Choć od opublikowania pierwszego polskiego utworu fantasy minęło już niemal 35 lat[1], dopiero od niedawna na rodzimym rynku wydawniczym pojawiają się publikacje próbujące uchwycić i opisać fenomen, jakim w Polsce był boom na ten gatunek. Po ważnych i potrzebnych książkach traktujących o polskiej literaturze fantastycznej, którymi były m.in. W cieniu Białego Drzewa. Powieść fantasy w XX wieku Tomasza Z. Majkowskiego, Czas fantastyki oraz Małpy Pana Boga. Słowa Macieja Parowskiego, czy też pozycje ukazujące się w białej serii Krytycy o fantastyce wydawnictwa Solaris, polski czytelnik otrzymuje książkę Katarzyny Kaczor pt. Z „getta” do mainstreamu. Polskie pole literackie fantasy (1982–2012), poświęconą najważniejszym etapom rozwoju i funkcjonowania tego gatunku w Polsce. Co ważne: pozycję prekursorską, ponieważ do tej pory na podobne przedsięwzięcie nie poważył się żaden badacz[2].
Sama literatura fantasy ma korzenie o wiele głębsze, niż sugerowałby to tytuł książki Kaczor. Gatunek ten po raz pierwszy zawitał do Polski w 1891 roku wraz z przekładem książki Kopalnie króla Salomona Henry’ego R. Haggarda, której pierwodruk ukazał się w 1885 roku. Na początku lat 60. XX wieku w Polsce opublikowano kolejne przekłady ważnych utworów fantasy: Hobbita, czyli tam i z powrotem oraz Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena. Na fali ich popularności pojawiły się dalsze publikacje i nowatorskie przedsięwzięcia: definicja fantasy sformułowana przez Stanisława Lema w Fantastyce i futurologii oraz inicjatywa fandomu[3], by tłumaczyć nieznane w Polsce książki należące do klasyki gatunku (m.in. autorstwa Rogera Zelaznego czy Ursuli K. Le Guin). Zapoznawanie się z anglojęzycznym kanonem książkowym i filmowym fantasy (wszak pod koniec lat 70. XX w. w kinach pojawiły się pierwsze produkcje tego typu) było coraz łatwiejsze, zwłaszcza po roku 1989, kiedy Polska otworzyła granice na Zachód.
1. Od „ASa polskiej fantastyki”[4] do „Pierwszego Grafomana Rzeczpospolitej”[5]
Za pierwszy polski utwór z gatunku fantasy Kaczor uznaje opowiadanie Twierdza Trzech Studni Jarosława Grzędowicza, opublikowane w 1982 roku. Od tamtego momentu wśród polskich pisarzy i czytelników następuje boom na literaturę tego typu: w kolejnym roku na łamach „Fantastyki” debiutuje Feliks W. Kres, a w 1985 roku inicjuje cykl o Szererze. Zaledwie rok później w konkursie na najlepsze opowiadanie fantasy główną nagrodę zdobywa trzydziestoparoletni ekonomista trudniący się handlem skórami – Andrzej Sapkowski – rozpoczynając tym samym cykl o wiedźminie Geralcie z Rivii. Później wydarzenia toczą się lawinowo – równocześnie z przekładami na język polski najwybitniejszych tekstów gatunku (Opowieści z Narnii C.S. Lewisa, Kronik Amberu R. Zelaznego, Silmarillionu J.R.R. Tolkiena, Ziemiomorza U.K. Le Guin) pojawiają się kolejne głośne teksty i nazwiska z rodzimego rynku: Jacek Piekara (Smoki Haldoru), Rafał A. Ziemkiewicz (Skarby Stolinów), Anna Borkowska (Gar’Ingawi Wyspa Szczęśliwa), Konrad T. Lewandowski (Ksin), Ewa Białołęcka (Tkacz iluzji) i wiele innych.
Stopniowy proces kolejnych zmian w obrębie literatury fantasy oraz wszelkich tworzących ją instytucji (pisarzy, wydawnictw) został opisany i sproblematyzowany przez autorkę za pomocą terminów zaczerpniętych z myśli francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu. Przyjęta przez Katarzynę Kaczor perspektywa, opierająca się na wykorzystywaniu idei pola literackiego, ukazuje, że zasady odnoszące się do literatury wysokoartystycznej można przełożyć także na reguły pola literackiego polskiej fantasy. Badaczka wskazuje poszczególne zmiany w jego funkcjonowaniu: od początkowego kwestionowania przez krytyków i akademię przez przebijanie się twórców z „getta” fantasy do szeroko rozpoznawalnej literatury współczesnej aż do zgody na jego funkcjonowanie. Czytelnik tej pracy otrzymuje imponujący szczegółowością opis przekształceń, jakie zachodziły w obrębie pola fantasy, począwszy od jego wyodrębniania się z pola fantastyki naukowej aż do pełnego wykrystalizowania się. Oczywiście, proces ten nie przebiegał w sposób prosty i jednoznaczny; odbywał się przy sprzeciwie środowiska akademickiego oraz autorytetów określanych mianem „salonu”.
