W Lustrze postać odzyskuje osobniczo nacechowany wyraz. Obecni na scenie w większym stopniu stają się istotami działającymi. Oczywiście, ich aktorstwo dalekie jest od tego, z jakim się spotykamy w teatrze dramatycznym, jednak występujący nie są już poruszani nienaturalnie płynnym ruchem, a poruszają się. Pojawiają się bardziej naturalne, bo mniej skoordynowane, gesty. „Mechaniczna” obecność człowieka przeobraża się w coś, co bardziej zasługuje na miano aktorskiej etiudy. Jednak i tym razem twórca przedstawienia nie zezwolił im na uzyskanie pełnego wymiaru osobowego. Twarze aktorów skrył pod maskami.
Większa pełnia jestestwa uzyskana poprzez nadaną mu tutaj aktywną zmysłowość sprawia, że bohater w swej bardziej autonomicznej postaci wyraźniej wyodrębnia się (chociaż nie ma to związku z kontrastem wizualnym) z przestrzeni. Ta staje się teraz bardziej tłem jego działań, nie jest już, jak wcześniej, równoważnym lub nawet istotniejszym składnikiem toczącej się gry elementów.
Stwarzaną przez lata wizją Mądzika była czarna czeluść zagarniająca w swoje wnętrze człowieka. Detale anatomiczne wycięte z sylwetki światłem, jak ostrą brzytwą, stanowiły ten sam budulec obrazu co niezgłębiona przestrzeń, posiadająca tajemniczą moc pierwotnej materii, która w dynamicznych przekształceniach szuka dla siebie ostatecznych kształtów. Widz towarzyszy tym zmaganiom. Prapoczątkom i kolejnym etapom rozpadu, jakby dopiero kształtowały się podwaliny wszelkiego bytu albo już następował Sąd Ostateczny. Ciemności i nagłe iluminacje tajemniczej wiązki światła przenikającej mrok i odsłaniającej nowe perspektywy, jakieś ledwie rozpoznawalne byty, stanowiły potężne źródło doznań metafizycznych. Te szczeliny, tunele, skłębienia różnych substancji budowały perspektywę eschatologiczną.
Tymczasem w Lustrze mamy bardziej niż poprzednio spersonalizowaną postać, która funkcjonuje na mniej tym razem aktywnym tle. To już nie jest wielka tajemnica organicznej przestrzeni, a tajemnica człowieka na cokolwiek tajemniczym, ale znacznie bardziej statycznym tle. Oczywiście, i tutaj są kadrowania zwracające uwagę widza na poszczególne fragmenty kreowanej rzeczywistości. Jednak kilka punktowych reflektorów umieszczonych niemal nad głowami aktorów „przytrzymuje” ich w jednym punkcie sceny za centralnie ustawionym stołem. Zdecydowanie oszczędniej niż poprzednio inscenizator wykorzystuje tu „gry optyczne”, z których słyną jego dokonania. Owo magiczne przybliżanie i oddalanie obiektów zostało znacznie ograniczone, co zaowocowało wrażeniem statyczności. Celebrowana scena erotyczna – nagi męski tors przypadający do obnażonych stóp kobiecych – prowadzona według ikonografii Brunona Schulza i poddana w pewnym momencie zabiegowi powiększenia, spotęgowała swoje oddziaływanie.
Omawiając spektakle Sceny Plastycznej nie można pominąć muzyki, która stanowi istotny budulec każdego z widowisk. Dla potrzeb Mądzika piszą (a także udzielają głosu w formie wokalizy, jak Urszula Dudziak w Odchodzi) najlepsi. Tym razem reżyser zadanie to powierzył Piotrowi Klimkowi. Jego kompozycja ma także nieco inny charakter od używanych we wcześniejszych inscenizacjach.
Na ogół muzyka towarzysząca działaniom scenicznym pozbawiona była wszelkich odniesień kulturowych w jakikolwiek sposób wiążących ją z tematem przedstawienia. Jej abstrakcyjny charakter zmierzał głównie do kształtowania wyobraźni przestrzennej oraz emocjonalnego pobudzania odbiorcy. Natomiast utwór Klimka ma zakorzenienie w żydowskiej tradycji, co ilustrowane sceny osadza w realnym świecie. Temu, co oglądamy, nadaje niejako obyczajowy charakter. Wydobywa z naszej pamięci wiedzę o autorze cytowanych słów i rysunków, które stały się kanwą najdłuższej w tym przedstawieniu sekwencji. Pewna „ilustracyjność” – nieznaczna wprawdzie, bo w tej muzyce odnajdujemy jedynie pewne motywy żydowskie – sprawia jednak, że wizja zawęża się do ziemskiej perspektywy.
Warto jeszcze prześledzić inne, równie ważne w przedstawieniach Mądzika, elementy fonosfery, bowiem wszelkiego typu dźwięki naturalne – szmer osuwającego się po tkaninie piasku, stukot ziaren zboża odbijającego się od desek sceny, bębnienie kropel, szelest przesuwanych liści, plusk cieknącej wody, podmuchy wiatru i tym podobne – spełniały istotną rolę w budowaniu sugestywnego świata. I ślady tego odnajdujemy w Lustrze w postaci czegoś na kształt westchnień czy pomruków dochodzących z głębi teatralnej przestrzeni, które ją antropomorfizują, a do atmosfery spektaklu wnoszą niewyjaśniony niepokój.
Sumując, można stwierdzić, że wprowadzone słowo „odciążyło” stronę wizualną inscenizacji, a także zmieniło perspektywę artystycznych poszukiwań twórcy Sceny Plastycznej KUL. Mądzik już nie przygląda się z dystansu dynamicznej znikomości człowieka, on coraz mocniej uczestniczy w tym procesie. Jest coraz bliżej targanej obsesyjnymi lękami postaci. Już czuje pulsowanie jej krwi.
Scena Plastyczna KUL: „Lustro”. Scenariusz, reżyseria i scenografia – Leszek Mądzik. Muzyka Piotr Klimek. Fragment Samotności Brunona Schulza czyta Jerzy Radziwiłowicz. Udział biorą: Katarzyna Lisek, Sylwia Wikiera, Kamil Dec, Robert Frączek, Kamil Furmanek, Maciej Mazur, Tomasz Nowak, Szymon Zygma. Prapremiera 7 marca 2013 roku na XV Festiwalu „Oblicza Teatru” w Polkowicach na Dolnym Śląsku. Premiera lubelska: 25 maja 2013 r. Spektakl prezentowany na Międzynarodowym Festiwalu Konfrontacje Teatralne w Lublinie, październik 2013 r.