Ogłoszenie stanu wojennego to wyraźna cezura w historii polskiej kinematografii. Produkcję wielu filmów z dnia na dzień zawieszono, zespoły filmowe poddano weryfikacji, szereg uzdolnionych filmowców udało się na emigrację, a mnóstwo ukończonych dzieł trafiło na półki. Zmienił się także repertuar polskich kin. W celu tonowania nastrojów społecznych na ekranach zamiast partyjnej ideologii pojawił się radosny eskapizm. Tak zaczął się wysyp zagranicznych produkcji rozrywkowych: azjatyckich filmów sztuk walki oraz amerykańskich blockbusterów, szybko ochrzczonych mianem Kina Nowej Przygody.
W kolejnych latach skomercjalizowały się też polskie filmy, dla których przynoszenie zysków stało się ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Repertuar dla dorosłych nasączono cenzurowanym wcześniej erotyzmem. Młodszym widzom zaproponowano zaś rodzimy wariant Nowej Przygody, silnie inspirowany dokonaniami Stevena Spielberga. Tego typu produkcji nie powstało wiele, ale warto przypomnieć przynajmniej kilka z nich, pokazujących, jak kino schyłkowego PRL-u przymierzało się do formuły przygodowego widowiska. Symptomatyczny jest fakt, że większość wymienionych tu filmów to koprodukcje. Koszt realizacji, która miała mierzyć się z zachodnimi produkcjami, był zbyt wygórowany dla lokalnej kinematografii. Należy też dodać, że zebrane poniżej tytuły nie wyczerpują tematu: w tym samym czasie na ekranach kin gościły – ciesząc się dużo wyższą frekwencją i uznaniem – m.in. Kingsajz (1988, J. Machulski) czy seria o Panu Kleksie (1984–1988, K. Gradowski). Chcemy jednak przypomnieć produkcje dziś w większości zapomniane, a silnie inspirowane (ówczesnymi) dokonaniami Stevena Spielberga.
Klątwa Doliny Węży (1988, M. Piestrak)
Polski profesor orientalistyki odczytuje tajski manuskrypt wykradziony przez francuskiego pułkownika. Wyruszają razem do Indochin, gdzie dołącza do nich francuska dziennikarka, a po piętach depcze im wysłannik tajemniczej organizacji. Po wielu perypetiach odnajdują stworzoną przez kosmitów amforę, która zapewnia władzę nad światem.
Indiana Jones bloku wschodniego wprost kopiuje sceny, motywy czy rozwiązania fabularne z Poszukiwaczy zaginionej Arki (1981) oraz Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady (1984), jednak zamiast Spielbergowskiej ironii, pastiszu, dystansu i zabawy konwencją filmu klasy B Piestrak oferuje pełną powagę. W połączeniu z nieporównywalnie niższym budżetem i olbrzymimi trudnościami produkcyjnymi widzowie dostali film tak zły, że aż dobry, który dziś cieszy się statusem dzieła kultowego. Od jego tytułu powstała nawet nazwa polskiej antynagrody filmowej – przyznawanych od 2012 roku Węży.
Cudowne dziecko (1987, W. Dziki)
Dwunastoletni Piotrek odkrywa w sobie zdolności telekinetyczne. Z tego powodu jest stygmatyzowany przez rodziców innych dzieci, którzy nie chcą, by ich pociechy miały kontakt z odmieńcem. Bohater, który nie panuje nad swoimi umiejętnościami, szybko zaczyna być ścigany przez policję. Ukryć pomaga mu się jego rówieśnik Aleksander, który namawia go do szlifowania osobliwego talentu.
Mimo zaczerpnięcia pomysłu fabularnego z Carrie (1976, B. De Palma) i Podpalaczki (1984, M.L. Lester), filmowi Dzikiego bliżej do familijnej twórczości Spielberga niż do krwawego horroru spod znaku Stephena Kinga. Opowieść snuta jest z perspektywy niewinnego dziecka, a jej wymowa okazuje się dość konserwatywna, bo wychwalająca rodzinę, pracę i przyjaźń. Choć tę polsko-kanadyjską koprodukcję realizowano w Łodzi, akcja toczy się na przedmieściach bliżej niezidentyfikowanego zachodniego miasta (o czym świadczą anglojęzyczne szyldy). Pomimo wręcz wulgarnego kopiowania amerykańskiego kina familijnego (na właściwie każdym poziomie: estetycznym, ideologicznym, narracyjnym czy ikonograficznym) obraz został przyjęty bardzo dobrze i do dziś ma wielu fanów, doceniających stworzenie pokrzepiającej hollywoodzkiej bajki w warunkach siermiężnej komuny.
