Choć biskup Juan José Gerardi Conedera został zamordowany niemal dwa lata po podpisaniu porozumienia kończącego trzydziestosześcioletnią wojnę domową w Gwatemali, można powiedzieć, że był jej ostatnią ofiarą. Gerardi stał na czele Archidiecezjalnego Biura Praw Człowieka (ODHA), którego zadaniem była dokumentacja zbrodni popełnionych w trakcie wojny domowej. Przypuszcza się, że w latach 1960–1996 w Gwatemali zginęło 200 tysięcy osób, a kolejne 50 tysięcy uznano za zaginione. Autorzy raportu szacowali, że odpowiedzialność za śmierć 95% ofiar ponoszą siły rządowe, a tylko 5% zginęło w wyniku działań „komunistycznej” partyzantki. Analogiczny raport opracowany przez przedstawicieli ONZ-owskiej misji MINUGUA jeszcze pogłębiał tę dysproporcję, obciążając wojska rządowe aż 97% zgonów.
Raport „Gwatemala. Nigdy więcej”, owoc działań ODHA, został zaprezentowany 24 kwietnia 1998 roku. Chociaż członkowie komisji odczuwali niepokój, spodziewając się, że ze strony rządu może im grozić niebezpieczeństwo odwetu, wielu z nich odetchnęło z ulgą – mieli za sobą długi okres żmudnej i przytłaczającej pracy. Dwa dni później, nocą, w garażu na plebanii parafii św. Sebastiana znaleziono zmasakrowane zwłoki biskupa. Członkowie ODHA, którzy współpracę z nim rozpoczęli nierzadko jeszcze na początku studiów i mieli poczucie, że to przez Gerardiego zostali ukształtowani, obiecali sobie, że nie spoczną, dopóki nie wytropią morderców.
Wyrok skazujący zapadł w 2001 roku – na ławie oskarżonych zasiadali pułkownik Byron Lima Estrada, jego syn kapitan Byron Lima Oliva, żołnierz sił specjalnych José Obdulio Villanueva (który już w 1996, jako ochroniarz prezydenta Arzú, został skazany za morderstwo mleczarza podczas zagadkowego incydentu drogowego), a także ksiądz Mario Orantes, wikary parafii św. Sebastiana. Proces zakończył się dopiero w maju 2006, kiedy Sąd Najwyższy ostatecznie zatwierdził wyroki skazujące sądów niższych instancji. Dopiero wówczas otwarta została droga, by wykryć i skazać wpływowych wojskowych, którzy stali za zabójstwem biskupa – śledczy ODHA nie mieli wątpliwości, że Limowie, Villanueva i Orantes to tylko płotki; bezpośredni wykonawcy politycznego wyroku, który zapadł na najwyższych szczeblach władzy. Precedensowy wyrok, przynoszący nadzieję, że rządzący Gwatemalą nie będą bezkarni, stanowi ostatni akord reportażu Francisco Goldmana.
Kto zabił biskupa?
Zabójstwo Gerardiego miało mieć najpierw tło rabunkowe. Wokół budynku parafii i w okolicznym parku spało co noc kilkudziesięciu bezdomnych; wielu z nich działało jako informatorzy na usługach budzącej postrach Gwardii Prezydenckiej (EMP). Jeden z bezdomnych bolitos miał za zadanie kilka dni po zabójstwie sprzedać na którymś z targów rzeczy ukradzione przez żołnierzy z domu biskupa. Wkrótce rzeczy zostałyby przez kogoś rozpoznane, a dzięki temu wszyscy skłonni byliby uwierzyć, że Gerardi poniósł przypadkową śmierć, natknąwszy się po powrocie do domu na złodziei. Z jakiegoś powodu bezdomny nie wykonał swojego zadania.
Wtedy znów puszczono w ruch wywiadowczą maszynerię, aby sprzedać kolejne hipotezy: o zabójstwie Gerardiego przez bezdomnego pod wpływem narkotyków i o mordzie rabunkowym, dokonanym przez młodzieżowy gang, na czele którego stała Ana Escobar. Później rozpętano kampanię oszczerstw i obyczajowych oskarżeń pod adresem osób powiązanych z gwatemalskim kościołem i ODHA, próbując odwrócić uwagę opinii publicznej od właściwego toku śledztwa.
Kolejne oskarżenia padły pod adresem Mario Orantesa. Lubujący się w luksusie wikary miałby być homoseksualistą, a Gerardiego zabił rzekomo, gdy ten przyłapał go w objęciach tajemniczego kochanka. Tę hipotezę wzmacniali niektórzy z bezdomnych (zapewne ci na usługach EMP), twierdząc, że „Gerardiego zabili homoseksualiści”. Później zarzuty o homoseksualizm wysunięto także pod adresem samego biskupa – starano się go zresztą zdyskredytować w każdy możliwy sposób. Polityka oszczerstw i plotek okazała się bardzo skuteczna. Sprawa zabójstwa Gerardiego była tak zawikłana, że mało kto był w stanie śledzić ją na bieżąco – zwykli Gwatemalczycy, znający ją jedynie w ułamkach, byli bardziej skłonni dawać wiarę pojawiającym się co i rusz plotkom, których pochodzenia nikt nie był w stanie wyśledzić.
Wreszcie śledczym z ODHA udało się dotrzeć do świadków, których zeznania zaczęły potwierdzać wersję, że za morderstwem biskupa stoi wojsko. Kompletując fragmentaryczne informacje i z trudem docierając do autorów anonimowych przecieków, prokuratorzy i śledczy doprowadzili wreszcie do skazania Limów, Villaneuvy i Orantesa.