Na dłuższą refleksję zasługuje chociażby szeroko omawiany przez autorkę przypadek Andrzeja Sapkowskiego – od jego przybycia „znikąd” aż do zdobycia pozycji autora konsekrowanego. Już po zasłynięciu swoim cyklem opowiadań o wiedźminie autor ten stosował rozmaite zabiegi, by zdobyć autonomię. Nieustannie podkreślał swoją pozycję i obniżał prestiż pozostałych autorów, m.in. poprzez opublikowanie głośnego tekstu Piróg albo Nie ma złota w Szarych Górach[6], krytykującego pozostałych twórców fantasy, a sytuującego jego samego na niedostępnej pozostałym wyżynie autorytetu. Dzięki pierwszej stronie internetowej poświęconej wyłącznie Sapkowskiemu i jego utworom[7] twórca ten zgromadził wokół siebie oddaną społeczność fanowską; podobny wyczyn utworzenia wielkiej i zaangażowanej zbiorowości czytelników nie udał się żadnemu innemu polskiemu pisarzowi, chociaż próbowało wielu. Serią wydawniczą Andrzej Sapkowski poleca oraz pierwszym leksykonem literatury fantasy Rękopis znaleziony w smoczej jaskini[8] (niekorzystnie ocenionym przez znawcę tematu i krytyka towarzyszącego Jakuba Z. Lichańskiego[9]) pisarz przypieczętował swój kapitał symboliczny i status autora konsekrowanego, co doprowadziło go do przejścia w obręb pola literatury powszechnie rozpoznawanej i uznawanej. Wszystkie te działania sprawiły, że – jak szacuje autorka – tylko do 2000 roku wydrukowano ponad pół miliona egzemplarzy powieści o wiedźminie Geralcie z Rivii[10]. Czas pokazał, że przyjęta przez Sapkowskiego strategia była o wiele bardziej owocna niż zdystansowane podejście do świata mediów i promocji, jakie wyznawał bodaj największy jego konkurent, czyli Feliks W. Kres, piszący – zdaniem autorki – „cieszące się mniejszą popularnością, ale uchodzące za bardziej wysublimowane literacko niż cykl wiedźmiński opowieści o Szererze”[11].
Równocześnie z ogromną popularnością literatury fantasy wśród młodych odbiorców konfrontuje się starsze pokolenie miłośników i twórców fantastyki spod znaku science-fiction, bliższej dziełom Janusza A. Zajdla czy Edmunda Wnuka-Lipińskiego. Są to osoby o wykształceniu głównie technicznym, debiutujące w czasopismach typu „Młody technik”, wychowane na powieściach kultywujących naukę, technikę, a także zawierających bogate zaplecze socjologiczne. Z ich perspektywy dzieła należące m.in. do kategorii „literatury magii i miecza” są najczęściej utworami błahymi i służącymi prostej rozrywce. Dla owego pokolenia, wychowanego w odmiennych czasach, ukształtowanego przez inne doświadczenia generacyjne i historyczne, literatura fantasy stała się bliższa eskapizmowi. Co więcej, starsi pisarze i odbiorcy mieli przeciwko sobie także barierę językową: o ile sztandarowe rosyjskojęzyczne powieści SF braci Strugackich mogły być przez nich czytane w oryginale, o tyle anglojęzyczny kanon literatury fantasy stanowił sporą barierę. Stąd też pojawiła się niechęć „smoków fandomu”[12] – jak nazywa ich Katarzyna Kaczor – wobec fantasy, objawiająca się m.in. niezgodą na publikację opowiadania A kochał ją, że strach Anny Brzezińskiej w „Nowej Fantastyce” oraz jego zakwestionowaniem przez Macieja Parowskiego – co znamienne, już jako opowiadania nagrodzonego Zajdlem[13].
