Śpimy coraz mniej. Ma to skutki biologiczne i egzystencjalne. Stajemy się coraz bardziej przydatni i coraz mniej wolni. Na wystawie Świadomy sen w Galerii Białej możemy poczuć się jak oneironauci – kosmonauci w przestrzeni sennych marzeń.
Pasówka białobrewa to niepozorny, niespełna dwudziestocentymetrowy ptaszek, który przemieszcza się na trasie Alaska–Meksyk. Związane są z nim dwa niezwykłe fakty. Po pierwsze – potrafi lecieć nawet dwa tygodnie bez przerwy. Po drugie – pasówką zainteresował się Departament Obrony Stanów Zjednoczonych. Żołnierze powinni brać przykład z pasówki, która może przez czternaście dni nie spać. A od tego już tylko krok do katastrofy, bo jak zauważa Jonathan Crary w książce 24/7. Późny kapitalizm i koniec snu: „Historia pokazała, że wynalazki wojenne z biegiem czasu przenikają do szerszej sfery społecznej, toteż nieśpiący żołnierz będzie protoplastą nieśpiącego pracownika czy konsumenta”
A zatem witamy w piekle przytomności. Tylko sen nas ocali.
Podejrzana realność
Sen od zawsze był polityczny. W sennej wizji królów pojawiało się bóstwo lub posłaniec, aby przekazać ważną wiadomość. Boska „władza” komunikowała się w ten sposób z poddanymi w świecie doczesnym. Interpretowanie snu jako przepowiedni od bogów – którzy odwiedzali w ten sposób także zwykłych śmiertelników – było powszechne i oczywiste. Talmud głosił, że „niezinterpretowany sen jest jak nieprzeczytany list”. Można powiedzieć, że sen był tak samo ważnym doświadczeniem jak życie na jawie. Aż w XIII wieku, kiedy św. Tomasz z Akwinu zaczął ostrzegać przed demonami czyhającymi na śpiących, Europę ogarnęła obsesja złych duchów. Ze snów skrupulatnie odpytywała Inkwizycja i w ramach tortur zmuszała do trwania w bezsenności przez długie dni i noce. Sen to jedyna przestrzeń, gdzie wścibskie oko cenzora nie ma do człowieka najmniejszego dostępu.
Cykle REM/Hipertrofie i REM/Primavera Magdy Hueckel nawiązują do najbardziej burzliwej i tajemniczej fazy snu, gdy pod drgającymi powiekami pojawiają się obrazy, a racjonalność jest uśpiona. Kora przedczołowa odpowiedzialna za logiczne myślenie odpoczywa, szaleje za to ośrodek emocji. Skutek? Śmiertelny, choć fikcyjny strach może wywołać dokładnie te same reakcje fizjologiczne co ten prawdziwy. Śpiącego oblewa pot, drętwieją mięśnie, przyspiesza oddech. To przeżycie jest jak najbardziej realne. Wizja artystki jest wyjęta z sennego koszmaru. Sylwetka kobieca wędruje przez ciemny las, ale jej twarz została wydarta, wymazana, zeskrobana, jakby na skutek złej wróżby. Otaczają ją chorobliwe rośliny, zdają sie ją oplatać. Dokąd we śnie odchodzi świadomość? W kolejnej odsłonie Hueckel stara się zapanować nad tym stanem – z martwoty wyrasta życie, w mroku kiełkują liście i bujne kwiaty.
Cykl pięciu faz snu trwa około dziewięćdziesięciu minut. Początek zasypiania to dryfowanie między snem a jawą, następnie człowiek przechodzi od snu lekkiego do snu głębokiego, czyli z fazy pierwszej do fazy czwartej. Kolejna jest faza REM, nazywana też snem paradoksalnym, a w niej „marzenia senne zamieniają się w zbliżone do halucynacji obrazowe przeżycia obciążone dużym ładunkiem emocjonalnym […]. Kolory marzeń śnionych są na ogół podobne do kolorów na jawie, chociaż śnione obrazy są może trochę ciemniejsze niż te, które postrzegamy w rzeczywistości” – czytamy w książce Clary E. Hill Sen w psychoterapii.
