Na takich zjawiskach skupia się najmłodszy z uczestników Triennale Tomasz Koszewnik. Jego twórczość już na tym etapie jawi się jako niezwykle przemyślana i pełna. W Orońsku zaprezentował on dwa obiekty oraz film dokumentujący jego projekt Temperowanie. Przedmiotem zainteresowania Koszewnika pozostaje to, co na ogół nie jest rejestrowane w muzyce, a można powiedzieć, że odgrywa w niej ogromną rolę – cisza, pauza, moment strojenia instrumentów. Artysta burzy utarte stwierdzenia pokazując, że idealna cisza nie istnieje, a ciekawym fragmentem koncertu mogą być przygotowania orkiestry. W tych ignorowanych na ogół elementach artysta dostrzega ogromny potencjał dźwiękowy. Ogromny potencjał tkwi także w samym artyście, który tak rozpoczyna swoją drogę twórczą.
Wydaje się, że tym razem mocno zaznaczyła się tendencja do snucia niezwykle osobistych narracji, sięgających często do intymnych przeżyć autorów. Nie dziwi, że młodzi artyści impuls do działania znajdują w świecie własnych przeżyć i doświadczeń, można natomiast zastanawiać się nad tym, jak mała staje się granica między tym co intymne, a ekshibicjonistyczne.
Film Małgorzaty Goliszewskiej Ubierz mnie wywołuje sprzeczne uczucia: śmiech i zażenowanie. Oglądając go, przypominałam sobie inne realizacje tego typu (słynne Takiego pięknego syna urodziłam Koszałki), podobne było wrażenie przejmującego osamotnienia, jakiego doświadczali bohaterowie i autorzy obu filmów. Różna jednak jest waga podejmowanych przez nich problemów. Dla Goliszewskiej pretekstem, aby z ekshibicjonistyczną szczerością pokazać relacje ze swoimi najbliższymi były słowa krytyki, które w życiu słyszał prawie każdy: „jak ty wyglądasz?”. Pozornie błahe zagadnienie wyglądu zewnętrznego uświadamia jak wielkie znaczenie ma dzisiaj strój. Znaczące są komentarze znajomych z ASP, które potwierdzają niestety przeświadczenie, że artyście „nie wypada” się nie wyróżniać. Zadziwiające było dla mnie zaangażowanie autorki w proponowane „metamorfozy”, tak jakby wierzyła, że zmiana jej stroju może rzeczywiście poprawić jej relację z rodziną. Film na pewno zawiera wiele momentów komicznych, ale w tle mamy złowrogie i krzywdzące słowa, które słyszymy na początku video „…niegrzeczna, brzydka, niedobra Gosia! Be jesteś!”, niestety nawet w kwestii stroju nie można zadowolić każdego i siebie.
Do świata intymnych przeżyć, jakie towarzyszą kobietom, nawiązują fotografie Oli Buczkowskiej z będącego in progress cyklu Od-ciążone. Artystka poddaje analizie odmienny stan, jakim jest „bycie w ciąży” i pokazuje jego różne oblicza. Natura wokół fotografowanych kobiet jest ważnym komponentem, tworzy odmienny nastrój i staje się wypowiedzią na temat każdej portretowanej. Artystka za pomocą kilku zdjęć buduje bardzo głęboką refleksję o kobiecej cielesności w ogóle. Jej delikatność, pojmowana często jako ograniczająca, zostaje zestawiona z ogromną siłą przekazywania życia. Stan bycia w ciąży jest dla kobiet tak samo naturalny, co i obcy. Tę złożoność podkreśla tytuł całego cyklu i ostatnie (lub pierwsze) zdjęcie pokazane w Orońsku – ukazujące kobietę przypinającą lub odpinającą fantom ciążowego brzucha. Nagie, szczupłe ciało portretowanej zestawione z obcym, dziwnym tworem powoduje wrażenie dysonansu. To, co przed chwilą wydawało się piękne i wzruszające zostaje potraktowane jako niepotrzebny ciężar. Artystka prowadzi dialog ze społecznie ugruntowanymi opiniami, nie daje jednak gotowych odpowiedzi, one podobnie jak cały cykl pozostają w fazie tworzenia.