Podobnych wyczerpujących i drobiazgowych analiz jest w książce Kaczor wiele. Opisuje ona m.in. problemy ze zdobyciem statusu autora konsekrowanego przez wspomnianego wyżej Feliksa W. Kresa, a także wcale niełatwe początki Jacka Dukaja. Wskazuje i omawia także 4 generacje twórców fantasy, występujące w ciągu zaledwie 30 lat, współzawodnictwo wydawców, ewolucję polskiego dyskursu fantasy aż do zmiany postrzegania twórczości Andrzeja Sapkowskiego z autonomicznego produktu na zaledwie… suplement do gry komputerowej[14]. Przyjęte przez Kaczor w pracy ramy czasowe zamykają się na roku 2012, kiedy to pole fantasy ostatecznie się ukonstytuowało za sprawą wydania pierwszej monografii poświęconej temu gatunkowi, czyli Baśni zbyt prawdziwych[15] autorstwa Małgorzaty Tkacz, a opowiadania o wiedźminie zostały wpisane na listę lektur szkolnych, wieńcząc proces zmiany postrzegania i nobilitacji tego typu literatury.
2. Złoty Meteor
Nieprzypadkowo Katarzyna Kaczor poświęciła swoją kolejną publikację polskiej literaturze fantasy. Nie jest tajemnicą, że zaczynała ona swoją karierę akademicką i krytyczną jako anglistka. Jak podkreśla Maciej Parowski: „Niebanalną konstrukcję literacką Wiedźmina jako opowieści i postaci analizowały potem Agnieszka Fulińska, Dominika Materska (dziś Oramus), Kasia Kaczor… Wszystko anglistki tresowane na Tolkienie. Na polonistykach nie wykładano chyba wtedy odpowiedniej do fantasy aparatury krytycznej”[16]. Od analizy dzieł Tolkiena i sagi o wiedźminie nie jest bowiem zbyt daleko do całościowego spojrzenia na polską literaturę fantasy.
Co zastanawiające, to zasadniczo niewiele zmieniło się od niemal dekady, kiedy to wspomniany wyżej Maciej Parowski napisał recenzję poprzedniej książki Kaczor, Geralta, czarownic i wampira[17]. Autor Czasu fantastyki uważał wtedy, że „książka Kaczor jest owocem pasji, ale i niepojętej rezerwy (…). Kaczor imponuje erudycją i uważną lekturą, ale nie docenia artystycznego i emocjonalnego wkładu własnego A[ndrzeja] Sa[pkowskiego] w opowieści o wiedźminie (…). Krytycy-fanowie i uczestnicy, nie tak oczytani jak Kaczor, są za to od niej lepsi w sztuce zachwytu. Ale nie robię awantur, zachwytu się można nauczyć. A zwłaszcza, bo o to naprawdę tu chodzi, można się przestać go wstydzić”[18].
Podobnie jest w przypadku Z „getta” do mainstreamu: choć publikacja jest uporządkowana, rzetelna i drobiazgowa, to brak w niej pasji naukowca zafascynowanego przedmiotem swoich badań i nowatorskim podejściem, jakie chciałby przybliżyć swojemu odbiorcy. Choć szkielet interpretacji, czyli tezy Pierre’a Bourdieu, autorka zręcznie wypełnia ciałem drobiazgowych i zasadnych opisów, to całości brak życiodajnej siły: czytelnik otrzymuje jedynie suchy opis – chłodną analizę poszczególnych przesunięć zachodzących w polu literatury fantasy, bez wchodzenia w najciekawsze, czyli ich interpretację.
Także zamieszczone w publikacji szczegółowe kalendarium owych zmian zasługuje na komentarz, ponieważ bez niego bardzo łatwo można by pominąć tak ciekawe informacje, jak np. fakt, że konkurujący z Sapkowskim Kres debiutował od niego wcześniej (opublikował Księgę epizodów. Tylko deszcz dla Ayany, tom rozpoczynający cykl o Szererze, na rok wcześniej niż jego wielki konkurent, Andrzej Sapkowski, którego Wiedźmin debiutował w 1986 roku). Wiele podobnych ciekawostek, bardzo atrakcyjnych z punktu widzenia odbiorcy młodszego lub mniej obeznanego, może zostać przeoczonych właśnie ze względu na ich słabe wyeksponowanie i znikomą interpretację.
