Nigdy nie chcieliśmy skupiać się na zbiorowości i politycznych przepychankach. Interesował nas człowiek, któremu możemy towarzyszyć w czasie najbardziej wymagających prób – mówi Damian Nenow, reżyser filmu Jeszcze dzień życia opartego na książce legendarnego polskiego reportera, Ryszarda Kapuścińskiego. Polska premiera odbyła się w ramach festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Mateusz Demski: Kiedy myślę o waszym filmie przychodzą mi do głowy metody Kapuścińskiego – badanie wewnętrznych rytuałów, narracji, praktyk i wartości. Wasza praca badawcza związana z książką Jeszcze dzień życia wyglądała podobnie?
Damian Nenow: Niedawno zdaliśmy sobie sprawę, że pierwsze rozmowy wokół filmu odbyły się aż dziewięć lat temu. To właśnie wtedy ze wstępnym konceptem przyjechał do nas Raul de la Fuente, dokumentalista pochodzący z kraju Basków. Raul miał bardzo osobisty stosunek do twórczości Kapuścińskiego. Przez kilka lat podróżował po Afryce śladami poszczególnych powieści Polaka. Na początku może nie było to związane z wizją samego filmu, ale kiedy dotarł do Angoli zaczął zgłębiać genezę książki Jeszcze dzień życia, spotykając się ze świadkami wojny domowej, która w latach 70. zaważyła na losach tego kraju. Dzięki tej podróży Raul zrozumiał, że pamięć o tamtych wydarzeniach jest wciąż żywa, a emocje towarzyszące ich niewyobrażalnym skutkom, to wciąż aktualny temat.
Musiał to być atrakcyjny materiał na film dokumentalny. Dlaczego zdecydowaliście się na taki sposób opowiadania; „rzeźbienie” w ludziach zastąpić tworzeniem wizualnych metafor na komputerze?
Wszystko zaczęło się od mojego krótkometrażowego filmu Ścieżki nienawiści, który Raul zobaczył przy okazji nominacji do oscarowej short listy. Mimo że nie miał on wcześniej do czynienia z techniką animacji, uznał, że jej zastosowanie będzie w stanie najlepiej oddać skomplikowaną historię Kapuścińskiego. Od samego początku wiedzieliśmy, że będzie to strzał w dziesiątkę, tym bardziej, że takie połączenia – wspominając choćby głośny Walc z Baszirem – sprowadzały się już na dużym ekranie. Zwróć uwagę, że animacja jest czystą kreacją, alegoryczną formą nieograniczoną żadnymi ramami formalnymi, co idealnie wpasowuje się w ducha twórczości Kapuścińskiego. Połączenie alegorycznych, a może wręcz poetyckich środków wyrazów z prawdziwymi podróżami, wędrówkami pozwoliło nam stworzyć obraz impresjonistyczny, przefiltrowany nie tylko przez fakty, ale również emocje i uczucia bohatera.
I książka była dla was punktem odniesienia? Ja nie jestem pewny czy pościgi i strzelaniny rodem z przygód Indiany Jonesa to historia z życia wzięta. Walczyliście o książkowy pierwowzór czy z marszu postawiliście na wolność twórczą?
Nie musieliśmy niczego drastycznie zmieniać, ponieważ otrzymaliśmy komfort pracy z książką, która sama w sobie stanowi trzyaktową opowieść opartą na strukturze spektakularnego kina akcji. Znaleźliśmy tam sceny trzymające w napięciu, a także niespodziewane zwroty historii. Kapuściński nie unikał skrajnego ryzyka, dzięki czemu udawało mu się bywać w jądrze wydarzeń, co sprawiało, że jego korespondencje były bezkonkurencyjne. Nic dziwnego, że niejednokrotnie o jego życiu lub śmierci mogło zdecydować jedno wypowiedziane słowo. Ale oczywiście film rządzi się swoimi prawami, dlatego stworzyliśmy kilka fikcyjnych postaci, a także sceny surrealistycznych wizji. Staraliśmy się jednak, aby nasza odautorska wizja nie zaburzała, a oddawała ekstremalne emocje towarzyszące Kapuścińskiemu podczas pobytu w Angoli. Nie chcieliśmy niczego definiować czy oceniać. Chcieliśmy znaleźć się w skórze bohatera. Razem z nim wchłaniać rzeczywistość.
Animacja jest w was głęboko zakorzeniona, ale nie zmienia to faktu, że wcielacie się również w rolę dokumentalistów.
Oczywiście, ponieważ research, a następnie przełożenie tych wszystkich informacji na język animacji było zaledwie częścią naszej dziewięcioletniej pracy. Jeszcze dzień życia od samego początku zakładał powstanie projektu hybrydowego. Prawie cztery lata spędziliśmy nad scenariuszem, który oprócz animacji miał wykorzystywać materiały dokumentalne. To był skomplikowany proces, oparty na burzy mózgów i walki w siódmych potach, euforycznym szale i stanach depresyjnych. Trudno było stworzyć sklejkę elementów fikcyjnych, wykreowanych od zera z wypowiedziami ludzi, którzy spotkali Kapuścińskiego w Angoli. Ale uznaliśmy, że musimy użyć jednego i drugiego. Najsilniejszym okazał się punkt stykowy – zwykle, wydawałoby się, cięcie między ujęciami.
Film stawia pytanie: czy Kapuściński jest dla nich dzisiaj bohaterem? U was na pierwszy plan wysuwa się jego heroizm.
