Mimo, że impulsy i narzędzia pochodziły z zewnątrz, sztuką wstrząsało się w obszarze sztuki. Mniej więcej od pięćdziesięciu lat wiemy, że wszystko może być sztuką, coraz trudniej jest więc zrealizować coś co będąc ograniczone przez definicję, będzie miało cechy nowości pozwalające ją zakwestionować. Najprościej jest więc usytuować się na zewnątrz definicji ale najtrudniej jest to sobie uświadomić.
W tej pułapce znalazły się cale pokolenia artystów lat 80. usiłujące zrobić nowe za pomocą starego lub lat 90. sklecając nowe z kawałków skrajnie przeciwstawnych tendencji.
Nowy wiek zrodził przekonanie, że skoro nie można już wyprodukować nowości jako takiej, może lepiej będzie zając się przekształcaniem istniejącej materii, nadawaniem nowych znaczeń, manipulacją pojęciami, symulacją sztuki i rzeczywistości. I tak narodził się miks i remiks.
Najwyraźniej w muzyce, potwierdziło się, że fizyczną (nie tylko filozoficzną) materią dziela sztuki może być inne dzieło sztuki.
Kilkanaście lat temu, najmniejszy cytat innego kawałka w jakimś utworze muzycznym, kończył się nieuchronnym procesem o naruszenie praw autorskich. Ale już w 1998 roku progresywny DJ Fatboy Slim po sukcesie swojej płyty You’ve Come a Long Way, Baby gdzie zmiksował dużą liczbę utworów innych artystów, nie mógł opędzić się od zamówień najsłynniejszych grup z Rolling Stones na czele. Dzisiaj chlebem powszednim jest tworzenie utworów z innych utworów…
Jedna z najlepszych ostatnio formacji elektronicznego popu Justice, używa tej metody z ogromnym powodzeniem. Dla przykładu, płyta Waters of Nazareth, która jest remiksem elementów utworów DJ Funk, Erol Alkan, Feadz i Thriller’a Michael’a Jackson’a:
W sztukach plastycznych zabieg ten uprawiany jest od dość dawna, wystarczy przypomnieć dadaistów czy Rauchenberga, aż po artystów dnia dzisiejszego, adaptowany szczególnie przez twórców graffiti jak Bansky czy w Polsce Peter Fuss (Zero-Zero). Proceder ten w szczególnym kontekście ulicy pozwala na manipulowanie znaczeniami.
Podobnie jak w muzyce, postęp technologiczny umożliwił adeptom technik wizualnych tworzenie na żywo interaktywnych spektakli, gdzie rzeczywistość realna mieszana jest z wirtualną w ciągłym dialogu z publicznością.
Pozostawimy na boku realizacje komercyjne, skądinąd zwykle ciekawe wizualnie, ale pozbawione motorycznych znaczeń i zajmiemy się dokonaniami, które swoimi skutkami mogą rokować nadzieje na rozszerzenie obszaru sztuki.
Ludzie ci nie roszczą sobie specjalnych pretensji do miana artysty, tworzą natomiast rozlegle i solidarne plemię nomadów, określając się nazwa VJ (video jockey). Miksując wiele dyscyplin naraz (video DVD wcześniej zarejestrowane, obraz generowany, żywych i wirtualnych uczestników, dźwięk, światło, eksploatując idee zbiorowej energii, współudziału, hackingu, identyfikacji environomentalnej i przypadku), tworząc totalny spektakl w realnym czasie. Ruch ten ma swoje festiwale, plenerowe realizacje, blogi i fora dyskusyjne gdzie prezentuje i wymienia się doświadczenia. We wszystkich tych dobrowolnych poczynaniach podstawową cechą jest wolność uczestnictwa, wolność wypowiedzi, wolność formy i treści.