Kolejnym mankamentem tej książki jest brak pogłębionej informacji o wielu pisarzach, ważnych z rozmaitych względów. Postać Anny Borkowskiej – autorki Gar’Ingawi Wyspy Szczęśliwej, której debiut ukazał się od razu w prestiżowym Wydawnictwie Literackim i został bardzo dobrze przyjęty, a Katarzyna Kaczor umieściła ją na planszy poświęconej ewolucji polskiego pola literackiego fantasy w grupie autorów, którym udało się przejść do głównego nurtu literatury i zyskać uznanie – zasługiwałaby na dłuższy komentarz. Podobnie Marek Huberath i Wit Szostak, którzy wydostali się z „getta” literatury fantasy i dołączyli do pola literatury powszechnie uznawanej, są niezbyt często przywoływani, a ich postawa jeszcze rzadziej objaśniana.
Co więcej, wielu ważnych badaczy literatury fantastycznej pojawia się sporadycznie, często w bardzo krytycznym i wybitnie pejoratywnym kontekście. Maciej Parowski – wieloletni redaktor naczelny „Nowej Fantastyki” oraz „Czasu Fantastyki”, swego rodzaju legenda oraz krytyk towarzyszący – występuje w książce z racji otrzymania nagrody Złotego Meteora (za działalność szkodliwą dla fandomu) oraz jako (zaledwie!) współtwórca komiksów z cyklu o wiedźminie[19]; dodatkowo w publikacji Kaczor brak informacji o jego bodaj najważniejszej książce traktującej o literaturze fantastycznej, czyli o pokaźnym zbiorze artykułów i wywiadów Małpy Pana Boga. Słowa. Podobnie w przypadku Antoniego Smuszkiewicza, autora Zaczarowanej gry (prekursorskiej pozycji zbierającej i analizującej polskie dzieła będące podwalinami literatury fantastyczno-naukowej, w tym m.in. Na srebrnym globie J. Żuławskiego) – Katarzyna Kaczor wspomina o nim w kontekście jego pomyłki popełnionej przy tworzeniu jednej z pierwszych definicji słownikowych fantasy[20]. Natomiast lista ważnych krytyków zaledwie wzmiankowanych w jej wywodzie jest długa: od Lecha Jęczmyka (redaktora „Fantastyki” i „Nowej Fantastyki”) przez małżeństwo Oramusów (Marka i Dominikę de domo Materską) aż po wymienionych wyżej Parowskiego i Smuszkiewicza, których dorobek naukowy i krytyczny zdecydowanie zasługuje na dłuższy opis. Szkoda, że obok przybliżenia osoby-instytucji, jaką dla polskiej literatury fantastycznej jest Wojtek Sedeńko, autorka nie pokusiła się o gruntowniejsze prześledzenie ważkich myśli powyższych krytyków, nie mniej istotnych dla poruszanego przez nią tematu.
Dosyć problematyczna jest także okładka książki, gdyż może wprowadzić w błąd wielu czytelników zainteresowanych szkicem poświęconym twórczości konkretnego pisarza. Zapewne nie ma w tym winy autorki, niemniej umieszczenie na pierwszej stronie okładki promującej całą publikację takich nazwisk jak: Szczepan Twardoch (pojawiający się na niemal 300 stronach tekstu książki tylko dwa razy, na zasadzie napomknienia), Tomasz Piątek i Zbigniew Nienacki (pojawiający się w wywodzie Kaczor zaledwie raz) lub nawet Marek Utkin czy Piotr Witold Lech (nie pojawiający się na stronach książki Kaczor wcale!) jest jednak cokolwiek niestosowne.
Dopracowania wymagają także drobne błędy bibliograficzne, w tym konsekwentnie pojawiająca się w całym tekście literówka w imieniu Tolkiena (winien być Reuel zamiast „Ruel”), nieprawidłowe imię autora Od Valinoru do Mordoru (Szyjewski ma na imię Andrzej, a nie Marek) i pomniejsze literówki oraz błędy stylistyczne. Jednak przy ogromie pracy, jaki wykonała autorka oraz redakcja, należy przymknąć oko na te niewielkie niedostatki i docenić trud, o którym zapewne najbardziej obrazowo zaświadczą liczby.
Choć sama książka ma 385 stron, to tekst główny zajmuje ich 270; na pozostałych znajduje się kalendarium najważniejszych wydarzeń wchodzących w zakres objęty badaniem oraz wspaniała, 70-stronicowa (!) bibliografia, w której skład wchodzą nie tylko teksty bardzo ważne lub równe istotne, choć mniej znane, ale także pozycje (jeszcze) nieopublikowane, w tym praca licencjacka, a nawet recenzja z internetowego portalu BiblioNETka. Wprost benedyktyńską cierpliwością i niebywałą rzetelnością wykazała się autorka podczas opracowywania przypisów, które stanowią pokaźną część jej publikacji: na 270 stronach tekstu głównego znajduje się ich niemal 900.