We śnie emocje nie są trzymane na wodzy, groza może mieszać się z zachwytem, lęk z oczekiwaniem, chwile przerażenia z radością. W krzywym zwierciadle marzeń lekko przechodzimy z jednego stanu w drugi, coś co było sielanką, łatwo może zamienić się koszmar i odwrotnie. Równie wieloznaczna jest szyfonowa otchłań Katarzyny Mirczak. Pokonanie jej zajmuje kilka sekund, ale w absolutnej ciemności wydają sie one wiecznością. Miękki materiał jest niemal niewyczuwalny, nie sposób znaleźć jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Podroż może być zarówno sielanką, jak i koszmarem. Częścią Otchłani jest obraz snu artystki, która spędziła całą noc w Ośrodku Medycyny Snu Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, podłączona do aparatury, która badała jej parametry życiowe. Ilość tlenu we krwi, ruchy klatki piersiowej, częstotliwość fal mózgowych – wszystkie te intymne szczegóły zdradzają, w której fazie się znajdujemy – czy już śnimy, czy jesteśmy dopiero w przedsionku sennych marzeń.
Choroba jak sen
Człowiek, aby prawidłowo funkcjonować, powinien przesypiać około jednej trzeciej swojego życia, jak wyliczyli naukowcy. Z przepisowych sześciu do dziewięciu godzin snu około półtorej godziny to szalone sny. Po co śpać? Przez jedną trzecią życia człowiek jest wtedy z rynkowego punktu widzenia zupełnie bezużyteczny. Pojawienie się nocnego światła w fabrykach – dla Jonathana Crary’ego to właśnie w tym momencie cywilizacja brutalnie wkroczyła w przestrzeń naszej naturalnej ciągłości życia. W nocnej, zmianowej pracy człowiek coraz bardziej odrywał się od rytmu swojej egzystencji. Wprawdzie nie było jeszcze wtedy pralni, siłowni ani sklepów czynnych dwadzieścia cztery godziny na dobę, jednak świat nabierał niesamowitego dla siebie tempa i może dlatego w końcu coś w nim pękło. Toteż na początku XX wieku obok wojny i Wielkiej Depresji coś jeszcze wstrząsnęło ówczesnym społeczeństwem, coś potwornego, co być może zaczęło się od niepozornego drgania powieki.
Encephalitis lethargica, śpiączkowe zapalenie mózgu, przemieniało ludzi w żywe posągi. Wedle jednych źródeł chorowały tysiące, wedle innych – miliony. Prawdziwa pandemia nastąpiła w latach 1917–1924. Plaga powracała sezonowo, jak grypa, kulminacje osiągając rok w rok między styczniem a marcem. Gorączka, podwójne widzenie, zaburzenia neurologiczne, drganie powiek, usztywnienie członków czy opóźnione reakcje – to niektóre z pierwszych objawów. Następnie chory zasypiał nawet na dwa tygodnie. Wielu z tych, którzy przeżyli (a zgonem kończyło sie ok. czterdzieści procent zachorowań), już do końca egzystencji funkcjonowało jak zombie – byli zawieszeni między snem a jawą, niezdolni do najmniejszego samodzielnego przejawu woli, choćby ruchu ręką. Epidemia snu Ludomira Franczaka przenosi nas do tamtych czasów, a może nawet do tego stanu. Ze słuchawek, w szumie sączą się urywane opowieści równie realne, co fikcyjne, przede wszystkim przerażające i fascynujące. Co by było, gdybyśmy wszyscy nagle zasnęli? Oficjalnie ta choroba o niewyjaśnionym podłożu nie powróciła. Mniej oficjalnie media donosiły niedawno o bardzo podobnej zarazie w Kalaczi w Kazachstanie, gdzie mieszkańcy dosłownie zasypali tam, gdzie stali.
