Barbara Falender (rocznik 1947) to jedna z najoryginalniejszych polskich artystek współczesnych, od czterech dekad prowadząca intensywne i odważne poszukiwania w dziedzinie rzeźby, tak formalne, jak i treściowe. Ich efekty udostępnia odbiorcom poprzez wystawy, akcje artystyczne (najczęściej spontaniczne), ostatnio zaś także filmy, dokumentujące procesy jej twórczych poczynań. Kolejną okazją do spotkania z tą interesującą i niepokojącą zarazem sztuką jest ekspozycja otwarta 10 października br. w Galerii Re:Medium, oddziale Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi.
Miłość
Barbara Falender lubi szlachetne materiały (marmur, alabaster, brąz, stal, drewno) i wielkie formaty, stąd zdziwić może widza, dlaczego na miejsce prezentacji swoich prac wybrała kameralną i wąską przestrzeń Re:Medium, gdzie galeria wystawiennicza funkcjonuje od kwietnia 2012 roku, wcześniej mieściła się tam apteka. Istotna jest tu jednak lokalizacja: ulica Piotrkowska 113, główna arteria, a dawniej serce Łodzi. W witrynie innej galerii przy tejże Piotrkowskiej, na początku lat 80. minionego wieku, wystawiono jedną z najważniejszych i, zdaniem artystki, najlepszych jej rzeźb – wykonane z brązu i marmuru „Drzewo życia”, zakupione w 1981 roku przez ówczesnego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, Ryszarda Stanisławskiego do słynnej Międzynarodowej Kolekcji Sztuki XX wieku. – Wtedy uwierzyłam, że jestem artystą, że coś znaczę, skoro zwrócił na mnie uwagę sam Stanisławski, szef najważniejszej wtedy instytucji sztuki w Polsce – wspominała na wernisażu Barbara Falender. Obecną ekspozycję traktować zatem można jako powrót sentymentalny – i do Łodzi i na Piotrkowską, choć artystka miała w międzyczasie indywidualną wystawę w Galerii Lidii Cankovej w 2004 roku (co ciekawe, także mieszczącą się przy ulicy Piotrkowskiej). Powrót to ważny i znaczący, gdyż rzeźbiarka w tak zwanym międzyczasie wypracowała własny język artystycznej wypowiedzi, poparty rzetelnym, tradycyjnym warsztatem. A ponieważ jej twórczość nacechowana jest osobistymi emocjami i refleksjami, ukazanymi najczęściej w kontekście spraw ogólnoludzkich lub ostatecznych, w odautorskim komentarzu na wernisażu określiła obecną ekspozycję jako twórcze pożegnanie, dedykowane miłości, śmierci i sztuce. Jak ma się to do zaprezentowanych prac? Zamiast monumentalnych realizacji z kamienia artystka przywiozła do Łodzi dzieła mniejszego i średniego formatu, szkice do rzeźb, instalacje z papieru oraz filmy. Wspólnie złożyły się one na obraz jej twórczych poczynań, wielowątkowych dosłownie i w przenośni. Do wspomnianej miłości odnieść można „Łoże Penelopy”, wyplecioną z drutu kulę, której połówki podwieszone zostały do sufitu. Artystka najpierw z mozołem utkała drucianą konstrukcję, następnie z wysiłkiem ją rozpołowiła, a na koniec spaliła, co obrazuje emitowany film video. Kluczowe dla sensu tej pracy są kolejne etapy jej powstawania, zmaganie się autorki z materią, poddaną ostatecznie unicestwieniu. Nic nie trwa wiecznie, wzniosłe uczucia także skazane są na upływ czasu, lecz mimo to warto kochać drugiego człowieka, warto na niego czekać i wystawiać się na próby – tak odczytałabym ten wątek wystawy.
