Prace Stanisława Dróżdża są jak poezje. „Czuję się bardziej poetą niż artystą, choć to jest tak wszystko wymieszane” – mówił. Ukończył studia polonistyczne, ale swoje „utwory” wystawiał w galeriach.
Może dlatego jego wystawa monograficzna początekoniec jest na wzór większości antologii poezji – przypadkowym zbiorem (mocniej – grochem z kapustą). Ideą kuratorki, Elżbiety Łubowicz, było pokazanie twórczości artysty „jako całościowego dzieła, rozwijanego według tej samej koncepcji przez całe życie”1. To się z pewnością powiodło, bo inaczej być nie mogło w przypadku dorobku tak konsekwentnego. Dużo ciekawsze byłoby jednak sproblematyzowanie go. Wytyczenie jakichś wątków, zaakcentowanie różnych tropów. Tego na wystawie chyba najbardziej brakuje.
Pokaz jest bardzo zachowawczy. Zrezygnowano z odsłonięcia kontekstu twórczości tego wybitnego artysty. Nie ma słowa o metodzie pracy (a istnieją rysunki, szkice). Ani o życiu (naznaczonym chorobą), rodzinie czy choćby związkach z Galerią Foksal. Nie wspomniano, poza notką prasową, o jego działalności organizacyjnej, a miał na tym polu wybitne zasługi i prowadził archiwum. Nie odnotowano jego odrębności na tle prężnego w latach 70. konceptualnego środowiska wrocławskiego (większość życia mieszkał w stolicy Dolnego Śląska). Jeszcze dziś zdarza się błędne sytuowanie go w szeregu artystów konceptualnych. Pokazano po prostu, w jednym miejscu, jak największą ilość prac. Może dlatego, że, choć trudno w to uwierzyć, jest to pierwsza tak obszerna ich prezentacja. Planowana była na 70. urodziny, ale artysta nie doczekał już jej otwarcia.
Sam dorobek zaliczany do nurtu poezji konkretnej, skłania może do pokazów minimalistycznych. Odartych z wszystkiego, co nie jest samym dziełem. Prace są oszczędne formalnie, operują prostymi kształtami, czernią i bielą, skondensowaną treścią. Jednak w takim razie należałoby dać im więcej oddechu. Początekoniec to natomiast wystawa, gdzie wszystko wydaje się niemiłosiernie stłoczone. W jednaj sali zgromadzono np. Lub (1998), pierwotnie zrealizowane w otwartej przestrzeni miejskiej, fragment OD DO (1994) w wersji z muzyką Tadeusza Sudnika (2009), Koło oraz i (1970–1997). Trudno tu na czymkolwiek skupić się. Wymusza to bardzo powierzchowny odbiór, gdy tymczasem same prace skłaniają raczej ku postawie kontemplacyjnej.