Odczucie strachu przed kontaktem ze sztuką współczesną nie jest reakcją, która charakteryzuje tylko niewielką grupę zawodową. Raczej inaczej – ogarnia społeczeństwo polskie (w chwilach, gdy nie udziela mu się absolutne lekceważenie) wyłączając niepokaźną garstkę, pozostającą ze sztuką w bliższym kontakcie. I to prawda, że ma powody, w związku z tym, czuć się świat sztuki szczególnie, nawet wyjątkowo. Ale nie zawsze popada on tylko w samouwielbienie i samo-zachwyt, tudzież samo-obrzucanie-się-błotem. Oprócz tego aktywnie działa, aby sztukę popularyzować i przybliżać szerokiej publiczności. Z wiary w misję i z miłości do kultury. Ostatnia właściwość godna jest doprawdy podziwu, ale kto ją doceni? Liczni dysponenci artystycznego talentu starają się nawet stać sławnymi – bo sława właśnie zainteresuje tłumy, jak słusznie napisał pewien komentator. Sztuka pragnie kontaktu z kimś a nie z szufladą. Jest komunikatem, nawet jeżeli artysta wierzy, że nic, ponad sam akt tworzenia, nie jest mu potrzebne.
Dlaczego statystyczny Polak boi się wejść do galerii? Może nie spotkał się w szkole z przedmiotem takim jak historia sztuki czy nauka o kulturze? Na pewno uczył się pilnie do obowiązkowej matury z matematyki. Historię zaliczy ostatecznie w pierwszej klasie liceum. Zgodnie z myślą przewodnią programów nauczania: z humanistyką postępuj ostrożnie, dawkuj w umiarze i rozsądnie! Może zaszkodzić. Problematyczne kwestie, zagadnienia o naturze skomplikowanej, najlepiej jeśli rozwiąże autorytet i poda czarno na białym, prosto, bezpośrednio. Nie warto zastanawiać się na lekcjach historii, czym jest naród lub patriotyzm lub tradycja i jej rola współcześnie, skoro najnowszy spot reklamowy zrobi to lepiej: czerwony i biały żakiet uroczych pań są wszystkim, co musisz widzieć, aby odpowiednio odpowiedzieć sobie na odpowiednio zadane pytanie.
A gdyby tak muzeum, które zareklamuje, przyciągnie ciekawych, stworzy modę na spotkania w nowoczesnej przestrzeni, troszkę trącącej luksusem i nowością. Z takiego muzeum już bliżej do dowolnej galerii prezentującej sztukę współczesną niż z centrum handlowego. I, co warto podkreślić w dobie kryzysu, aby wejść do galerii prywatnej nie trzeba płacić wstępu. To prawda – bywają sytuacje stresujące: wspinasz się na drugie piętro kamienicy, gdzie ma być galeria, dzwonisz, otwiera ktoś drzwi, wtedy pytasz, czy możesz zobaczyć wystawę i oczywiście jesteś wpuszczony do środka. Tylko czasem spoczywa na tobie pytający, ciężki wzrok, nawet może paść pytanie, choćby takie: co studiujesz? Dziwisz się wówczas (no bo już nie studiujesz i nie znasz pytającego), dlaczego tak na powitanie postawione?
Niewątpliwie istnieje pewien problem kontaktu z odbiorcą, przeciętnym widzem w ograniczonej przestrzeni wystawowej, szczególnie takim, który nie należy do „młodofalowego” pokolenia ludzi sztuki. Zapewniam wątpiących: bycie „młodym” nie jest kartą upoważniającą do kontaktu ze sztuką. A osoba w galerii potrafi niekiedy opowiedzieć zajmujące rzeczy. O ile oczywiście nie dopytuje się tylko czy aby NA PEWNO znasz Grzegorza Sztwiertnię.
7 comments
Galeria Krakowska, Galeria Kazimierz, wszyscy wiemy do jakich galerii ludzie nie boją sie chodzić, skąd w ogóle wzięło się przemianowanie centrum handlowego na galerię? Ciekawe.
