przykryła swego rodzaju białym tiulem, który – pod wpływem poruszania się odbiorców w sali – płynnie wnosi się ku sufitowi, by nagle widowiskowo i z gracją opaść. Artystka sugerowała, że do stworzenia formy tego rodzaju zainspirował ją wizualny spektakl, związany z poruszeniami sutanny jednego z księży obserwowanego przez nią w którymś z toruńskich kościołów. Całości aranżacji dopełniają m.in. koncentryczne linie na podłodze oraz trzy wielkie, białe kule, balansujące w powietrzu niczym linoskoczkowie.
Pomiędzy dziełem Kobro, będącym „bramą” wystawy oraz Czerwonymi dywanami Mahn, stanowiącymi jej klamry, rozciąga się zaś sfera, w której rozgrywa się pełen napięć i niespodzianek dialog między pracami Natalii Stachon, Izy Tarasewicz oraz Ulrike Mohr. Ta ostatnia pracuje z techniką zwęglania drewnianych obiektów w próżni, by użyć ich potem do eksponowania w gablotach lub kreślenia nimi niezwykle subtelnych instalacji „rysunkowych” w przestrzeni. Węgiel 0112358 to rysunek przestrzenny wykonany węglem bukowym i sosnowym, który eterycznie unosi się w powietrzu, niedaleko od obracającej się Kolumny, autorstwa tej samej artystki.
Węglem wykonane są z kolei hiperrealistyczne rysunki Natalii Stachon z serii Historia odchyleń (2014), przedstawiające przewrócone słupy elektryczne i pozrywane przewody. W sercu przestrzeni wystawienniczej Stachon na podłodze nakreśliła Wykres – instalację wykonaną z podwójnych spawanych dźwigarów T-kształtnych, częściowo gwintowanych i polerowanych. Praca ta jednocześnie łączy przestrzeń całej wystawy, jak i ją dzieli, kreując niesamowite napięcie w relacji z odbiorcą, który musi ją przekroczyć. W powietrzu unoszą się z kolei rzeźby zatytułowane Dryf, wykonane z akrylowego szkła i złożone z trzech szklanych rur, podwieszonych do sufitu na napinających pasach z nierdzewnej stali. Można traktować je jak osobliwe lunety i spoglądać przez nie na wybrane fragmenty ekspozycji.
Ów motyw podpatrywania przez lunetę łączy z kolei prace Stachon z dwiema Tubami kumulacyjnymi (2011) Izy Tarasewicz. Podobnie jak szklane rury kadrują one przestrzeń, zwracając uwagę na nią samą jako wszechobecny fenomen, w którym się rzeźbi.
Kolejnym aspektem, który uznałabym za leitmotiv Układu otwartego jest nieustanne zapytywanie o status materii i jej transformacyjny potencjał. Mohr przemienia drewno w węgiel, Mahn pracuje przede wszystkim z gipsem, Stachon zmaga się ze stalą i szkłem. Jako wieloaspektowy traktat o kondycji materii i jej przemianach określiłabym jednak przede wszystkim Turba, turbo (2015/2016) Izy Tarasewicz, w ramach którego spotykają się metal, pigmenty, popiół, cement, juta, żywica, masa asfaltowo-gumowa, szkło wodne i klej roślinny. Forma zainspirowana została przez dwa zjawiska: modernistyczny kwietnik z lat 30. XX wieku oraz Wielki Zderzacz Hadronów z ośrodka CERN pod Genewą. Przestrzeń przenika metalowe obręcze, czyniąc zeń układ otwarty na relację z otoczeniem, a jednocześnie pozwalając naszej wyobraźni na kreowanie obrazów zderzania się cząstek. Turba, turbo konotuje więc coś jednocześnie bardzo archaicznego, pierwotnego, związanego ze źródłowym charakterem prezentowanych materii, jak również coś bardzo współczesnego, wywołującego skojarzenia z możliwościami dzisiejszej fizyki. Tarasewicz gra wszak jednocześnie z chemią i alchemią, fizyką i metafizyką materii jako takiej.
Wystawę Układ otwarty można zatem czytać na bardzo różne sposoby. Jej wizualna „czystość” oraz formalna oszczędność przy jednoczesnym inicjowaniu skomplikowanych relacji przestrzennych sprzyjają wielowątkowym interpretacjom. Z pewnością przestrzeń i materia są tych interpretacji głównymi osiami. Instalacja Inge Mahn w sali kolumnowej jest zarazem zgrzebna, jak i barokowa, wyważona, skromna, jak i pełna przepychu. Jest to zatem układ otwarty w najbardziej wieloaspektowym sensie tego pojęcia: otwartym także na grę przeciwieństw i balansowanie (się) sprzeczności. Układ otwarty to także dialog z modernizmem, minimalizmem, nurtem instalacji site specific… Nie sposób także nie myśleć o fakcie, że mamy do czynienia ze sztuką kobiet, które pracują w materiałach stereotypowo uznawanych za przypisane mężczyznom oraz które nie uciekają od monumentalnej skali swoich realizacji. Otwartość tego układu obejmuje więc rozległe konstelacje znaczeń i de(kon)struuje liczne stereotypy.