Już samo powtórzenie w tytule zapowiada to, co w największej mierze organizuje formę powieści: łączenie w paradoksalne pary, zestawianie, repetycję. Zgodnie z tą regułą „Bornholm, Bornholm” Huberta Klimko Dobrzanieckiego tworzą dwie narracje: wojenna historia Horsta Bartlika, niemieckiego nauczyciela, który zostaje wysłany na służbę wojskową na duńską wyspę, przeplata się z opowieścią, jaką nieznany z imienia mężczyzna snuje pogrążonej w śpiączce matce.
Losy Bartlika to rzecz o kryzysie i buncie – dzieje próby wyzwolenia się z pogmatwanej sieci społecznych zależności. Prowadzona równolegle, współczesna narracja to wyznanie tłamszonego całe życie człowieka, który ma odwagę przemówić szczerze wobec despotycznej matki dopiero, gdy ta nie jest mu w stanie odpowiedzieć.
1. „Życie seksualne dzikich”
Kryzys dopada Horsta Bartlika, kiedy uświadamia sobie, że wlazł pod żoniny pantofel tak głęboko, że nawet sika już na siedząco. Jeśli zatem „Bornholm, Bornholm” jest między innymi o próbie wyrwania się z rozmaitych potrzasków, w których tkwi człowiek (każdy ma swoją prywatną „Ucieczkę z Alcatraz”), to być może najistotniejszy z nich stanowi fizjologia.
Wskaźnikiem wyznaczającym przełomowe momenty w życiu Horsta jest właśnie jego penis – nie brzmi to pewnie ładnie, ale to już wina autora, który tak wszystko poukładał. Wyliczmy:
- wstydliwa plama, znaleziona pewnego ranka na prześcieradle w łożu dzielonym z oziębłą żoną, jest najbardziej sugestywnym z wielu symptomów zaznawanych w małżeństwie upokorzeń
- rzęsisty, doskonale słyszalny na zewnątrz strumień moczu oddawanego w hotelowej ubikacji staje się mimowolną manifestacją witalnej siły, dzięki której Horst na tyle skutecznie przyciąga uwagę atrakcyjnej żony niedołężnego profesora, by spędzić noc w jej pokoju
- „ładunek, jaki pocisk Horsta zostawia w ciele Gudrun”, młodej Dunki, staje się odległym zaczynem drugiego z głównych bohaterów powieści
- i wreszcie ostatni akt: młoda prostytutka, zaczepiająca na stacji benzynowej starego Horsta, do spółki z nadciśnieniem mężczyzny dość przypadkowo kończy jego długi żywot
Dobrzaniecki jest tak skrupulatny w katalogowaniu erotycznych dokonań swoich bohaterów, jakby zamierzał napisać współczesną wersję klasycznego dzieła Bronisława Malinowskiego, przenosząc jedynie akcję z Wysp Trobrianda na Bornholm. Można odnieść wrażenie, że ulubioną czynnością postaci jest kopulowanie, a ulubionym zajęciem Dobrzanieckiego – opisywanie tego, kto z kim, jak i gdzie, np.:
- dyrektor w szkole Horsta z sekretarką na urzędowym biurku
- Bruckner, sąsiad Horsta, z żoną Bartlika od tyłu w ich kuchni
- Horst z własną, niechętną żoną gwałtem, ale jak najbardziej klasycznie
Płyny fizjologiczne tryskają w powieści bardzo obficie:
dyrektora:
– na przezornie przygotowany wcześniej ręczniczek
Horsta:
– na brzuch żony
– na włosy profesorowej
– do wnętrza Gudrun
– i wreszcie do prezerwatywy w przedśmiertnym porywie heroizmu z przydrożną prostytutką
Przewrotna, ironiczna subtelność autora powoduje, że konfiguracje miłosne nabierają wymiaru symbolicznego. Sposób, w jaki kopulują poszczególni bohaterowie, definiuje ich charaktery. Miejsce, w którym „ląduje” nasienie, określa charakter relacji pomiędzy postaciami. Fakt, że niemal wszystkie poczęcia w „Bornholmie” są przypadkowe, a próby celowego zajścia w ciążę kończą się zwykle niepowodzeniem, dopełnia tylko przewrotnej ironii.
Seks staje się manifestacją władzy (żona ujarzmia i tresuje Horsta, odmawiając mu miłości), czy siły (Bruckner, sąsiad Bartlików, przemocą zmusza żonę Horsta do stosunku). Z całą zaś pewnością niewiele ma wspólnego z uczuciami. Erotyczne relacje, w które wchodzą bohaterowie, mają charakter instrumentalny: seks służy im do tego, by się od czegoś wyzwolić, przeciwko komuś zbuntować, kogoś upokorzyć.
2. „Wyspa skarbów”
Nie tylko zresztą więzy małżeńskie i rodzinne krępują bohaterów Dobrzanieckiego. Relacje zawodowe sprawiają, że postaci pozostają uwięzione w stosunkach hierarchicznej zależności: ktoś jest nauczycielem, ktoś dyrektorem, a ktoś jeszcze inny – woźnym. Przelotną kochankę nawet w myślach Horst określa mianem „profesorowej”, Bruckner zaś zawsze pozostanie dla niego wyłącznie „sąsiadem”. Wszyscy są opleceni szczelną siecią ról, które muszą pełnić i odgrywać – i za sprawą których zostają raz na zawsze zakotwiczeni w swoim losie.
