Przekonuję się, że bardzo wielką sztuką jest napisać dobrą krytykę zjawiska kulturalnego, która w sposób dalece rzetelny, bez uprzedzeń, w oparciu o bogatą argumentację wskaże na negatywne cechy tegoż wydarzenia. Chwaląc, krytycy potrafią zaakcentować wartości, ganiąc, piszą, posługując się cynicznym grymasem.
W gazetach codziennych często natrafić możemy na rodzaj recenzji, która jest przepisanym fragmentem informacji prasowej lub streszczeniem przebiegu wydarzenia. Fakt, że bywa lepiej dla potencjalnych czytelników, gdy zostaną im oszczędzone kuriozalne wywody niektórych krytyków, którzy za cenę wszystkiego dążą do tego, aby ich młodość tchnęła z tekstu a co za tym idzie także oryginalność.
Jednak niesprawiedliwością jest taki opis ogólny, bo przecież wielu jest krytyków, których cenię i podziwiam. Oprę się, zatem na przypadku konkretnym. Z góry uprzedzę, że nie należy do wyżej opisanego pisarstwa nieudolnego, bo autor jest bardzo rozeznany w sprawach pięknego języka polskiego, a co za tym idzie zastosowany sposób analizy i oceny, tym bardziej dziwi.
Z zainteresowaniem śledzę losy obiektu Mirosława Bałki Auschwitzwieliczka, który stanął w Krakowie oraz dotyczące go wzmianki prasowe i opinie. Niedawno przeczytałam komentarze czytelników, zamieszczone pod artykułem Rafała Romanowskiego Rzeźba Bałki w Podgórzu pijacką meliną. Możemy tam przeczytać wpisy typu: „Rzeźba? Ludzie zlitujcie się. Kawał betonowego tunelu z niewidocznym napisem. Skandal. Weźcie sobie do Londynu to badziewie.”, „Przede wszystkim to ten <<artysta>> obraża mnie. Być może jest to <<artysta>> uznany w Londynie czy Paryżu, ale dla mnie to ze sztuką, tą prawdziwą, nie ma nic wspólnego. Jeszcze jak stawiano ten kloc betonu to mnóstwo ludzi pisało, że dokładnie tak się to skończy – będzie to kolejny <<szalet miejski>>. Ze sztuką, ba, ze zwykłym estetycznym rzemiosłem nie ma to nic, ale to nic wspólnego. Precz z takimi pseudo artystami z naszego miasta”1. Właściwie wypowiedzi nie dziwią – prezentują powszechny stan wiedzy o sztuce współczesnej a nade wszystko stosunek do niej społeczeństwa polskiego. Ukazują także specyfikę działania nieredagowalnej internetowej przestrzeni, nawet w najbardziej wydawałoby się poważnych pismach, dla wypowiedzi anonimowych czytelników – taki rodzaj usługi: napisz i wyżyj się, niekoniecznie dziel mądrością.
Niedługo potem przeglądnęłam „Dziennik Polski”. W artykule zatytułowanym Bunkier przeciw biurom podróży autorstwa Stanisława Bortnowskiego (doktora polonistyki) znalazłam ten sam kuriozalny argument, co, w wyżej zacytowanych, internetowych komentarzach, mający świadczyć przeciw wartości dzieła Bałki. Zmienił się tylko język, w którym mi go przekazano. Bo autor z wyszukaną składnią i polotem opisał jak to „w ramach czerwcowego Festiwalu Sztuk Wizualnych Mirosław Bałka, artysta o sławie międzynarodowej (sic!) wystawił obiekt umiejscowiony w Podgórzu na placu Niepodległości koło Hali Korony” 2.
Bortnowski odtworzył następnie w tekście, co zobaczył podczas zwiedzania. Podkreślił, że litery wycięte w rzeźbie są nieczytelne – według mnie, dość czytelna jest każda pojedyncza litera i naprawdę nie sposób pomylić jakąkolwiek z którąkolwiek inną. Napisał: „szpeci plac” – można to wziąć pod uwagę, „jest brzydka” – bardzo względne, „ciężka” – niewątpliwie prawda, „szara” – słusznie, „przypadkowa, gdyż nic jej obecności w tym właśnie miejscu nie tłumaczy” – rzeczywiście obiekt nie wygląda dobrze na placu Niepodległości, którą to przestrzeń kształtuje wiele, nie pasujących do siebie, przypadkowych elementów, dziełu brakuje przestrzeni i powietrza. Odnotował dalej: „Skojarzenia ze śmietnikiem, czy szaletem nasuwają się same” – proszę Pana! – Nie nasunęły mi się. „Czytanie symboliczne, czy metaforyczne zawodzi” – mnie nie zawiodło na szczęście, „wkroczenie w inny świat” wręcz przeciwnie z biurami turystycznymi może się łączyć. Autor wspomina inne prace Bałki i dochodzi do smutnego wniosku: „Doszedłem do smutnego wniosku, że Bałka albo wykorzystuje symbole gotowe, czyli takie, które wystarczy pokazać, aby znaczyły głębiej lub dorabia sensy, których nikt by się nie domyślił, gdyby nie fantazja, a może bezkrytyczny tupet interpretatorów”. Czyżby pojawił się problem nadinterpretacji? Długo by pisać czy jest, czy nie jest możliwa. Według Stanisława Bortnowskiego jest nadużywana w przypadku interpretowania dorobku klasyków współczesności.
