Listopad i grudzień, w „gorączce” licznych festiwalów młodej sztuki, to szczególny czas dla artystów wchodzących na scenę artystyczną. Z jednej strony takie wydarzenia są dla nich szansą zaistnienia i odnalezienia się pośród różnorodnych kierunków oraz tendencji w sztuce, a z drugiej strony festiwale młodej sztuki mają również istotne znaczenie dla galerników i kuratorów wystaw. Warto w tym miejscu postawić pytanie o wartość, jaką dziś ma młoda sztuka. Czy aktualne kierunki w sztuce są dyktowane trendami, decyzjami i wyborami galerników i kuratorów, pieniędzmi wraz z rynkiem sztuki, czy też może istnieje jeszcze pojęcie „niezależności” młodych artystów?
Do udzielenia kolejnej opinii zaprosiliśmy Agatę Smalcerz – absolwentkę historii sztuki na UJ (dyplom 1988, dotyczący performance w Polsce). Od 1992 roku związaną z Galerią Bielską BWA w Bielsku-Białej (od 2003 jej dyrektor). Kuratorkę wystaw, autorkę tekstów o sztuce. Odpowiedzialną za rozwój Biennale Malarstwa „Bielska Jesień”.
Czy sztuka musi być młoda?
W obecnym, zdominowanym przez marketing świecie, przyjęło się, że młodość jest wartością samą w sobie. Jest atrakcyjna, w przeciwieństwie do starości. Już nie doświadczenie jest ważne, ale przebojowość. Coraz młodsi sportowcy, już często dzieci, coraz młodsze gwiazdy pop-muzyki, modelki, aktorzy. Ściganie się, jak w sporcie, prowadzi do tego, że i w sztuce szuka się coraz młodszych geniuszy. Ukuto więc termin Młoda Sztuka, który ma czysto marketingowy wydźwięk. Tymczasem nie ma takiej kategorii artystycznej. Tak samo jak w przypadku innych dziedzin, muzyki czy literatury, chodzi wyłącznie o wskazanie młodego wieku jej twórców, co może pociągać za sobą nowe spojrzenie na tę dziedzinę i wartości, których do tej pory nie odkryto. Ale wcale nie musi. Pogoń za nowością strasznie wypacza ocenę sztuki.
Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” nigdy nie było przeznaczone wyłącznie dla młodych artystów. Świat sztuki oglądany z pozycji jej organizatora – galerii leżącej w dużej odległości od centrum – nie zamyka się do wąskiego grona, faworyzowanego przez topowe warszawskie galerie. Wręcz przeciwnie: ambicją Galerii Bielskiej BWA jest poszukiwanie nieodkrytych talentów wśród nieznanych, młodych i starszych twórców w całej Polsce. Wiek nie odgrywa tu żadnej roli, szanse ma nie tylko ten, kto jest świeżo upieczonym absolwentem którejś z akademii. Często rozwój artysty powoduje, ze dopiero w starszym wieku dopracowuje się własnej, autentycznej formuły. Od tego roku postanowiliśmy także w ogóle nie zwracać uwagi na dyplom, czy jego brak. Ta rewolucyjna edycja nie przyniosła jakiegoś bardzo spektakularnego debiutu: decyzje jury są wypadkową pięciu głosów, przez co niwelują się bardziej odważne wybory. Formuła otwartości na wiek spowodowała, że wspaniale zaistniała, nagrodzona II nagrodą, Ewa Skaper (rocznik 1954), a brak wymogów co do dyplomu – że został wyróżniony student I roku Remigiusz Suda (rocznik 1988). Niestety jury nie wyłowiło żadnego ciekawego artysty, który w ogóle nie studiowałby na Akademii. Ale jest to szansa przy kolejnych edycjach, być może te decyzje będą bardziej odważne.
Zaistnienie – sprawa ambiwalentna
Przyjęło się, że pewne miejsca – kilka galerii i muzeów oraz redakcji – wyznaczają to, co wartościowe w sztuce. Jeśli artysta „tam” nie zaistnieje, to właściwie nie ma dostępu do wielkiej kariery. Tymczasem, funkcjonują też inne instytucje – galerie i fundacje, które raczej nie spotkają się na jednej orbicie. Inna sprawa to „świat sztuki” za granicą i tam ta polaryzacja jest jeszcze większa. Większą rolę odgrywają w niej kolekcjonerzy i ich zainteresowanie danym artystą powoduje, że nagle w Polce również zaczyna on być dostrzegany.