Kapuściński pozostaje raczej ich przyjacielem. Osoby, które znały go osobiście wspominają przede wszystkim jego dziecięcą wrażliwość i otwartość w nawiązywaniu kontaktów, a także okazywaniu zaufania. Nie bez powodu wszystkie drzwi w Angoli stały przed nami otworem. Komendant Farrusco, który był z Kapuścińskim w okopach, poruszył niebo i ziemię dla naszego projektu. Wystarczył telefon, aby w ramach materiału pojawił się wojskowy transport czy cały oddział żołnierzy. Ale Kapuściński jest tam traktowany również jako cenne źródło wiedzy na temat kraju, który w trakcie wieloletniej wojny został właściwie zrównany z ziemią. Jeszcze dzień życia jest świadectwem tego, że dla osób, którzy ją przeżyli, wojna nigdy nie kończy się w sposób ostateczny.
Zastanawia mnie, czemu akurat ta, a nie inna książka. Skoro mieliście do wyboru szereg bestsellerów.
Wielokrotnie powtarzałem, że Cesarz byłby fantastycznym materiałem na serial rozciągniętym na kilka sezonów. Ale nas bardziej niż na wielkich bestsellerach, zależało na poznaniu początkowego etapu twórczości Kapuścińskiego, który jest świadectwem jego transformacji i twórczego przełomu. Zwróć uwagę, że Kapuściński po powrocie z Angoli stał się zupełnie innym człowiekiem; zrewidował swoją ścieżkę zawodową, porzucając dziennikarstwo na rzecz literatury. Świadectwo głębokiej przemiany, to niezwykle filmowa opowieść, która jest zaledwie jednym elementem tej ogromnej kopalni złota. Bogactwo to kryje się nie tylko w kontekście biografii tego człowieka, ale również formuły, wrażliwości na język mówiony.
Wspominałeś o wewnętrznej transformacji Kapuścińskiego. Czyli uparcie chcieliście skupić się na silnym emocjonalnym doświadczeniu. Na tym, co siedzi w głowie korespondenta wojennego?
Nigdy nie chcieliśmy skupiać się na zbiorowości i politycznych przepychankach. Interesował nas człowiek, któremu możemy towarzyszyć w czasie najbardziej wymagających prób. Angola w latach 70. była jądrem ciemności, natomiast w samym jego centrum znalazł się Kapuściński. Film miał pokazać jak zmienia się jego postrzeganie świata: od romantycznej wizji walki o wolność człowieka, aż po obraz bezlitosnej, zimnej wojny. Ta podróż niewiele ma wspólnego z jego profesją, to raczej pościg za demonami przeszłości, w trakcie którego kładzie na szali swoje życie. Kapuściński sam powtarzał, że miał zaledwie siedem lat, kiedy wybuchła II wojna światowa. Nigdy nie mógł pojąć tego czasu, dlatego tak często zapuszczał się w rejony nierozwiązywalnych napięć i konfliktów. Aby odnaleźć odpowiedź na pytanie o sens tego wszystkiego.
Dzisiaj głośno i wyraźnie mówi się o podważeniu wiarygodności Kapuścińskiego. Niektórzy twierdzą, że świat w jego książkach to miejsce iluzoryczne, wyobrażone. Przesiane bardziej przez emocje, aniżeli realne sytuacje.
Nie poruszaliśmy tego tematu, ponieważ zabrnęlibyśmy w ślepy zaułek. Nie zmienia to jednak faktu, że sprawa Artura Domosławskiego i jego książki, która rozpoczęła popyt na obalanie autorytetów w naszym kraju, ciągnęła się za tym filmem niczym cień. Na szczęście skończyło się na irytującej niedogodności, która nie miała jednak wpływu na ostateczny kształt naszego filmu. Każdy z nas uczył się w szkole o życiu i formule pracy Ryszarda Kapuścińskiego, nie widząc w nich nic kontrowersyjnego. Oczywistym jest, że reportażysta sięga po elementy kreacji, bazuje na emocjach bohaterów, z którymi obcuje, aby jak najlepiej oddać sytuację ludzi, dla których nędza i przemoc, czy brak elementarnych praw są codziennością.
No dobrze, a jak z waszą refleksją? Chciałbym cię zapytać o decyzje podjęte w Angoli, które zaważyły na dalszej karierze Kapuścińskiego. Myślisz, że porzucając cenny materiał dziennikarski dla wyższej sprawy, miał rację?
Wszystko sprowadza się do pojęcia confusao, które Kapuściński opisywał jako sytuację, w której człowiek chce coś zrobić, ale wszystko rozłazi mu się w rękach; podejmuje kolejne ruchy, ale ostatecznie jakaś paraliżująca siła staje przeciwko niemu. Kapuściński sam znalazł się dokładnie w takim miejscu, to znaczy pośrodku ruchomych piasków, gdzie każdy kolejny ruch mógł zaważyć na jego losie. Ale pomimo tego, że przekroczył on wszystkie możliwe granice, niejednokrotnie gubiąc się i kompromitując na polu zawodowym, to zachował on swoją godność. Najważniejsze, że jego obecność zmieniała bieg historii, stając się integralną częścią wielkich wydarzeń. Warto jednak zauważyć, że dla Kapuścińskiego nigdy nie liczyły się hałdy kamizelek ratunkowych czy krzyk tłumu. Na pierwszym miejscu stawiał przeżycia jednostki. Skupienie uwagi na drugim człowieku było jego receptą na ratowanie świata.
2 comments
Ten reportaż (najlepszy moim zdaniem Kapuścińskiego) potrzebował dobrej ekranizacji. Dopracowane ilustracje z animacji pokazują, że ta taka będzie!
Świetny reportaż i doskonała animacja. Szkoda, że Kapuścińskiego nie ma już wśród nas – dzisiaj nie ma już takich dziennikarzy.
Comments are closed.