Zacytuję prawdziwą perełkę wywodu: „Zapytajmy innych artystów, więc reżyserów filmowych, czy teatralnych, aktorów, kompozytorów, scenografów, malarzy, rzeźbiarzy, eseistów, pisarzy o wartość dzieł Bałki. Obawiam się, że większość uśmiechnie się tylko z politowaniem nad czymś, co udaje wielką sztukę, wpisuje się w awangardę, jest modne także w Londynie, a tak naprawdę wyzwala głębszą refleksję tylko w wąskim gronie dziwacznych eksperymentatorów i miłośników szalonych kolekcji”. Zapytałam! I co? I muszę Pana i może Państwa rozczarować: obawiam się, że nie uśmiali się z politowaniem nad Bałką a nie należą do „grona dziwacznych eksperymentatorów ani miłośników szalonych kolekcji” (ja raczej także do wspomnianej grupy społecznej nie należę). Nawet dość konserwatywne w zamiłowaniach estetycznych osoby potrafiły obejść się bez politowania, nawet raczej cień zrozumienia jawił się na ich twarzach. Tak, doprawdy! Nie wierzy Pan? A to raczej Pańskie obawy mogą być chybione.
Strach autora jest niczym wobec argumentu, który charakterystyczny jest raczej dla pisarstwa nieredagowanych, anonimowych komentarzy, śmiesznego, amatorskiego, właściwego dla domorosłej mądrości. Autor wygłasza opinię, iż praca Bałki jest „taką sztuką-nie-sztuką”. Czyli można by stwierdzić, że nie jest sztuką. Zastanawiam się w oparciu, o jaką definicję sztuki wydaje wyrok? Co jest sztuką według pojęcia, na które autor się powołuje? Co udaje praca, „udając wielką sztukę”? Geniusz renesansowy udaje, bo wielki artysta to Michał Anioł? A może, jak pytał Jan Świdziński, „to, co dzisiaj się produkuje, a co wygląda tak, jak wyglądało kiedyś – to, co nazywaliśmy sztuką, nie jesteśmy skłonni dłużej nazywać sztuką”? Szanowny Panie to nie jest opinia, taka opinia-nie-opinia.
Czy Stanisław Bortnowski nie musi powoływać się na żadne definicje w swojej subiektywnej opinii? Czy tłumaczy go to, iż, jak sam przyznaje, nie jest intelektualistą? – Ach, cóż za krakowska kokieteria, Panie Doktorze? – Przecież o tym, co jest, a co nie jest sztuką autor napisał w gazecie codziennej, podał do informacji czytelników, usytuował się w pozycji osoby, która wygłaszać opinie szerokiej publiczności jest władna. Można tłumaczyć, że była to taka od niechcenia rzucona uwaga, drobnostka, że ja sama koncentruję się na szczegółach wypowiedzi, a jednak taki szczegół-to-nie-szczegół.
Kilka skojarzeń, fragmenty opisu, odwołania do przekonań znakomitego aczkolwiek zupełnie anonimowego grona intelektualistów i ludzi świata kultury, którzy gromko i ochoczo, aczkolwiek zupełnie anonimowo, potwierdzają słuszność słów i ich prawdziwość, i jakby między słowami sugestię wyroku, że niejako w ogóle nie mamy do czynienia ze sztuką.
Wielu zgodzi się z powyższymi rozważaniami. A słowa ewentualnej krytyki tylko potwierdzą słuszność moich słów3.
1 http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,7403583,Rzezba_Balki_w_Podgorzu_pijacka_melina.html (data dostępu: 16.01.2010).
2 S. Bortnowski, Bunkier przeciw biurom podróży, „Dziennik Polski”, środa, 20 stycznia 2010, http://www.dziennik.krakow.pl/pl/aktualnosci/opinie/991128-bunkier-przeciw-biurom-podrozy.html (data dostępu: 2010.02.03).
3 Fragment jest parafrazą sformułowań, które nie są zaczerpnięte z omawianego artykułu.
1 comment
Dobry tekst. Faktem jest, że problemem prasy codziennej jest brak prawdziwych profesjonalistów zajmujących się kulturą – a w szczególności sztukami wizualnymi. To z czym mamy do czynienia to papka medialna tworzona przez autorów trzeciej kategorii. Wielka szkoda, gdyż dzienniki nadal mają – choć (na szczęście?) coraz mniejszy wobec Internetu – wpływ na kształtowanie społeczeństwa. W Internecie mamy znów inne problemy, ale to zupełnie odrębny temat.
Comments are closed.