Na pochwałę zasługuje pomysł z umieszczeniem w tekście słowniczka ważniejszych, choć nie zawsze oczywistych pojęć pojawiających się w pracy (m.in. fandom, pulp magazines, fantasy mitopoetyczna, Klub Tfurców, Nebula, Zajdel, urban fantasy, steampunk). Należy podkreślić także drobiazgowe opracowanie przez autorkę kilkunastu wykresów ukazujących przemieszczenia zachodzące w obrębie polskiego pola literatury fantasy; co więcej, diagramy te zostały wydrukowane na przejrzystych, osobnych planszach dołączonych do książki.
Publikacja Katarzyny Kaczor Z „getta” do mainstreamu stanowi prekursorską próbę zmapowania zmian, które zachodziły w obrębie polskiej fantasy na przestrzeni 30 lat. Autorka imponuje znajomością tematu i rzetelnością, a jej praca to pozycja ważna, bardzo potrzebna i ze względu na swoją niebywałą szczegółowość i troskę o szczegóły bibliograficzne godna uznania.
- Było to opowiadanie Jarosława Grzędowicza Twierdza Trzech Studni, opublikowane w 1982 r. na łamach wychodzącego w Łodzi czasopisma „Odgłosy”.↵
- Anna Gemra, fragment recenzji zamieszczonej na 4. stronie okładki książki Katarzyny Kaczor Z „getta” do mainstreamu. Polskie pole literackie fantasy (1982–2012), Universitas 2017.↵
- Terminem tym określa się społeczność fanów, skupioną wokół wspólnych zainteresowań. Na gruncie polskim oznacza on przede wszystkim miłośników fantastyki.↵
- Określenie nadane Andrzejowi Sapkowskiemu.↵
- Takim terminem określa siebie Andrzej Pilipiuk, jeden z najlepiej sprzedających się autorów fantasy, zob. K. Kaczor, dz. cyt., s. 170.↵
- Andrzej Sapkowski, Piróg albo Nie ma złota w Szarych Górach, pierwodruk: „Nowa Fantastyka”, nr 12/1993.↵
- Na gruncie polskim własną stronę internetową mieli do tej pory jedynie najwybitniejsi twórcy zagraniczni, m.in. J.R.R. Tolkien.↵
- Andrzej Sapkowski, Rękopis znaleziony w smoczej jaskini. Kompendium wiedzy o literaturze fantasy, SuperNOWA, Warszawa 2001. W książce tej autor zamieścił własną, skandalizującą i szeroko krytykowaną definicję gatunku: „Fantasy to jest to, co opatrzono etykietką z napisem «fantasy». Jeśli na grzbiecie książki, u samej góry, tuż pod logo domu wydawniczego figuruje małymi literkami «fantasy» – to dana książka należy do gatunku fantasy”.↵
- Jakub Z. Lichański, Nadgryziony rękopis, czyli jak (nie)pisać o fantasy, „Nowe Książki”, nr 11/2001, s. 29, [za:] K. Kaczor, dz. cyt., s. 121.↵
- K. Kaczor, dz. cyt., s. 96.↵
- Tamże, s. 74.↵
- K. Kaczor, dz. cyt., s. 178.↵
- Tamże, s. 83–84.↵
- Tamże, s. 144.↵
- Małgorzata Tkacz, Baśnie zbyt prawdziwe. Trzydzieści lat fantasy w Polsce, GFK, 2012.↵
- Maciej Parowski, Później mówiono, że wyglądał na typowego autora jednego opowiadania, [w:] tegoż, Małpy Pana Boga. Słowa, NCK 2007, s. 144.↵
- Katarzyna Kaczor, Geralt, czarownice i wampir. Recykling kulturowy Andrzeja Sapkowskiego, słowo/obraz terytoria 2006.↵
- Maciej Parowski, AS – zachwyt i demaskacja (recenzja książki K. Kaczor Geralt, czarownice i wampir: recykling kulturowy Andrzeja Sapkowskiego), [w:] tegoż, dz. cyt., s. 200.↵
- K. Kaczor, Z „getta”…, s. 275↵
- „W literaturze polskiej fantasy nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem. Nic więc dziwnego, że tego typu fantastyki jest niewiele, np. Wiek żelazny Stanisława Warchała”. Por. tamże, s. 233.↵
2 comments
Obrazy są tak małe, że nic nie można z nich odczytać.
To w nie kliknij :) Wtedy się powiększą i można wygodnie czytać
Comments are closed.