Przeczucie nie zawiodło: The Square Rubena Östlunda zdobyło Złotą Palmę podczas 70. edycji festiwalu filmowego w Cannes. Najcenniejszy festiwalowy laur przypadł w udziale ciętej społeczno-kulturalnej satyrze, która kontestuje szwedzką poprawność polityczną, sprawdzając przy okazji gdzie leżą granice definicji sztuki współczesnej. Reżyser Turysty popisał się nie tylko maestrią realizacyjną, ale też znakomitym wyczuciem niuansów środowiska, o którym opowiada.
Większość widzów, która opuszczała salę Grand Théâtre Lumière po premierze filmu Östlunda, była przekonana, że jest to murowany kandydat do nagród podczas tegorocznego festiwalu – The Square okazał się jednym z najbardziej oryginalnych, świeżych i pomysłowych tytułów konkursu, a wśród ocen w portalach filmowych królowały dziewiątki i dziesiątki. Satyra Östlunda rozmontowuje przesadną szwedzką poprawność polityczną, portretując tamtejszą inteligencję jako grupę społeczną opierającą swój status na powierzchowności i braku odwagi, tak indywidualnej, jak i zbiorowej. The Square jest także ciętym komentarzem na temat roli mediów społecznościowych i nowych technologii nie tylko w życiu codziennym, ale także jako narzędzi promowania czegoś tak wysublimowanego, jak wystawa dzieł sztuki. Sposób, w jaki reżyser sportretował w nagrodzonym filmie marketingowych szamanów, którzy usiłują zainteresować masowego odbiorcę niszową instalacją artystyczną, jest zarówno zabawny, jak i przerażający, a przy okazji wywołuje skojarzenia ze „specjalistami”, będącymi głównymi bohaterami niedawnego Kebabu i horoskopu Grzegorza Jaroszuka.
Grand Prix dla BPM [Beats per Minute] Robina Campillo powinna ucieszyć przede wszystkim środowiska queerowe, gdyż historia działalności paryskiego odłamu organizacji ACT UP jest niezwykle barwnym i wiarygodnym świadectwem narodzin ważnego ruchu społecznego. Mało doświadczony Campillo (który dla autora niniejszego tekstu był faworytem do nagrody za reżyserię) stworzył obraz tętniący życiem, mimo śmiertelnej choroby toczącej młode ciała bohaterów. W BPM nie jest dziełem tak hermetycznym, jak niektóre filmy z nurtu LGBTQ – w dużym stopniu jest kroniką francuskiej rzeczywistości początku lat 90., nakręconą do rytmu pulsującej muzyki elektronicznej. Za sprawą swego najnowszego filmu Campillo dołączył do ścisłej reżyserskiej czołówki, jeszcze nie światowej, ale na pewno francuskiej, a – być może – także europejskiej. Szkoda tylko Nahuela Péreza Biscayarta, odtwórcy jednej z głównych ról, którego niezwykle emocjonalna i inspirująca kreacja nie została wyróżniona nagrodą aktorską. Przegrana z Joaquinem Phoenixem (nagrodzony za You Were Never Really Here Lynne Ramsay) wstydu jednak nie przynosi.
Oprócz Phoenixa nagrodę aktorską podczas 70. edycji festiwalu w Cannes otrzymała także Diane Kruger. O In the Fade Fatiha Akina najczęściej mówiono: słaby film, znakomita Kruger. Komentarze te szybko znalazły pokrycie w decyzji jury – niemiecko-amerykańska aktorka w roli kobiety, która szuka sprawiedliwości po śmierci męża i syna w zamachu bombowym, ujawniła talent dramatyczny, który dotychczas nieczęsto miała okazję prezentować. Naładowana trudnymi emocjami kreacja wymagała od Kruger nie tylko umiejętności dramatycznych, ale też niezwykłej wrażliwości i empatii, które pozwoliły aktorce zrozumieć traumatyczne przeżycia jej bohaterki. Odbierając nagrodę, Diane podziękowała Fatihowi Akinowi, który dał jej „siłę, o której posiadaniu nie miała pojęcia”. Zwróciła się także do ofiar terroryzmu, zapewniając, iż żadna z nich nie zostaje zapomniana. Jeden z najbardziej politycznych momentów gali finałowej okazał się też jednym z najbardziej chwytających za gardło.
