A.K.: Robokeeper to maszyna, która została stworzona w celu zastąpienia swego mniej doskonałego pierwowzoru – człowieka. Bramkarz, nawet najlepszy, wpuszcza niekiedy piłkę za linię bramki, maszyna nigdy. To ewokuje pytania i lęki o przyszłość gatunku, który może zostać zastąpiony przez doskonałe bioniczne twory. Co więcej Robokeeper też jest artystą. Masz obawy czy też jesteś pełen optymizmu, co do rozwoju ludzkości i sztuki opartej o biotechnologiczne zdobycze?
Z.S: Oskar Pistorius, chłopak z Południowej Afryki, urodził się w 1986 roku z wadami nóg i stóp. W rezultacie amputowano mu obie nogi poniżej kolan, gdy miał jedenaście miesięcy. Podczas swojego młodzieńczego życia, mimo licznych protez uprawiał piłkę wodną i tenis a nawet sporadycznie rugby. W wieku 18 lat firma Ossur, kreująca awangardowe protezy z włókna karbonowego zaproponowała mu specjalnie skonstruowane nogi do biegania. Okazało się, że dzięki nim Pistorius ma 25% więcej energii i 30% więcej przyspieszenia podczas biegu. Od tej pory Oskar regularnie pokonuje pełnosprawnych biegaczy, ustanawiając rekordy na 100, 200 i 400 m. Celem Pistoriusa stało się osiągnięcie minimum olimpijskiego i zakwalifikowanie się na Igrzyska w Pekinie. Przerażona Komisja Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej wprowadziła poprawkę do regulaminu zabraniającą „używania wszelkich urządzeń technicznych zawierających sprężyny, koła lub jakichkolwiek innych elementów, które zapewniają użytkownikowi przewagę nad innymi zawodnikami”. Mimo pozytywnych rezultatów Oskar Pistorius nie został włączony do składu reprezentacji Południowej Afryki. Jest nadal jedną z największych atrakcji mitingów lekkoatletycznych na całym świecie, gdzie regularnie wygrywa z pełnosprawnymi biegaczami.
Odbywający się od kilku lat coroczny Międzynarodowy Piłkarski Turniej Robotów ROBOCUP (w tym roku odbędzie się w czerwcu w Singapurze), postawił sobie za cel, do 2050 roku, stworzyć ekipę piłkarską robotów zdolną zwyciężyć drużynę, składającą się z ludzi – mistrzów świata. W zeszłym roku jeszcze zwyciężyła ekipa ludzi.
Postęp myśli i poszukiwań w każdej dziedzinie można przyhamować, ale nie da się go zatrzymać.
A.K.: Nie po raz pierwszy spotykamy się z przypadkiem, kiedy umiejętności zdolnego Polaka, docenione zostały za granicą. Trudno być prorokiem we własnym kraju. Mimo oczywistej goryczy, jak oceniasz sytuację polskiej piłki? Jesteśmy w przeddzień EURO 2012. Moje osobiste spostrzeżenie graniczy z zaskoczeniem. Sportowiec zachowuje się jak wielka gwiazda, zarabia doskonale, a jego umiejętności nie podążają za sukcesem medialnym. Zdaje się, że kreacja Goalkeepera w latach 70. nie przewidywała jeszcze takiej możliwości, aby być sławnym bez podstaw – bez umiejętności.
Z.S.: Dobrze, że nie musimy walczyć o zakwalifikowanie (drużyna gospodarzy bierze udział w mistrzostwach automatycznie – przyp. red).
Goalkeeper ma dwie możliwości: wpuści gola albo go obroni. Dalej inicjatywa jest po stronie mediów, które muszą się zaczepić o coś atrakcyjnego wizualnie, łatwo wchodzącego w obiegową informację i przyswajalnego przez zbiorową świadomość. Na globalną skalę jest to jeden ze sposobów na odciąganie społeczeństwa od zadawania sobie pytań. Dziedzina sportu realizuje „swoją działkę” najskuteczniej. Co dwa lata na przemian są Mistrzostwa Świata bądź Kontynentu albo Olimpiady, do tego wszystkiego ciągle mecze kwalifikacyjne podsycane skandalami sędziowskimi, przekupstw i transferów – nieustanne dyskusje w TV i prasie, w rezultacie społeczeństwo żyje w wirtualnym świecie wykreowanych problemów.