Jest to rodzaj filozofii multimedialnej bazującej na ciągłości i nieskończoności przekazu audio-wizualnego. Jest to estetyka nielinearna, bez początku ni końca, w każdej chwili uczestnik może „wejść” lub „wyjść” z percepcji, jest to sposób partycypacji charakterystyczny dla obecnych technologi kreacji i przekazu. Oto jeden z przykładów ikonosfery tego typu:
Oczywiście rozpatrywanie tego fluxu obrazów w kategoriach dotychczasowej estetyki nie ma najmniejszego sensu, gdyż mimo rozpoznawalnego i porównywalnego wyglądu formy, miks ten nie rości sobie pretensji do żadnego znaczenia artystycznego. Kontekst jego istnienia sytuuje się poza tradycyjnymi funkcjami sztuki i znakowania artystycznego. Jest przejawem globalnej tendencji formułowania i konsumpcji przekazu funkcjonującej w telewizji, radiu, Internecie i telefonii, gdzie obraz jak i informacja dźwiękowa stają się niekończącym ciągiem, swoistego rodzaju zappingiem, krótkich informacji bez komentarza i powiązań. W tej sytuacji bez znaczenia jest moment włączenia się, długości oglądania czy słuchania jak i wyłączenia.
Co więcej ta ikonosfera i dzwiękosfera istnieje i otacza nas praktycznie bez przerwy.
Dla dziesiątków tysięcy młodych ludzi jest to prawie jedyny kontakt z dźwiękiem i obrazem. Tych przyszłych generacji nie wychowują centra sztuki, galerie ani krytycy sztuki, nie pragną oni dostępu do „wyższych” dzieł sztuki ani nawet nie zbyt wiedzą o ich istnieniu.
A mimo to oni będą wkrótce decydować o formie partycypacji artystycznej, to oni będą twórcami nowego tsunami, które zmiecie z powierzchni dotychczasowe nawyki kontemplacji i linearnej narracji.
Czy to będzie sztuka? Nikogo z nich to nie obchodzi, a zjawisko zatacza coraz szersze kręgi na poziomie światowym. Możliwości miksowania formy i treści mają obecnie zarówno kraje wysoko rozwinięte jak i państwa trzeciego świata. Siłą tych ludzi jest miksowanie lokalnych kultur w globalnej skali. Jest to namacalny dowód, że nowe technologie mogą współtworzyć mieszankę społeczeństw lokalnych o odmiennych kolorytach, połączone wspólną wizją wymiany i partycypacji. Okazuje się, że rozwój technologi w połączeniu z zapałem bezinteresownym, może zaowocować nową świadomością. Czy mamy już do czynienia z fermentacją nowej ideologii kontaktów? Czy jeszcze to jest tylko ruch który dopiero się definiuje i krystalizuje w poszukiwaniu sensu wymiany kultur na nowym obszarze doznań.
Wiemy już od prawie stu lat, że czy coś jest lub nie jest sztuka zależy wyłącznie od kontekstu i jeżeli artystą można nazwać kogoś kto używając dowolnych środków stworzy sytuacje pozwalająca na wykreowanie nowych znaczeń… Sądzę, że granice sztuki przesuwają się również w kierunku używania technologi miksowania w celu odkrywania nowych możliwości kolektywnego współuczestnictwa z zachowaniem indywidualnej odrębności.
3 comments
Bardzo ciekawy artykuł!
Ciekawy artykuł!
Ja ma jednak wrażenie że VJ. to zjawisko, które warunkowane jest popytem na obrazowanie muzyki. Dlatego w większej mierze to raczej rodzaj atrakcyjnego przez swoją efektowność produktu dla mas, niż wyraz indywidualności. Oczywiście są też pewne tendencje potwierdzające tezę Twojego artykułu, wskazujące na jakąś potencjalnie nową jakość, ale w konsekwencji główny nurt zmierza ku “pustym obrazom” gwarantującym jedynie wizualną rozrywkę. Nie to żeby było w tym coś złego, ale czy jest to jakiś przełom? Nie sądzę. Choć mam nadzieję, że rozwój technologi audiowizualnych, jeszcze nam tak ów zagwarantuje – oby w jak najbliższej przyszłości;)
Mimo moich wątpliwości wyrażonych powyżej, artykuł bardzo mi przypadł do gustu – ciekawy i nośny wątek w dyskusji o nowych mediach w sztuce. Oby tak dalej!
Comments are closed.