Romantyczna postawa artysty, chociaż sama względem siebie mocno ironiczna, jeszcze wyraźniej czytelna jest w pracy Polowanie na Koński Łeb. Projekt Pomnika Jazdy Polskiej, 2010. Koński Łeb to nazwa odległej mgławicy. Na wystawie oglądamy zdjęcie wykonane przez teleskop Hubble’a. W bajecznie kolorowej mgławicy ma, w zamierzeniu autora, stanąć pomnik upamiętniający Polską Jazdę. Główka figurki konika wystaje zza kolorowych chmur w dalekiej przestrzeni kosmicznej. Jest to zapewne najlepszy projekt pomnika, jaki w ostatnich latach powstał w głowach polskich artystów. Ponadto komentuje namiętności, które decydują o budowie kolejnych monumentów.
Dyskusja o iluzji nie powinna odbywać się bez artystycznej analizy czasu. W końcu to jest jasne dla każdego kuratora od czasu opracowania teorii względności. Głos w tym temacie, w sposób dosyć dosłowny, zabrało dwóch z zaproszonych artystów. Utopię realizacji założeń fizyki XX wieku w dziedzinie interpretacji pojęcia czasu podjął z perspektywy artysty ponownie Ryszard Ługowski. Praca Przekleństwo Heisenberga (2010) to dziesiątki maleńkich klepsydr wypełnionych niebieską substancją. Szerzej o problemie dyskutują realizacje Jacka Jagielskiego. Jego zegar tarczowy, w którym wskazówki zastąpiono zasuszoną i złamaną różą (Złamana róża, 2008) czy też ten bardziej monumentalny – ułożony na posadzce, którego wskazówką jest coś na kształt żółtej hybrydy meblowej – jakby deska lub kołyska zarazem (Czas gry, 2011), do niczego nie służą. Pełnią funkcję symboliczną, wzbudzając nostalgię, poczucie nieuchronnego przemijania, które przecież jest niemierzalne bo czas jest pojęciem kulturowym i uniemożliwia obiektywne wyrokowanie. Mimo upodobań artysty do sentymentu i wysłużonej symboliki, nie sposób odmówić uroku zaproponowanym rozwiązaniom.
W scenariuszu wystawy znalazło się miejsce na okrojoną refleksję medialną. Medium, proteza, narzędzie, receptor czy nadajnik są pojęciami na trwałe zapisanymi w świadomości artystów. Ich znaczenie chociaż fundamentalne staje się niedostępne przez narastanie na ich temat kolejnych bardziej lub mniej trafnych stwierdzeń, które z różną częstotliwością zadręczają naszą pamięć.
Marcin Berdyszak w pracy Narzędzia kultury II (2009) polecił szczelnie obszyć białą, nieprzeźroczystą tkaniną trzy rzutniki. Podobnie tunel światła emitowany przez włączony projektor zasłonięty jest ostrosłupem idealnie pokrywającym się z drogą padania obrazu. Program nadawany przez źródło jest nieczytelny. Jesteśmy w stanie jedynie stwierdzić, że trwa lub jest wyłączony. Nie wiemy, kiedy nastąpi ponowne włączenie maszyn. Nie dysponujemy programem sterującym urządzeniami ani nawet zwykłym pilotem. Jest to refleksja o niedostępności komunikatu i jego źródła.
Narracja wystawy częściowo doprowadza do analizy kondycji dzisiejszej sztuki i artysty. Obok wspomnianej pracy Ługowskiego Genetrix, tę działkę powierzono niezawodnemu Berdyszakowi, artyście świadomemu kluczowych dokonań historii sztuki, który wyciąga wnioski trafne i w efektowny sposób. Na warsztat wziął klasyczny obraz Rene Magritte’a Syn człowieczy, który belgijski surrealista namalował w 1964 roku. Instalacja Berdyszaka nie jest obrazem, jest trójwymiarowa (45 lat „Syna człowieczego” Magritte’a II, 2010 ). Postać znana z okładek podręczników historii sztuki wyszła z ram, jest manekinem i ma twarz, a nie jak w oryginale zielone jabłko. Postać ujawniła swoje człowieczeństwo, ale tożsamość pozostała ukryta w zawieszonym, nieobecnym spojrzeniu. Manekin w rozłożonych bezradnie dłoniach trzyma fragmenty ram. Więcej odpadów ramiarskich jest rozrzuconych na podłodze. Człowiek wyskakując z płótna, rozkruszył ograniczającą go strukturę, tracąc pewny horyzont i równowagę. Wypłynął na nieznane wody współczesnej kultury, która w kolejnych przełomach artystycznych XX wieku równie wiele zyskała, co straciła.
Dzieła Berdyszaka, Jagielskiego i Ługowskiego mówią językiem instalacji artystycznej, który odwołuje się do problematyki dzisiejszej a uszlachetniony jest przez szacunek względem tradycji sztuki dawnej. Świadomość dziedzictwa myśli od czasów najdawniejszych w pracach wymienionych artystów jest wciągającą łamigłówką. Zabrakło w niej odwołania do nieco bardziej współczesnej wiedzy naukowej niż fizyka kwantowa czy futurologia kosmiczna. W pierwszej kolejności ciężko wyobrazić mi sobie pełną refleksję o iluzji bez dyskursów sztuki nowych technologii czy Internetu, które generują problematykę wirtualności i teleobecności.