Kilka dni temu przedstawiciel(ka) jednego z portali przedstawił(a) mi ofertę sprzedaży ogłoszenia w Internecie. Na moje pytanie – jakie galerie sztuki już podobne ogłoszenie wykupiły, usłyszałem automatyczną odpowiedź – Plaza…
Strach mnie ogarnia, jak mam wejść do galerii sztuki współczesnej w Poznaniu. Ostatnio po latach odważyłam się odwiedzić poznańskie BWA. Powodem moich obaw jest po pierwsze ignoranckie i nieprzyjazne zachowanie pracowników galerii. Jako widz czuję się zaniedbana. Nikt nie stara się mi nic objaśnić, po to by wzbudzić zainteresowanie zgromadzonymi pracami. A o wystawiających artystach też nie ma żadnych informacji. Po drugie przerażają mnie wątpliwe koncepcje prezentowanych wystaw, związane często z bardzo tradycyjnym pojmowaniem sztuki. Cieszę się, gdy spotkam szefa galerii, będącego historykiem sztuki lub też artystą, bo przynajmniej ta grupa ma świadomość, co wystawia i nie boi się eksperymentu. Niestety, także w Berlinie zaobserwowałam, że wiele galerii prowadzonych jest bardzo nieprofesjonalnie Zarzut ten dotyczy także renomowanych galerii berlińskich, których szefowie mają pieniądze, ale żadnego przygotowania a o maturze mogą sobie pomarzyć.
Przeciętny Polak to humanista. On nie uczy się do matury z matematyki. (Nie bez powodu na politechnice czekają na chętnych najwyższe stypendia, gdy tymczasem student filologii klasycznej na UW musi siedzieć w dusznych, małych salach na niewygodnych, zdezelowanych krzesłach.) Ale ten przeciętny Polak jest równie przeciętnym humanistą. Jakby bycie humanistą było jednocześnie wspaniałą wymówką do nicnierobienia. Nie czyta niczego, poza tym co wymagane na uczelni, nie chodzi do teatru, nie chodzi do galerii. Ale czemu mamy się temu dziwić? Dlaczego wykładowcy nie grzmią z katedr i nie zachęcają nas na wspólne wypady do galerii, na wieczorne dyskusje o sztuce przy butelce wina? Dlaczego nigdy nie spotkałam żadnego ze swoich wykładowców na wystawie, w teatrze, nawet w kawiarni??? Nie ma już chyba warszawskiej inteligencji… Wymęczeni, wychudzeni, z dyplomami już w kieszeni, odpływają pociągami, potem żenią się z żonami, potem wiążą koniec z końcem za te polskie dwa tysiące.
Człowiek zawsze był taki sam. Zawsze masy dążyły do jak najwygodniejszego życia, do nicnierobienia, do braku odpowiedzialności i do bezmyślenia. Tylko jednostki wybijały sie z tej inercji, swoistej entropii, często wielkim kosztem osobistych wyrzeczeń budując cywilizację myśli, kultury. Moda na bycie inteligentnym, kulturalnym nigdy nie była modą wiodącą. Owszem, zdarzał się jakiś snobizm jeszcze w XIX w. może jeszcze w okresie międzywojennym wśród ludzi z tzw. wyższych sfer. Od dłuższego już czasu hołota ma coraz więcej do gadania i nie wstydzi się manifestować swój sposób życia. Ale i sztuka współczesna też nie jest bez winy. Skręca coraz bardziej w stronę pseudointelektualnych eksperymentów często proponując swojemu potencjalnemu odbiorcy niby sztukę (papierowe kulki przyklejone do ścian Zamku Ujazdowskiego w 2004r.) lub w stronę prymitywnego szokowania (“artystka” Alicja Żebrowska). Przy czym wszystkie temu podobne działania tłumaczone są przy pomocy tysięcy “mądrych” słów. I nie daj Boże, jeśli ktoś powie, że za fasadą tych słów nie ma po prostu nic, ani formy, ani treści, że król jest nagi. Człowiek taki zostanie okrzyknięty nic nie rozumiejącym ciemniakiem. Strach powiedzieć cokolwiek in minus o uznanych “sławach” w rodzaju Żmijewskiego, Kozyry, Sasnala gdzie bywa że i forma i treść kuleje nader często. Wielcy święci.
Statystyczny Polak boi się wejść do galerii z prozaicznego powodu, nie rozumie sztuki. Jest to coś dla niego abstrakcyjnego, w szczególności gdy dotykamy tu tematu sztuki nowoczesnej. Zresztą nie dziwmy się, że jest ignorantem, przecież dla statystycznego obywatela naszego kraju nawet sztuka klasyczna jest terra incognito. Cóż mamy taki naród, społeczeństwo…
I to prawda
Comments are closed.