Bohaterowie są wtłaczani w kolejne formy jak surowe ciasto przed wypiekiem. W sposób najintensywniejszy przemoc formacyjna odbywa się w sferze najbardziej materialnej, najbliższej egzystencji – za sprawą przedmiotów codziennego użytku. Rzeczy zawierają w sobie ukryte oczekiwania, ambicje i intencje. Niczym narzędzia tortur, służą głównie do zadawania innym (lub sobie) bólu i zmuszania do uległości.
W ten sposób nieużywany skuter staje się manifestacją pragnienia wyrwania się z otaczającego świata, ucieczki od obecnego losu, na którą brak odwagi. Lekarstwa, którymi matka-terrorystka faszeruje syna, stanowią wyraz jej chorej, nadopiekuńczej miłości. Ale najpełniej można zaobserwować to zjawisko na przykładzie prezentów, którymi obdarowują się bohaterowie: zaborcza matka kupuje synkowi na urodziny odlotowy zestaw klocków, a równocześnie kompletnie odbiera mu radość z podarunku, zabraniając bawić się nim z rówieśnikami. Podobnie zachowują się Horst i jego żona, od lat wręczając sobie pod choinkę termofor i skarpety – bezosobowe rekwizyty, przy pomocy których dają do zrozumienia, że ich uczucia dawno już wystygły.
Prawdziwą udrękę przynoszą buty: chłopak potyka się nieustannie, jedna stopa zawsze krępuje mu krok, przeszkadza w tańcu, zaczepia o coś. Dopiero podczas przypadkowej wizyty u ortopedy dowiaduje się, że ma jedną stopę mniejszą o dwa numery. Lekarz żartobliwie nazywa tę przypadłość „bornholmską stopą” – i niechcący trafia w sedno problemów. Nie chodzi jednak o genetyczny defekt, a o cały bagaż, czy nawet balast, związany z dzieciństwem pod opieką matki-tyrana, które do dziś krępuje mu kroki niczym niewygodny, przemocą wciśnięty but.
3. „Utopia”
Paradoksalnie, powołanie do armii jest dla Bartlika wyzwoleniem. Ponieważ jest biologiem, zostaje wysłany do specjalnej jednostki na Bornholmie, gdzie wkrótce mają zostać przeprowadzone pierwsze próby z eksperymentalnymi pociskami rakietowymi. Specyficzna formuła oddziału sprawia, że pobyt Horsta przypomina raczej pełen przygód i szalonych eskapad wyjazd na kolonię, podczas którego mężczyźnie przemienionemu iście po gombrowiczowsku w uczniaka nie będzie dane zaznać dyscypliny i wojskowego drylu. Ton młodzieńczym harcom żołnierzy nadaje groteskowy generał, który lubuje się w opowiadaniu o tym, jakich to choróbsk nabawił się na swojej „rakiecie” czy „sikawce” w wojennych burdelikach, a na pożegnanie, zamiast klasycznego salutowania, ma w zwyczaju całować podwładnych w czoło. Jedyny obowiązek wobec ojczyzny, jaki musi wypełniać Horst, stanowi sporządzanie mniej lub bardziej oględnych raportów na temat stanu przyrody wyspy. Z tego powodu wkrótce z nudów zajmie się krajoznawczymi eskapadami i bałamuceniem miejscowych dziewcząt.
Za jego chwile wolności rachunek uiści kto inny – nieznany mu wnuk. Za sprawą ogromu niezawinionych cierpień, jakiego na niego spadły, drugi z bohaterów „Bornholmu…” przypomina biblijnego Hioba. Horst był w gruncie rzeczy człowiekiem słabym i spolegliwym – nieudacznikiem, któremu tylko z rzadka cokolwiek się udawało. Te cechy z pewnością znajdują odbicie w łagodności i ugodowości, jaka charakteryzuje drugiego z bohaterów. Jednak na tym nie koniec przeklętego dziedzictwa: niewiedza na temat przeszłości, nieznajomość ojca sprawia, że absolutna władza trafia w ręce matki. Ta, jak matriarchalna władczyni, rządzi niepodzielnie wyspą, niczym Szekspirowski Prospero więżąc swoje potomstwo pod pretekstem chronienia go przed okrutnym światem.
Wyspa, obwarowany morzem skrawek lądu, staje się specyficznym więzieniem: przebywającemu tam, wyrwanemu z rzeczywistości człowiekowi dostarcza poczucia nieskrępowanej wolności, w tym zaś, kto udał się na stały ląd, wzbudza tęsknotę niemożliwą do przezwyciężenia. W niej, jak w pigułce, zamknięta jest cała przeszłość, od której nie może się uwolnić bezimienny narrator, a także jedyna chwila wolności, jakiej zaznał w życiu Horst. Losy jednego z nich odbijają się w perypetiach drugiego – to, co przydarza się jednemu, powraca w zmodyfikowanej formie, niczym echo, w historii drugiego z nich.
1 comment
Niezwykle wciągająca historia dwóch mężczyzn i ich relacji z najważniejszymi kobietami w życiu: matką i żoną.
Świetna książka.
Comments are closed.