Potoczne sądy na temat sztuki współczesnej często sprowadzają się do schematu, według którego artysta tworzy, a krytyk bądź kurator otacza dzieło „ideologiczną opieką” dorabiając sens i wartości. Punkt bez JA to ekspozycja, w której kuratorzy do istniejącej już ideologii starają się dopasować twórczość artystyczną, serwując odbiorcy pluralizm form rzekomo przełamujących barierę pomiędzy sztuką a widzem.
Punktem wyjścia ekspozycji prezentowanej w białostockiej Galerii Arsenał elektrownia jest filozoficzna koncepcja rhisome, czyli „kłącza”, autorstwa postmodernistycznego myśliciela Gilles’a Deleuze’a. Teoria ta odnosi się do rzeczywistości jako zdecentralizowanej struktury, którą tworzą relacje zachodzące pomiędzy światem natury i kultury, a także wchodzącymi w ich skład elementami. Na wystawie zaprezentowało się aż siedemnastu artystów – w tym piątka obcokrajowców – którzy w swoich pracach osadzonych w różnorodnych mediach – od rzeźby przez wideo po wideo-instalację – starają się zinterpretować założenia teorii kłącza.
Efekt tego jest taki, że odbiorca wkracza w zamkniętą przestrzeń relacji, stając się jednocześnie jej częścią, jak i punktem centralnym, czyniąc siebie jedynym „Ja” w bezosobowej strukturze. Wiedziony jest poszarpaną i niespójną narracją anegdotycznych prac, których silna autonomia nie pozwala mu na płynne poruszanie się i budowanie wzajemnych relacji. Tym samym zaprezentowane na wystawie prace nie spełniają kuratorskich nadziei na przełamanie bariery pomiędzy widzem a dziełem, odchodząc od relacji pomiędzy formą, treścią, funkcją i genezą dzieła, artystą i jego ekspresją, a skupiając się na kodach, środkach, kontekstach, z których główny stanowi teoria kłącza.
Siedemnaście zaprezentowanych na wystawie prac można podzielić na dwie kategorie, które podejmują mniej lub bardziej udane próby artystycznej interpretacji pojęcia kłącza, a zacieśniając krąg pod względem wartości i jakości poszczególnych dzieł, wymienić można zaledwie kilka, których aspekty formalne jak i treściowe zasługują na poświęcenie im większej uwagi. Prace zgrupować można w kategoriach odnoszących się do sfery psychiki i poczucia własnego „Ja” oraz socjologicznej kategorii rzeźby społecznej. Do pierwszej z wymienionych zaliczyć można prace Izy Tarasewicz, Piotra Grabowskiego, Ady Karczmarczyk, Magdy Starskiej, Davida Ter-Oganyana i Marka Chołoniewskiego, do drugiej – dzieła Sashy Galkiny, NeSpoon i Sergeya Taushanova. Prace pozostałych artystów umieścić można pomiędzy dwiema wymienionymi wyżej kategoriami.
Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim interaktywna wideo-instalacja Marka Chołoniewskiego, która swoim tytułem – Kłącze – bezpośrednio nawiązuje do teorii francuskiego postmodernisty. Dzieło łączące w swojej strukturze elementy wizualne i dźwiękowe odnieść można do kategorii Gesamtkunstwerk, w której syntezie ulega idea, jak i praktyka artystyczna. Elementy wizualne o iście malarskim zabarwieniu, sięgające tradycji niemieckiego ekspresjonizmu i nurtu surrealistycznego, przeplatają się tutaj ze ścieżką dźwiękową informującą odbiorcę, czym jest i jak rozumieć kłącze. Za funkcjonowanie całości odpowiada widz, którego obecność „wewnątrz” instalacji daje jej życie – „Ja” zdaje się poruszać bezosobową strukturę całości. Jest więc to zabieg z pogranicza skończonego dzieła i performance, zakorzenionego w tradycji awangardowej zabawy i neoawangardowego traktowania powagi tejże sielanki. Znajdując się w punkcie centralnym wideo-instalacji, zdałem sobie sprawę, że praca ta w interesujący sposób oddaje również założenia awangardowej teorii wielości rzeczywistości, którą w środowisku formistów propagował Leon Chwistek.