Przedziwny związek snu i choroby to żadna nowość. W dobie klasycyzmu panowało przekonanie, że obłęd ma charakter oniryczny, że „to samo zdarza się śpiącym, co szalonym” na jawie. Obłęd pojmowano m.in. jako stan uśpionego rozumu. Lekarze najznamienitszych klinik próbowali więc wybudzić chorych z nierozumu – wirowali ich, przypalali, polewali lodowatą wodą… Cały arsenał tych sadystycznych praktyk odnajdziemy w Historii szaleństwa w dobie klasycyzmu Michela Foucault.
„Dzięki przychylności kierownictwa sanatorium […] radiesteci mieli możliwość zapoznania kuracjuszy ze swoimi doświadczeniami w zakresie praktyk zastosowania piramid i urządzeń piramidopochodnych. Kobieta, lat 48, kuracjuszka z otyłością, nerwica depresyjna z tendencjami samobójczymi przebywała pod piramidą 10 razy po 20–30 minut. Chora straciła 7 kilogramów bez stosowania specjalnej diety. Zaczęła szukać kontaktu z ludźmi, uspokoiła się i zaczęła wierzyć w siebie”. Fragment książki kontrowersyjnego piramidologa Czesława Galewskiego to swoisty prolog do Lazaretu magnetycznego Pawła Korbusa. Sala wypełniona piramidami jest wyposażona w krzesełka, aby można było wygodnie poddać się kuracji. Przemienia się w swego rodzaju klinikę. Kierunek leczenia jest tu jednak odwrotny – piramida zaprasza w przestrzeń orzeźwiającej irracjonalności. A jeśli ktoś faktycznie zostanie przypadkiem uzdrowiony mocą tej pradawnej formy? Cóż, i takich doniesień nie brakuje.
Wątek choroby artyści poruszają jeszcze dwukrotnie – Maess rysuje malowniczą strukturę rakowych tkanek (Kroją mi się piękne sprawy i Metastasis Study), Joanna Rajkowska wprowadza nas w Pasaż Róży – córki, która zachorowała na nowotwór oczu. Lustrzana mozaika na budynku to forma swoistej ofiary i zaklinania rzeczywistości (kamienica zaczęła „widzieć”, i to miliardem spojrzeń), jak również niesamowity, zmienny, pokawałkowany obraz rodem ze świata snu. Lustro ma też zresztą swój wymiar symboliczny – jest przejściem na drugą stronę rzeczywistości.
Wolność a ciało śniące
We śnie spełniają się wszystkie pragnienia niedostępne na jawie – tę oczywistą prawdę przypieczętowała psychoanaliza. Freud dowodził, że jest obok tego także drugi powód śnienia: śnimy po to, aby… się nie obudzić. I trzeba przyznać, że fikcja bywa ciekawsza od rzeczywistości.
Marzenie o wolności, bezpieczeństwie i lepszym świecie kryje się między wersami Rebeki, kiedy Emrah Gökdemir jako Lola śpiewa w duecie z Mają Kleszcz przedwojenną piosenkę. Ubrany w perukę, szpilki i kusą sukienkę przybiera pozy z wideoklipów. W tle rozciąga się egzotyczna, bliskowschodnia sceneria. Gdzieś na wzgórzach Antiochii Lola-Rebeka także wciąż czeka na miłość, na ziszczenie snu, a może na lepsze jutro. Głos kobiety, głos mężczyzny, języki, czas i miejsce, teatr i prawdziwe uczucia – wszystko się miesza jak we śnie. Może on być nie tylko przedłużeniem niewysłowionych pragnień, lecz także wręcz lepszą wersją opresyjnej, burzliwej realności.