Ranking konkursowych filmów prowadzony przez magazyn „Screen”, którego sprawdzanie stało się już czymś w rodzaju canneńskiej tradycji, najwyżej ocenił Loveless Andrieja Zwiagincewa, kolejny przygnębiający i boleśnie prawdziwy portret współczesnej Rosji, owładniętej niewyobrażalną znieczulicą. Ulubieniec festiwalu w Cannes ponownie wyjechał z Lazurowego Wybrzeża z nagrodą – po wyróżnieniu za scenariusz dla Lewiatana w 2014 roku, tym razem Zwiagincew mógł cieszyć się z Nagrody Jury, de facto trzeciej co do ważności w festiwalowej hierarchii. W rankingu ocen magazynu „Screen” Loveless wyprzedziło o zaledwie jedną dziesiątą You Were Never Really Here brytyjskiej reżyserki Lynne Ramsay, które otrzymało nagrodę za najlepszy scenariusz, ex aequo z The Killing of a Sacred Deer. O ile wybór tego pierwszego tytułu mógł być umiarkowaną niespodzianką, o tyle zaskoczeniem absolutnie nie mogło być wyróżnienie greckiego duetu Yorgos Lanthimos-Efthimis Filippou. Scenariusze tworzone przez tę parę od dobrych kilku lat zachwycają najróżniejsze gremia, a Nagroda Jury dla The Lobster w 2015 roku tylko potwierdziła, że Lanthimos staje się – i to całkiem zasłużenie! – pupilem festiwalu w Cannes. W The Killing… Grecy eksplorują konwencję kina grozy i robią to w doskonałym stylu – zarówno pod względem treści, jak i formy.
Choć trudno w to uwierzyć, w ciągu trwającej od 1946 roku historii festiwalu w Cannes zaledwie dwie kobiety otrzymały tam nagrodę za reżyserię – w 1961 roku Julija Sołncewa zdobyła ten laur za Opowieści dni płomiennych, zaś podczas ceremonii zamknięcia 70. edycji festiwalu wyczyn ten powtórzyła Sofia Coppola, która została wyróżniona za reżyserię The Beguiled, remake filmu Dona Siegela z 1971 roku. Dramat kostiumowy z Nicole Kidman, Elle Fanning, Kirsten Dunst i Colinem Farrellem w rolach głównych zdobył uznanie publiczności w Cannes, ale to nie popisy gwiazdorskiej obsady zostały docenione przez jury. Pedro Almodóvar i spółka wyrazili uznanie dla reżyserskiego talentu Coppoli, której z jednej strony udało się okiełznać składającą się z wyjątkowych jednostek ekipę aktorską, z drugiej stworzyć trzymający w napięciu, kipiący od damsko-męskich napięć spektakl. Brak indywidualnej nagrody (mimo dwóch tytułów w konkursie oraz dwóch poza nim) Nicole Kidman powetowała sobie wręczoną przez Willa Smitha nagrodą z okazji 70-lecia festiwalu. Nieobecna już w Cannes australijska aktorka nie kryła wzruszenia nagrodą, podkreślając, że jubileuszowa edycja festiwalu była świętem kina opartego na wyjątkowych historiach. I rzeczywiście – wszystkie wyróżnione tytuły, a także choćby Jupiter’s Moon Kornéla Mundruczó czy A Gentle Creature Siergieja Łoźnicy, znaczniej bardziej niż na formie skupiały się na opowieści i postaciach. Cannes AD 2017 w istocie może być wspominane jako celebracja sztuki opowiadania.
To, co bardzo wyraźnie było widoczne podczas tegorocznej edycji, to bardzo wyrównany poziom. Nie było – jak w dwóch poprzednich latach – ani absolutnych zachwytów, ani druzgocących klęsk, jakie stały się udziałem Gusa Van Santa (The Sea of Trees w 2015 roku) czy Seana Penna (The Last Face podczas ubiegłorocznej edycji). I choć podczas niektórych seansów było słuchać nieśmiałe buczenie, było ono spowodowane raczej pragnieniem skrajnych filmowych doznań niż faktycznym wyrazem negatywnych emocji w stosunku do obejrzanego dzieła. Zakończona przed kilkoma dniami 70. edycja festiwalu w Cannes mogła być rozczarowaniem dla tych, którzy w kinie szukają ekstremalnych wrażeń, ale z pewnością nie zawiodła osób poszukujących w nim po prostu dobrze opowiedzianych historii.