Zmierzenie się ze spuścizną modernizmu to temat, który ostatnio często poruszany jest w ramach różnych projektów i wystaw. Szczególnie intensywnie dokonuje się analizy innych modernizacji, powstałych poza głównym, europejskim nurtem. To właśnie tam, na peryferiach najlepiej widoczna jest porażka, jaką poniósł projekt nowoczesność. Wystawa Modernologie, pokazywana w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, skupia się na tych dwóch aspektach nowoczesności: wyjścia poza centrum oraz krytycznego podejścia do zagadnienia.
Sam tytuł zaczerpnięty został z pracy Floriana Pumhösla, której fragment został również zaprezentowany w MSN. Artysta na dwunastą edycję Documenta w Kassel wykonał instalację, w której poprzez cykl obrazów podjął próbę rozpracowania języka abstrakcji. Pojęcie „Modernologie” traktuje zaś jako, zaczerpniętą od architekta Kon Wajiro, archeologiczną metodę badania rzeczywistości.
Właśnie owo „badanie” jest spójnikiem, który łączy wszystkich zaprezentowanych artystów. W swoich pracach starają zmierzyć się krytycznie z problematyką modernizmu. Sama kuratorka Sabine Breitwieser podkreśla, że wystawa nie odkrywa nowych aspektów modernizmu czy nie ukazuje jakichkolwiek „powrotów” ku znanym zagadnieniom. Wręcz przeciwnie – uwaga skupia się na ujawnianiu błędów w modernistycznym myśleniu oraz klęski, jaką ten projekt de facto poniósł. Sami artyści ukazują różne punkty widzenia problemu oraz poddają subiektywnej opinii spuściznę, w której wyrastali i z którą obcują na co dzień. Dobitniej pokazują jak utopijne były niektóre projekty i jak niemożliwe jest totalne zunifikowanie życia i poddanie go ścisłym regułom.
Wystawa jest kolejną, po hiszpańskim Museum d’art Centemporani de Barcelona, prezentacją zagadnienia. Zebrano na niej prace zarówno artystów ze światowego mainstreamu (takich jak: Isa Genzken, Luise Lower, Andrea Fraser, Gordon Matta Clark) jak i tych rozpoznawalnych lokalnie (na przykład: IRWIN, Falke Pisano, Mathias Poledna, Marion von Osten czy Paulina Ołowska). Kuratorka wszystkie projekty dobrała tak, by każdy z nich odpowiadał jednemu z trzech postawionych problemów. Sama przestrzeń wystawy została skonturowana wbrew sztywnemu podziałowi, gdzie każdy z tematów stanowił zamkniętą i wyodrębnioną część. Prace, poprzez wymieszanie między sobą, wchodzą wzajemnie w liczne dialogi, w których dopowiadają się czy kontynuują niektóre problemy i wątki. Dzięki temu zabiegowi „Modernologie” nie jest wystawą monotonną i nie działa na zasadzie dosłownego przedstawienia, gdzie w rzędzie ustawione są kolejne przykłady. Podobnie jak na ostatnich Dokumentach i Berlińskim Biennale wymusza ona na uczestniku aktywne zwiedzanie. Poprzez interakcję i konfrontację z różnymi punktami widzenia oglądający sam musi odpowiedzieć na niektóre pytania lub dopowiedzieć niektóre kwestie.
Pierwszy, z poruszanych tematów – produkcja przestrzeni – odnosi się do planowania otoczenia człowieka. Szczególnie silnie wyróżniają się na tym tle głosy, w których artyści wskazują na porażkę modernistów w budowaniu zunifikowanej jednostki w uniwersalnej przestrzeni. Drugi zmierza się z wizją stworzenia uniwersalnego systemu przekazu, jakim miała być abstrakcja. Polityka przedstawienia to ostatni problem, w którym artyści wcielają się w komentatorów, kwestionujących wcześniej narzucone koncepcje. Stwarzają od nowa alternatywne rozwiązania, podają nowe możliwości interpretacji zagadnień czy wystawiają na plan pierwszy to, co do tej pory ukrywane było na marginesie. W większości zaprezentowanych prac nie chodzi o narzucenie na modernizm mocnej i jednoznacznej krytyki. Artyści działają poprzez szukanie pęknięć i szczelin. Wydobywają na powierzchnię wady poszczególnych założeń. Zwracają uwagę, że już od początku projekt ten zawierał błędy, które próbowano skrzętnie ukryć. Tym samym demaskują fakt, że skazany był on na niepowodzenie. Jest to główna zaleta całej wystawy. Kolejnym plusem są nazwiska prezentowanych artystów, z których pracami bardzo rzadko można się zetknąć w polskich muzeach i galeriach. Minusem całości jest zbyt mała powierzchnia, na której zostały wyeksponowane prace. Sprytnym zabiegiem, który zadziałał na korzyść całej koncepcji było wyjście z częścią z nich poza wnętrze budynku i umieszczenie ich na fasadzie bądź w witrynie pobliskiego domu towarowego Emilia. Niestety, pomimo to, oglądając wystawę ma się wrażenie stłoczenia prac i zamiast oczekiwanych dialogów prace w niektórych miejscach nachodzą na siebie, zaburzając tym samym odbiór poszczególnych z nich. W tym przypadku jednak niewiele można zrobić. Pozostaje tylko dalsze czekanie na modernizację. W tym wypadku przestrzeni dla sztuki.