Podobny apel o wolność rozlega się jeszcze w zupełnie innej pracy – wideocyklu o mocy Magdaleny Starskiej. Sztuka, podobnie jak sen, kieruje uwagę do wewnątrz, na indywidualne doświadczenie, które nie poddaje się żadnemu zewnętrznemu zniewoleniu.
Futerał do spania Magdaleny Franczak pachnie żywą osobą. To dlatego, że powstał z używanych ubrań. Przypominający hamak wynalazek miękko i szczelnie otula, kusi, żeby się w nim położyć (pracownicy galerii muszą wręcz powstrzymywać odwiedzających, by nie próbowali). Mógłby mieć praktyczne zastosowanie w zapewnianiu komfortowych warunków w każdym miejscu, gdzie człowiek potrzebowałby zamknąć oczy albo na chwilę uciec przed otaczającym go zgiełkiem. Problemem byłaby tylko społeczna bariera. Spanie przed publicznością etykietuje i wyklucza, a na pewno budzi podejrzliwość: „Śpiące w miejscach publicznych ciała szukają komfortu w zagięciach schodów, załamaniach ławek, próbując odłączyć się od otaczającej rzeczywistości, która kłuje i uwiera. […] Jest to jednak czynność intymna – zamykając oczy, zasypiając w miejscu publicznym, pozostawiamy niejako swoje ciało przechodniom, ich spojrzeniom” – pisze artystka. Kokon do spania może wywołać mnóstwo skojarzeń, a chyba najprostsze z nich przywodzi na myśl tych, którzy nie mają gdzie spać. Ale nie tylko. Mówi również o potrzebie bezpieczeństwa, która jest wpisana w sen, a także o jego cielesnym wymiarze (podobną cielesnością są obdarzone Tkanki Katarzyny Ogórek, które można niemal przeoczyć, tak są wygodne i naturalne).
Każdy ma prawo do gwiazd
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych pewne międzynarodowe konsorcjum wpadło na pomysł, aby dzięki wystrzelonym w orbitę satelitom oświetlić niektóre tereny Ziemi na stałe. Projekt „Biały dzień przez całą noc” (jak głosiło hasło z reklamy) byłby ogromną oszczędnością dla miejskich aglomeracji i rozjaśniłby te obszary, gdzie panuje noc polarna. Zaprotestowali wszyscy: ludzie kultury, astronomowie, ekolodzy i aktywiści, bo, jak pisze Crary, „doświadczanie ciemności nocy i możliwość oglądania gwiazd należą do naszych podstawowych przywilejów, których nie wolno znieść żadnej korporacji”.
Na tle tych wszystkich kontekstów Świadomy sen można rozpatrywać jako wystawę o buncie. Sen traktuje ona nie czysto estetycznie, lecz jako fenomen jednostkowy i społeczny. Jako fundamentalne prawo do wolności i odmowy uczestnictwa w rzeczywistości, a także jako prawo do kreowania tej własnej, nieskrępowanej i indywidualnej. Wystawa nie stawia odbiorcom zbędnych barier, nie jest przeintelektualizowana, a dzięki przejrzystym opisom każdy może eksplorować najróżniejsze wątki związane ze śnieniem: biologiczne, historyczne, paranaukowe, egzystencjalne… Wystawa zaprasza do poznawania prac zmysłami i przeprowadzenia własnych ćwiczeń ze świadomego śnienia. Nie potrzeba do tego specjalistycznej wiedzy, a jedynie wyobraźni.
Sen na tle współczesności przedstawia się jako coś niekomercyjnego, niepowtarzalnego, niezbywalnego i demokratycznego. We śnie jesteśmy nie tylko wolni, ale także na swój sposób równi. Sen jest z zasady egalitarny, bo jak pisał Arystoteles, we śnie nie odróżnisz uczciwego od złoczyńcy, toteż „przez pół życia nie ma różnicy między szczęśliwcem a nieszczęśnikiem”. Wniosek z tego taki: zbuntujcie się i idźcie spać.