Wreszcie gdy sytuacja sprawia wrażenie już nie do zniesienia, biorę seroklipam i pół bordaxu, który całkowicie mnie wycisza: wtedy wiem, że kompletnie nic się nie stanie, jeśli tych wszystkich rzeczy nie zrobię. Wszystko mam pod doskonałą kontrolą. Osiągam perfekcyjny stan wyważenia umysłu, stan, w którym naprawdę chciałabyś się znaleźć. Ludzie latami medytują, żeby coś takiego uzyskać.[8]
Ten temat Masłowska znów rozwinęła w rozmowie z Justyną Sobolewską: „Od pewnego czasu głoszę pochwałę kompleksów i cierpienia jako wartości w życiu człowieka. Żyjemy w zalewie New Age’u, taniej amerykańskiej psychologii, w ramach której mamy obowiązek zapomnieć o kompleksach, bólu, winie, a inwestować w autopromocję i zakrzykiwanie swoich słabości. Jaka jest właściwie wartość w wypieraniu swojej winy, bólu, bezradności? Niestety, prawdopodobnie jako istoty zaprogramowane na szczęście, haj i bezbolesność za wszelką cenę, po prostu więcej kupujemy, generujemy większe zyski.”[9]
Nie sposób nie zauważyć, że opowiadając się tak zdecydowanie przeciw jednoznacznej recepcie, przeciw przysłowiowej tabletce szczęścia, Masłowska dołączyła do wzbudzającej silne emocje dyskusji na temat cierpienia, jaka rozgorzała przy okazji niedawnej premiery płyty Marii Peszek. Wtedy wątpliwości co do autentyczności bólu opisywanego w wywiadach i piosenkach wyraził nawet otwarcie w rozmowie z piosenkarką Jacek Żakowski: „Kiedy słuchałem płyty, myślałem, że to kreacja, ale teraz widzę, że to raczej transmisja z pani głowy”[10]
Być może to cyniczne, myśleć, że to, co sprzedało się raz, sprzeda się ponownie – może to nieuczciwe podejrzewać, że ofensywa medialna poprzedzająca premierę książki i szereg wywiadów miały na celu wyłącznie ratowanie książki, która, nie ma się co oszukiwać, rewelacją na miarę „Wojny polsko-ruskiej” raczej nie będzie. („Ostatnio strach otworzyć lodówkę, bo wszędzie można natrafić na Dorotę Masłowską. Wokół jej nowej powieści dziennikarze robią zamieszanie, jakby objawiało się nam arcydzieło”[11]). Wtedy Masłowskiej bardzo pomogła co prawda opinia Jerzego Pilcha, ale jeszcze bardziej pomogły jej zachwyty samych czytelników, którzy polecali sobie nawzajem książkę, windując sprzedaż do niebotycznego (zwłaszcza jak na debiut) pułapu. Teraz na podobne zachwyty raczej nie ma szans – nawet mimo deklaracji autorki, że to jej najbardziej przemyślana powieść.
W „Kochanie, zabiłam nasze koty” ludzie mijają się obojętnie, a jedyne relacje, w jakie wchodzą, to przypadkowy kontakt fizyczny z powodu tłoku w metrze. Podobnie wygląda relacja czytelnika z tą powieścią: przygnębiające, absolutne rozminięcie; brak kontaktu, zero zainteresowania. Nie iskrzy. Nie oszukujmy się: poza paroma błyskotliwymi frazami (choć niewiele ich), powieść nie jest ani nowatorska, ani przesadnie wciągająca. Można by napisać o nadmuchanym balonie oczekiwań, ale chyba nie wypada – zwłaszcza gdy pisze się o powieści wykpiwającej wszystkie możliwe frazesy i językowe sztampy. A jednak wygórowane oczekiwania to poważny problem tej książki. I zarazem nie sposób nie pomyśleć, że ta obsesyjna potrzeba stawianych światu (i sobie) oczekiwań i nieustannego zawodu dotyka też samej Masłowskiej – że od całego tego ględzenia o niedojrzałości i wulgaryzmach Dorota Masłowska zaczęła się wstydzić, że jest Dorotą Masłowską; że za wszelką cenę stara się być teraz kimś innym, napisać poważną, głęboką, przenikliwą powieść, przy okazji rezygnując z największych zalet swojego pióra tylko dlatego, że irytowały paru zrzędzących dziadków. W efekcie dostajemy książkę z dosyć wyraźnie postawioną tezą, którą w dodatku autorka tłumaczy nam natrętnie w wywiadach towarzyszących premierze.
Choć właściwie bez tych wywiadów książka byłaby nawet niekompletna: bez historyjek o tym, że kolejne początki powieści lądowały w koszu, a zawarty w umowie termin dostarczenia tekstu zbliżał się wielkimi krokami i w końcu trzeba było coś z siebie wydusić; bez usprawiedliwień o kryzysie twórczym i potrzebie znalezienia nowych środków wyrazu. Pewnie bez tej całej machinerii promocyjnej i podgrzewania oczekiwań książka przeszłaby po prostu bez większego echa.
- Dz. cyt., s. 39.↵
- Nikt nie chce być pisarzem, każdy chce być gwiazdą. Rozmowa z Dorotą Masłowską, Polityka, 5 czerwca 2012, http://www.polityka.pl/kultura/rozmowy/1527533,1,rozmowa-z-dorota-maslowska.read↵
- Sorry Polsko. Jacek Żakowski z Marią Peszek o Polsce i nowej płycie, Polityka, 25 września 2012, http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1530689,1,jacek-zakowski-z-maria-peszek-o-polsce-i-nowej-plycie.read↵
- Masłowska. Banały i banalne zachwyty, Leszek Bugajski, Newsweek, 15 października 2012, http://ksiazki.newsweek.pl/maslowska–banaly-i-banalne-zachwyty,97186,1,1.html↵