Najzabawniej jest w show biznesie, uwielbianym przez najuboższą (mentalnie lub materialnie) warstwę społeczną, gdzie króluje zasada znakomicie zdefiniowana przez Daniela Boorstina: celebryta to osoba, która jest znana z tego, że jest znana.
A.K.: Sport jest dziedziną wymierną. Dobry Goalkeeper to bramkarz, który nie wpuszcza goli. Dlatego powstał Robokeeper. Wydaje się, że rozwój dziedziny został zakończony. Kultura przeciwnie – nie ma wyznaczonego celu, po przekroczeniu, którego wszystkie cele zostaną osiągnięte i dalszy rozwój nie będzie niczemu służył. Twój niegdysiejszy romans ze sztuką kreowaną w oparciu o estetykę środków masowego przekazu, stał się dzisiejszą rzeczywistością symulacji, kiedy nie umiemy odróżnić prawdy od iluzji. Od roku zajmujesz się dziedziną bliską biotechnologii. Czy sądzisz, że w tej dziedzinie należy upatrywać najpewniejszej ścieżki rozwoju sztuki i kultury?
Z.S.: W latach 70., kiedy świat nie był jeszcze tak zinformatyzowany, Jacek Gmoch, assystent trenera reprezentacji Polski, Kazimierza Górskiego, stworzył tzw. bank informacji, gdzie zbierano wszelkie dane o potencjalnych przeciwnikach polskiej drużyny. Jak strzelają, jak się zachowują na boisku, jakie mają triki i nawyki. Gdy przychodziło do rzutów karnych i wiadomo było, kto będzie strzelał, Jacek gorączkowo szukał w swoich fiszkach i krzyczał z ławki: „Tomek, on będzie strzelał w prawy dolny”. No i Tomek (Jan Tomaszewski – przyp. red) rzucał się w prawy róg i bronił… albo nie.
W 2050 roku na widok zbliżającego się napastnika gotowego do strzału, oczy bramkarza-avatara, poprzez mózg prześlą parametry do programu komputera kwantowego, który w ułamku sekundy przeliczy wszystkie możliwe kombinacje lotu piłki, biorąc pod uwagę miliony danych dotyczących zawodnika, piłki, terenu, pogody. Odeśle sygnał, kierując jednocześnie korpus goalkeepera w miejsce, gdzie nadleci piłka, na wszelki wypadek pole magnetyczne rękawic zostanie skorygowane z polem piłki. Nie ma szans na wbicie gola. Chyba, że zawodnik zrobi coś nieprzewidywalnego, np. „zejdzie” mu piłka, a komputery kwantowe źle zniosą równania ze zmiennymi losowymi. Tak więc ciągle football pozostanie grą. A o prognozę rozwoju sztuki i kultury proszę zapytać Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
A.K.: Jak się czujesz, będąc posiadaczem Złotej Piłki?
Z.S.: Jak powiedział Prezydent Gorzowa, po jej wręczeniu: „to jest najwyższe wyróżnienie dla artysty Goalkeepera, nawet jak on jest Robokeeperem, czyli wspomaga się automatycznymi, elektronicznymi anabolikami, które pozwalają mu utrzymywać kondycję i formę goalkeepera”. Wygląda na to, że będę musiał przejść na witaminę C.
2 comments
Marze o czasie w ktorym zaistnieje MASZYNA X. Komputer najnowszrj generacji sprzezony z hologramami, emitorem dzwiekow ( muzyki ), i Bog wie czym jeszcze. Konstrukt ten bedzie mogl przekazywac “stany tworcze” artysty w sposob nieomal doskonaly. Bedzie to gadzet w oczywisty i nieodwolalny sposob likwidujacy z obszaru sztuki wszelkie niedoskonalosci a co najbardziej istotne – nie bedzie dominowal czlowieka jak obecne niektore mechanizmy. Poki co – pozostaje mi uprawianie neoszamanizmu.
czyżby drobna, sprytna złośliwość?:)
Comments are closed.