Niezależni artyści i aktywiści z Bazylei postanowili zaprotestować przeciw powstałej na zamówienie Art Basel kontrowersyjnej instalacji Favela Cafe, autorstwa japońskiego twórcy Tadashi Kawamaty. W tym celu najpierw otrzymano pozwolenie przeprowadzenia akcji do godziny siedemnastej, potem targi przedłużyły to pozwolenie o godzinę. Gdy po osiemnastej wychodziłam z biura prasowego targów, pokojowy protest przybrał postać ludowego festynu. Dwudziestoosobowa grupa odtworzyła wiarygodną atmosferę brazylijskich faweli. Grillowano, muzyka, tańce, dzieci rysowały na chodniku bohomazy, psy wesoło baraszkowały, jakiś facet spacerował z prawdziwym osiołkiem.
Osobiście nie podobała mi się ta impreza. Uważałam, że chaotyczna zabawa „zdziadowiła” plac, położony tuż przed frontalnym wejściem do hal targowych, co zupełnie nie pasowało do wyjątkowego blichtru i elegancji Art Basel. Natomiast pomysł prezentacji starych instalacji Tadashi Kawamaty odebrałam jako nietrafioną, dekadencką ideę. Favelas Kawamaty oglądałam dwadzieścia lat temu na Documenta IX w Kassel w dużo lepszym wydaniu. Dziwiłam się też, dlaczego Unlimited zaproponowało Japończykowi wznowienie dawnego projektu? Nie widziałam sensu przerabiania artystycznych faweli na kawiarnię dla publiczności. Czy chodziło o zbieranie funduszy oraz akt solidarności ze światową biedotą? Ale Targi Sztuki w Bazylei nie są przecież żadną fundacją charytatywną lecz opartym na zysku, wielkim biznesem. Rozumiem też, że niektórzy artyści nie uczestniczący w Art Basel pragnęli zademonstrować międzynarodowej elicie kolekcjonerów, szefom galerii i muzeów swoją niechęć a może pogardę dla sztuki widzianej jako towar.
W każdym razie minęła godzina dwudziesta, a owa manifestacja przekształciła się w przyjazne party, którego liczba uczestników wzrosła do setki. Konflikt wisiał w powietrzu. Plac targowy został wynajęty przez Art Basel, którego organizatorzy decydowali kto może w tym miejscu działać. Po nieudanych pertraktacjach związanych z prośbami zakończenia potańcówki, bezradne targi wezwały policję. Krótko przed godz. 22.00 szef operacji przy pomocy megafonu nawoływał uczestników do opuszczenia placu. Jednak niewiele osób to uczyniło. Policja ruszyła do ataku. Używając gazów łzawiących i gumowych kul skutecznie rozgoniono biesiadujących aktywistów i artystów. Niektórzy, stawiając desperacki opór, walczyli z uzbrojoną po zęby policją.
Takiego performance’u na żywo Bazylea jeszcze nie widziała. Nie wiadomo czy był to zainscenizowany spektakl, czy raczej realna satyra. Szkoda, że mało tolerancyjne targi nie umiały wykorzystać kreatywnej energii bawiących się ludzi. Art Basel wyraźnie zdefiniowało swoją pozycję. Wybierając przemoc nie tylko doprowadzili do stłamszenia spontanicznej radości związanej z formą kolektywnej celebracji i reflektowania na temat sztuki, ale oficjalnie stanęli opowiadając się po stronie porządku, kontroli, władzy i pieniądza.