Zaistnienie w tym szalenie trudnym świecie następuje wtedy, gdy o kimś się mówi. Zainteresowanie artystą powoduje, że dostaje się różne propozycje. Jednak tu też trzeba być przezornym i czasem odrzucić lukratywną z pozoru ofertę, bo może ona zaprowadzić na manowce. Czasami powodem zainteresowania bywa tzw. skandal, ale jeśli jest on celem samym w sobie, to można przepaść. Z drugiej strony gloria, np. zwycięzcy jakiegoś konkursu, też nie daje gwarancji dalszego sukcesu, zawiść w tym środowisku – jak zresztą wszędzie – bywa zabójcza. Niemal wszystko zależy od szczęśliwego zbiegu okoliczności, zainteresowania odpowiednich ludzi, wpływowych kuratorów, obracania się w pewnych kręgach. Ja zawsze cenię uczciwą postawę – twórczość nie podszytą dążeniem do sukcesu. Przy wyborze prac młodych artystów na wystawę kieruję się tym, czym w przypadku artysty nie-młodego. Jego propozycja musi być interesująca, własna, nie powielająca schematów. Chcę też aby sztuka była o czymś, żeby odzwierciedlała autentyczne problemy, sprawy, które nurtują jej twórcę. Znalezienie formy, która przemówi do innych o sprawach ważnych dla autora jest podstawowym warunkiem dobrej sztuki.
Jednak młodym jest trudno
Sytuacja młodych artystów jest bardzo trudna. O ich istnieniu na rynku sztuki najlepiej świadczy fakt, że aby sprzedać obraz, godzą się np. brać udział w aukcji sztuki, gdzie ceną wywoławczą jeszcze do niedawna było 200 złotych (teraz to chyba 500 złotych). Ale taki jest polski rynek. Dużym zainteresowaniem cieszą się wszelkie targi taniej sztuki, gdzie ceny oscylują wokół owych 200 złotych. Taka kwota wydaje się być adekwatna dla możliwości przeciętnego polskiego portfela. Początkującym kolekcjonerom radzi się kupować dzieła młodych artystów z nadzieją, że któryś z nich zrobi karierę, jak emblematyczny Sasnal. Ale nie ma jednego gremium, które przybijałoby pieczątkę wartościowości lub jej braku. Jeden krytyk wyniesie pracę pod niebiosa, a inny – niemal pogrąży. Ambiwalencja dotyczy nie tylko sztuki młodych artystów. Mówi się, że czas zweryfikuje wszystko, ale czasem to kwestia wielu dziesiątków lat.
Jeśli ktoś nie „załapie się” jako asystent na Akademii (gdzie też ma na początku groszową pensję) lub nie podejmie innej pracy – w szkole czy w reklamie – właściwie nie ma za co żyć. Rzesze absolwentów, które co roku opuszczają wyższe uczelnie plastyczne są właściwie nie do zagospodarowania. Tylko jednostki mogą liczyć na wystawę czy realizację projektu artystycznego, ale to też nie daje dochodu. Nawet stypendium przeznaczone jest głównie na materiały czy usługi związane z projektem, a nie na utrzymanie artysty.
Trochę optymizmu
Optymistyczne jest to, że młodzi ludzie stosunkowo dobrze radzą sobie za granicą: w zdobywaniu różnego rodzaju grantów, udziale w rezydencjach artystycznych. Nie mają kompleksów, zdają sobie sprawę z tego, że ich sztuka nie jest gorsza od tej uprawianej przez rówieśników z lepiej rozwiniętych krajów. Znają języki, dobrze poruszają się zarówno fizycznie, wyjeżdżając i nawiązując kontakty, jaki i wirtualnie, tworząc strony internetowe, blogi, profile na myspace, vimeo czy you tube. Świat stoi przed nimi otworem.
1 comment
proponuję wrócić być może tyle samo że jest to jednak coś nowego jeżeli chodzi o terminologię nie byłaby to gdzie jest sztuka dojrzała na przykład z przejrzała niedojrzała dojrzewająca bardzo dojrzała dojrzała.
Comments are closed.