W chwili rozpoczęcia rozprawy książka Goldmana zamienia się w pasjonujący thriller prawniczy – wypełniają ją sprawozdania z rozpraw, autopsji i wizji lokalnych, walka o wiarygodność świadków, a przede wszystkim kolejne próby zastraszenia przez wojsko składających zeznania, prokuratorów i sędziów. Zabójstwo Gerardiego zapoczątkowało całą lawinę zgonów, które miały jeden tylko cel – zastraszenie, sprawienie, by prawda nie wyszła nigdy na jaw. Na podwórkach domów wybuchały granaty, pod mostami znajdowano okaleczone zwłoki, do mieszkań włamywali się uzbrojeni mężczyźni, nocami wydzwaniały głuche telefony – uczestniczący w procesie byli nieustannie prześladowani i poddawani działaniu terroru. Wielu świadków tuż po złożeniu zeznań wyemigrowało w nieznanym kierunku – nierzadko nawet to nie uchroniło ich przed zemstą wojska. W więzieniach wszczynano bunty tylko po to, by w powstałym zamieszaniu zabić tych, którzy mogli złożyć obciążające zeznania, albo też już to zrobili. Trudno powiedzieć, ile istnień poświęciło wojsko, aby zatuszować swoją odpowiedzialność za morderstwo Gerardiego, ale z całą pewnością uciszono na zawsze co najmniej dziesiątki ludzi.
Poznacie ich po owocach
Milczenie, cisza – to zdaniem Kapuścińskiego typowe cechy państw rządzonych za pomocą terroru.
Nie sposób czytać reportażu Goldmana, nie porównując go mimowolnie z wydaną w 1970 roku książeczką „Dlaczego zginął Karl von Spreti”. Książeczka ta była zresztą źródłem swoistego wstydu, jaki odczuwał potem polski cesarz reportażu – czy to z powodu jej nieco napastliwej stronniczości, czy też dlatego, że uzasadniała polityczny mord, jakiego dokonali gwatemalscy partyzanci na ambasadorze RFN.
Daty śmierci Spretiego i Gerardiego zbiegają się z cezurami wojny domowej, ale wyraźnie widać, że sympatia Goldmana i Kapuścińskiego jest mniej więcej po tej samej stronie konfliktu (czyli partyzantów i ich „spadkobierców” – choć Goldman stwarza o wiele silniejsze wrażenie obiektywizmu). Obydwaj też (Kapuściński o wiele obszerniej) definiują największy chyba problem Gwatemali – uwikłanie w wielką politykę międzynarodową.
Wystarczająco dosadnie określa to autor „Hebanu”: „najwyższą władzą w Gwatemali jest ambasada Stanów Zjednoczonych”. Nie chodzi zresztą nawet o to, jak wielki wpływ na sytuację w kraju ma CIA, organizujące od czasu do czasu zbrojne przewroty czy szkolenia dla pracowników lokalnych tajnych służb:
Gwatemala jest krajem całkowicie podporządkowanym Stanom Zjednoczonym i ich wspólnikom, w którym nie dzieje się nic bez przyzwolenia amerykańskiej ambasady i wiedzy CIA. To terytorium okupowane przez wielkie korporacje, przede wszystkim przez United Fruit Company. „Kto by chciał przełamać ciszę, w jakiej UFC dokonuje swoich machinacji, mógłby ściągnąć na swój kraj interwencję US Marines” […] Długa i bolesna jest lista zamachów stanu, narzuconych dyktatur – jak Duvaliera na Haiti czy Alfredo Stroessnera w Paragwaju – reżimów, które zamieniły w piekło życie narodów na kontynencie. Mija czas, ale nie zmienia się polityka Stanów Zjednoczonych wobec Ameryki Łacińskiej (z przedmowy Adolfo Esquivela do najnowszej edycji reportażu Kapuścińskiego)
Największym chyba problemem (i jedną z bezpośrednich przyczyn wojny domowej) był stopień, do jakiego kolejni prezydenci podporządkowali państwo wpływom zagranicznych korporacji plantatorskich, oddając za bezcen (lub nawet za darmo) olbrzymie połacie ziemi i godząc się na niewolniczą pracę majańskich chłopów. Kiedy prezydent Arbenz przeprowadził reformę rolną, pozbawiając przy tym części gruntów amerykańskiego monopolistę, United Fruit Company, CIA natychmiast zorganizowała zamach stanu pod pretekstem walki z komunizmem. Doszło do tego także dzięki znajomościom UFC w administracji Eisenhowera – jej były doradca prawny, John Foster Dulles, był sekretarzem stanu, a jego brat, Allen – dyrektorem CIA. (Warto nadmienić, że UFC do dziś prosperuje całkiem nieźle, tyle, że po rebrandingu w 1984 nazywa się teraz Chiquita – brzmi znajomo?)
Kapuściński:
Skandal polegał na tym, że Arbenz próbował stworzyć niedopuszczalny precedens: próbował naruszyć terytorium monopolu USA. W mentalności departamentu stanu teren należący do prywatnej spółki USA, choćby leżał na końcu świata, jest traktowany jak przedłużenie obszaru Stanów Zjednoczonych („Dlaczego zginął Karl von Spreti”, s. 39).
Jak pisał 40 lat temu Kapuściński, gdziekolwiek departament stanu USA skieruje swój łakomy wzrok, tam zaraz zaczynają się kłopoty: konflikty zbrojne, przewroty polityczne, szantaże, tajemnicze zgony. Niezależnie, czy w polu widzenia są akurat banany, ropa naftowa, czy… gaz łupkowy?