Zajmująca przestrzeń antresoli praca, w całości narracji wystawy zdaje się stanowić odrębne kłącze, hybrydę wobec pozostałych dzieł. Jest właściwie jedyną na wystawie, która w tak interesujący sposób oddaje koncepcję przewodnią ekspozycji.
Sasha Galkina zaprezentowała na wystawie kilkanaście kolorowych temperówek z wetkniętymi weń kredkami, które poddano procesowi temperowania, o czym świadczą różnobarwne ścinki układające się w kwieciste kielichy. Tym, co zwraca uwagę na pracę Galkiny, jest pomysł artystki, która w prosty sposób zdaje się poruszać niebagatelne kwestie dotyczące przetwarzania i manipulowania przekazem informacyjnym. Swoje minimalistyczne konstrukcje Galkina lokuje w tradycji zapożyczenia i ready made, nadając przedmiotom biurowym zupełnie nową funkcję. Stała gra pomiędzy znaczonym i znaczącym, odniesienia do prekursorów antysztuki nie są jednak w stanie obronić pracy przed płytką alegorycznością, jaka zdaje się ją cechować. Treści poruszane przez artystkę były już wielokrotnie analizowane, opisywane i interpretowane przez antropologów i kulturoznawców. Czemu więc służy sztuka, która ukazuje to, co i tak oczywiste?
Charakterystyczne dla twórczości neoawangardowej zapożyczenia uwidaczniają się również w instalacji Piotra Grabowskiego, której głównym bohaterem jest fikcyjna postać Elmo, zaczerpnięta ze świata pop kultury. Elmo, a raczej coś, co go przypomina, stanowić może w pewnym sensie wizytówkę wystawy. Elmo nie ma „Ja”, nie interesuje go to, skąd się wziął, dokąd zmierza. Nagi płomień, bo taki jest tytuł instalacji Grabowskiego, zdaje się żartobliwą, ale również rozpaczliwą próbą zmierzenia się z mitem prometejskim. Zestawienie pojęć nagości i ognia odnosi nas nie tylko do pierwotności, ale również do życia. Czyżby więc Grabowski podsuwał nam tutaj sarkastyczną grę z mitem, w którym Elmo występuje jako Prometeusz? Ale jak bezosobowy twór, którego umysł pozbawiony został dialektyki, może nieść ludzkości oświecenie? Mimo odniesień do popkultury, żartobliwości i ironii praca Grabowskiego jest ponurą konkluzją na temat bezosobowego człowieka XXI wieku.
Prace zaprezentowane na wystawie sprowadzają się w większość do roli tła lub – wspomnianej w wypadku Sashy Galkiny – alegorii teorii kłącza. Ich zawiłe pole znaczeniowe i utrzymana w duchu postmodernizmu wieloznaczność, zamykają odbiorcy drogę do interpretacji, pozostając w polu wyrażania pewnych treści na temat stanu kultury zamiast wytwarzania ich u odbiorcy. Odniesienia do stanu kultury, kształtowania człowieka przez otaczającą go ikonosferę, nierówności społeczne, konsumpcjonizm etc. w większym stopniu zawarte są w zamieszczonych na ścianach cytatach z Ericha Fromma niż w autonomii samych dzieł. Jeśli elementem przewodnim wystawy jest strukturalistyczna teoria kłącza, to przyglądając się wystawie, można potraktować przestrzeń elektrowni jako zamkniętą strukturę pełną znaczeń i kontekstów, powiązanych ze sobą – jak zakłada koncepcja Deleuze’a – strukturą policentryczną i niezhierarchizowaną. Wystawa nie odnosi się do świata estetyki ani przeżycia estetycznego, lecz stanowi artystyczną próbę zdefiniowania rzeczywistości, która poprzez ikonosferę brutalnie odziera człowieka z jego „Ja”, które należy rozumieć tutaj jako zdolność do myślenia dialektycznego.
Konkluzja jest taka, że temat wystawy, jak i obecnie powstającej sztuki coraz częściej traktować można jako współdziedzinę naukową w kulturoznawczym dyskursie. Punkt bez JA to ekspozycja, która w artystycznej formie winna uświadomić widza lub – jak chciał Teodor Adorno – zdemaskować iluzoryczną zgodę na rzeczywistość zastaną. Ale wiele z wyeksponowanych dzieł zdaje się nakładać kolejne maski i mnożyć wątpliwości co do rzeczywistości, miast odzierać ją z iluzoryczności.