Wydaje się, że refleksję na temat współczesnej kobiecości podejmuje także Małgorzata Michałowska w swoim wystąpieniu Głosu nie mają. Artystka rzeczywiście zostaje pozbawiona głosu, ponieważ przez cały czas trwania performance trzyma w ustach rybkę, którą uwalnia w finale, zanurzając się w wodzie. Odzyskuje tym samym głos, jest już jednak inną osobą, odchodzi, podczas gdy uwaga publiczności skupia się na pływającej w wannie złotej rybce.
Dużą grupę prac na wystawie stanowiły te badające możliwości medium malarskiego. Najbardziej radykalne są obrazy-twory Bartosza Kokosińskiego. Jego prace z cyklu Obrazy pożerające rzeczywistość niemal dosłownie pochłaniają wszystko to, co zazwyczaj pozostaje namalowane na obrazie. Obrazy stają się zachłannymi stworami, które w swoich paszczach mieszczą martwe natury, sceny domowe, pejzaże (np. popularnego jelenia na rykowisku) czy też tytułową rzeźbę ogrodową. Artysta wygina blejtram, a płótno kształtuje na podobieństwo worka, w którym mieszczą się potraktowane bardzo dosłownie atrybuty malarskich czy rzeźbiarskich tematów. Wewnątrz mamy więc: krasnala ogrodowego, amorka z barokowej fontanny, trochę ziemi, wizerunki zwierząt. Pozostaje cieszyć się, że na okoliczność 6TM autor nie pokusił się o wykonanie obrazu pochłaniającego którąś ze scen z obrazów Józefa Brandta – niegdysiejszego właściciela orońskiego majątku – nie obyłoby się wówczas bez jakiegoś pożartego konia.
Mniej dosłowny, a przez to ciekawszy jest obraz Kokosińskiego prezentowany niedawno w katowickim BWA na wystawie Niektóre obrazy nie chcą być namalowane. Wspominam to wydarzenie, gdyż jego tytuł wydaje się być znaczący dla całej grupy prac o pomarszczonych, wybrzuszających się płótnach. Zazwyczaj monochromatyczne obrazy pozostają puste. Główną rolę odgrywają utworzone na ich powierzchni załamania, fałdy, draperie. Płótno raz jest idealnie naciągnięte, to znowu zwisa, kotłuje się, jakby cały czas pracowało, jakby miało się z tej plątaniny urodzić coś, co jeszcze pozostaje jedynie w zamyśle.
Wierna tradycyjnemu warsztatowi malarskiemu pozostaje Magdalena Karpińska. Jej obrazy mogłyby definiować określenia takie jak: eleganckie, dystyngowane, estetyczne. Wykonane z dbałością o każdy szczegół, dopracowane od strony technicznej kompozycje wzbudzają podziw, a jednocześnie lęk i poczucie wyobcowania. Posługując się słowami samej autorki można powiedzieć, że atrakcyjność jej malarstwa jest jednocześnie straszna. Wydaje się, że w swoich pracach bada ona cienką granicę, kiedy idealne zmienia się w przerażające. Z obrazów Karpińskiej wyziera dotkliwa pustka. Sporadycznie pojawiają się na nich ludzie (sztucznie upozowani, z rozmytymi twarzami, anonimowi, niedookreśleni), jednak autorka, podobnie jak widzom, także im nie daje dostępu do wnętrza lasu. Drogę zagradzają plątaniny gałęzi, samotne drzewo, opuszczone gniazdo czy skrzeczący ptak z szeroko rozwartym dziobem. Technika tempery jajowej, w której pracuje Karpińska, wymaga czasu i cierpliwości, czyli tego samego czym muszą wykazać się obcujący z jej pracami. Mogliby wtedy odkryć, że inspiracją dla całego cyklu była mroczna historia z życia rodzinnego autorki.
Pojawia się tutaj kolejna tendencja widoczna na wystawie – praca nad odnalezionymi fotografiami, wycinkami starych gazet, reliktami przeszłości – sięganie do zasłyszanych historii.