Śmierć
Wielką traumą dla artystki było odejście jej najbliższych, matki i ojca. Przeżyciom z tym związanym dedykowana jest rzeźba „Sarkofag dla moich rodziców” z 2011 roku: kształty dwóch ułożonych antytetycznie postaci, spowitych wspólnym całunem wyłaniają się z jasnego marmuru. Barbarę Falender zawsze fascynowała fizyczność ludzkiego ciała, a związki seksu i śmierci badała już w swoich pierwszych pracach, „Poduszkach erotycznych” z lat 70. „Sarkofag” jest po części kontynuacją takiego myślenia, łączącego wzniosłość z przyziemnością, penetrującej najgłębsze zakamarki ludzkiej duszy i obnażającej jej najgłębsze tajemnice, często mroczne i szokujące. Niesamowite wrażenie robi druga część ekspozycji w Re:Medium, na którą składa się film nakręcony w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku oraz rzeźbiarskie szkice do wspomnianego „Sarkofagu”, umieszczone w sześciennych, aluminiowych konstrukcjach na cienkich linkach. Jak zachowałyby się wprawione w ruch, obrazuje projekcja filmowa: finalne dzieło, podwieszone w sieci na metalowej konstrukcji wahadłowo buja się w przestrzeni orońskiego pleneru, przywodząc na myśl kołyskę. Artystka zmierzyła się tu z opozycją ciężaru i lekkości, wprawiając marmurowy monument (o wymiarach: 400 na 200 na 150 cm!) w miarowe kołysanie. Jednocześnie odważnie podjęła temat fizyczności śmierci: czy ciała zmarłych są dla nas, żyjących, osobistą pamiątką, interaktywnym gadżetem? Czy mamy prawo nimi dowolnie dysponować, korzystając z duchowej nieobecności nieboszczyków? Granica między sacrum a profanum jest niezwykle cienka, zdaje się mówić artystka, po mistrzowsku wydobywając ze struktury marmuru wszelkie subtelności i delikatności ludzkiej fizjonomii, podkreślające kruchość i ulotność naszej egzystencji. Dodajmy, że motyw sarkofagu intryguje ją od lat 80., kiedy to wyrzeźbiła w marmurze i brązie „Sarkofag Romea i Julii”. Ten najnowszy, dedykowany rodzicom jest niewątpliwie dojrzalszy i formalnie, i mentalnie, zaś kontekst miejsca i ruchu nadaje mu kolejny ważny wymiar.
Sztuka, czyli… śmieci
Trzecia i ostatnia odsłona łódzkiej wystawy to osobisty komentarz Barbary Falender na temat kondycji współczesnej sztuki. Komentarz gorzki i pesymistyczny a przy tym atrakcyjny estetycznie. Instalacja „Papiery”, misternie „ugnieciona” z pomiętych plakatów do wystaw autorki, neguje wartości przypisywane aktualnym artystycznym propozycjom. Bliżej im do śmieci, wyrzucanych na makulaturę, niż do sztuki – tak rozumieć należałoby wielką konstrukcję papierów, umieszczonych w witrynie wejściowej galerii. Jednak, być może nieświadomie, kompozycja ta ciekawie wpisuje się w przestrzeń Re:Medium, nieoczekiwanie ujawniając walory dekoracyjne. Śmieć może zatem intrygować ciekawą formą, jednak niepoparty ideą, wyższą wartością jest jałowy i powinien ulec destrukcji, najlepiej… spaleniu. Tak jak sześcian z papierowych paneli, rzucony w płomienie i efektownie unicestwiony na tafli orońskiego jeziora – dokumentację tej akcji możemy obejrzeć na filmie „Manifesti”. Jaki jest zatem ratunek dla sztuki i kolejnych pokoleń artystów? W zmaganiach z materią, szacunku dla warsztatu, myśleniu czystą formą, zawsze wynikającą z wewnętrznej potrzeby, czyli przemyśleń, przeżyć, emocji autora. Taką konkluzję nasuwa ekspresyjna rzeźba „Morze” z 2009 roku, odlana w betonie i pomalowana intensywnymi kolorami, żółtym i błękitnym. Pomimo toporności i chropowatości użytego betonu, artystka odkryła przed widzem skalę wrażliwości i wielki rzeźbiarski temperament, realizujący się w dziełach dużego, średniego i małego formatu. Miejmy zatem nadzieję, że pomimo pesymistycznych deklaracji o śmierci sztuki i pożegnaniu z twórczością Barbara Falender nie raz jeszcze zaskoczy nas i formą i treścią swoich artefaktów.