Biały smok (1987, J. Domaradzki, J. Morgenstern)
Inspektor przyrody zostaje wynajęty przez amerykańską firmę, by przeprowadzić badania geologiczne w Europie Środkowej. Razem z pięcioletnim synem zamieszkują w domu wykluczonej z lokalnej społeczności czarownicy i jej przybranej niewidomej córki, do której łasi się tytułowy smok pod postacią białego konia. Szybko okazuje się, że dążeniem krwiożerczej korporacji jest maksymalizacja zysków nawet za cenę katastrofy naturalnej, a celem wiedźmy – wieczna młodość, choćby miało to oznaczać śmierć nieskalanej córki i szlachetnego smoka.
Biały smok to obsadzone po części amerykańskimi aktorami (wśród nich m.in. Christopher Lloyd znany z serii Powrót do przyszłości i pamiętana z E.T. [1982] Dee Wallace!), niby-hollywoodzkie widowisko, które niestety nie jest ani trochę widowiskowe. Scenariusz jest oparty na typowych konwencjach kina gatunkowego, wykorzystuje je jednak w sposób tak schematyczny i nieudolny, że produkcja może jawić się bardziej jako parodia czy pastisz. Widz nie odczuje magii kina, bo w wykreowany świat przedstawiony nie sposób uwierzyć – efekty specjalne były bardzo mocno przestarzałe już w chwili premiery. Film spotkał się z chłodnym przyjęciem i nie miał wysokiej frekwencji w kinach. Na Zachodzie trafił do dystrybucji bezpośrednio na kasety VHS.
Przyjaciel wesołego diabła (1987, J. Łukaszewicz)
Mieszkańcy Krainy Jasności od wieków prowadzą walkę ze złym Duchem Ciemności. Jedyną osobą, której udało się wydostać z jego labiryntu, jest Witalis. Kiedy starzec nagle traci wzrok, jego wychowanek musi udać się do królestwa Ducha i stoczyć z nim walkę. Podczas wyprawy dołącza do niego Piszczałka – tytułowy wesoły diabeł.
Choć film jest adaptacją prozy Kornela Makuszyńskiego, widać w nim wyraźne wpływy amerykańskiego kina popularnego. Wątek wędrówki do królestwa zła, typowy dla gatunku fantasy, osadzono w poetyce magii i miecza (akcja toczy się w quasi-średniowiecznym baśniowym świecie, spopularyzowanym m.in. przez Niekończącą się opowieść [1984, W. Petersen] i Legendę [1985, R. Scott]), zaś postać Piszczałki przywodzi na myśl tytułowego bohatera E.T.– stworzenie na pierwszy rzut oka straszne, lecz w rzeczywistości wdzięczne, szlachetne i komiczne.
Bliskie spotkania z wesołym diabłem (1989, J. Łukaszewicz)
Kolejny film przedstawiający perypetie Piszczałki zupełnie już nie krył inspiracji twórczością Spielberga. Tytuł bezwstydnie nawiązuje do przeboju z drugiej połowy lat 70., zaś warstwa fabularna to niemal kopia E.T. W obu filmach nieakceptowany przez świat dorosłych stworek zaprzyjaźnia się z dzieckiem, które udziela mu schronienia. Wspólny jest też „cudowny” finał obu dzieł.
W sequelu popularnego filmu Jerzego Łukaszewicza (sam pomysł nakręcenia kontynuacji może stanowić tu ukłon w kierunku strategii twórców Kina Nowej Przygody) nieudany wydaje się sposób przedstawienia Piszczałki. O ile w Przyjacielu… „kudłaty i durnowaty” diabeł bawił, o tyle w Bliskich spotkaniach… (zwłaszcza w pierwszej połowie filmu) dziecięcego widza może zwyczajnie przerażać. Wystarczy przejrzeć fora internetowe, by się przekonać, że wielu dzisiejszych trzydziestolatków uważa, iż Piszczałka, wraz z Buką z animowanych Muminków (1990–1992), zniszczył im dzieciństwo.