Alicja nie doczekała się wielu pastiszów, co może dziwić we współczesnym świecie, nieszanującym żadnych świętości. Jednym z tych nielicznych jest kilkustronicowy komiks Marka Wdziękońskiego do scenariusza Jerzego Szyłaka[19]. Na zakończenie pamiętnej sceny, gdy bohaterka wpada do króliczej jamy, rozbija się boleśnie na dnie studni, wydatne, krągłe naddatki rozbryzgują się na boki, a sama Alicja niecenzuralnie klnie. Jak widać, blondynki nie zawsze są delikatne, być może tę delikatność tylko pozorują. Jakaż to szkoda, że nie powstały dalsze kadry, zdradzające paralele do kreski Moebiusa. Redakcja magazynu zrezygnowała z kontynuacji komiksu, przede wszystkim z powodu wstępnego zaklasyfikowania tej wizji do gatunku zwanego splatterpunkiem: pełnego przemocy, rozbryzgów krwi (zaplanowano i inne wydzieliny) i brutalności; splatterpunk na pewno nie był po prostu pastiszem. Kolejne plansze (powstało ich w sumie dziewięć) komiksu Wdziękońskiego zaprezentował wielce zasłużony dla rozwoju tego gatunku w Polsce magazyn „AQQ” (9/1995). Ostatecznie wydania całości, zrealizowanej jednak przez innego rysownika – Mateusza Skutnika (znanego przede wszystkim z niepokojącego i graficznie, i treściowo cyklu Morfołaki) w bibliofilskim wręcz nakładzie 500 egzemplarzy podjęło się wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy (2006). Z pierwotnej Alicji pozostało kilka kluczowych scen: przez dziurę Ala wpada do świata mutantów, herbatka u Szalonego Kapelusznika, zwanego Hutterem, zamienia się w końcu w krwawą jatkę, Alicja jest obiektem seksualnych ataków różnych ohydnych kreatur, włącznie z Kapelusznikiem, który próbuje wykorzystać w tym celu martwe ciało bohaterki. Zapobiega temu Kot – Ches, w ostatnich kadrach niosący ociekające krwią zwłoki w stronę zachodzącego słońca…
Pomysł i fascynacja scenarzysty miały ciąg dalszy – dwa lata później to samo wydawnictwo opublikowało Alicję po drugiej stronie lustra Szyłaka i Jarosława Gacha. Oba zeszyty zebrały pozytywne, choć nieliczne recenzje i zaległy na półkach kolekcjonerów, bez szans na wznowienie. Warstwa graficzna pierwszej opowieści utrzymana była w konwencji undergroundowej. Druga, realistyczna, wielobarwna (w przeciwieństwie do utrzymanej w burych odcieniach pracy Skutnika, mimo tytułu, zawiera jeszcze mniej nawiązań do treści dzieła Carrolla), są to wariacje „z wykorzystaniem”. Oprócz znanej bohaterki znowu widzimy Chesa, ptaka Dodo (ale w zupełnie innym miejscu narracji), Biały Królik pojawia się w kadrach o innej tonacji, przypominając wymownie o upływie czasu, a Czerwona i Biała Królowa też są znakami z odmiennej bajki. Występują za to marginalnie inni aktorzy znani z popkulturowego (dziecięcego?) świata: Kubuś Puchatek z Prosiaczkiem, z kopca wychyla się Krecik. Na początku opowieści Alicja wpada do wody, prawie tonie, po czym odnajduje się w dziwnym świecie pełnym zwierząt. Mimo mistrzostwa rysunku, akcja się rozłazi, widoczne są dłużyzny – tak jak w przypadku filozoficznego dialogu Alicji z Panem Gąsienicą podczas gry w szachy. Jednak oba scenariusze Jerzego Szyłaka zawierają wiele erudycyjnych odniesień kulturowych, tak więc zabawa Carrolla, polegająca na przemycaniu aluzji do otaczającego świata – u niego przede wszystkim dotyczących konkretnych osób – zyskała godną kontynuację.
* * *
Najbardziej chyba znana ekranizacja książki, m.in. z Whoopi Goldberg w roli kota z Cheshire (przypomnijmy – znika on czasami, pozostawiając sam uśmiech) z 1999 roku (reż. Nick Willing), łączy wątki obu powieści, podobnie jak animowana Alicja w Krainie Czarów, trzynasty z kolei film wytwórni Walta Disneya z roku 1951 (już po kilku miesiącach od premiery wyświetlany był w Polsce!). Ta wersja spopularyzowała wizję Ali jako blondyneczki, skądinąd niewinnej i słodziutkiej, jak to blondyneczki.
Najnowsza adaptacja filmowa Tima Burtona z 2010 roku też nie jest prostym przekładem prozy na kadry. Ulubione przez reżysera przerysowania czy też przebarwienia (jak w Gnijącej pannie młodej czy Miasteczku Halloween) w przypadku Alicji zyskują dodatkowy wymiar – senności, oniryczności. Potęga komputerowej animacji paradoksalnie sprzyja realizmowi snu. Paradoks: realizm snu? (A skądinad wiadomo, że Carroll cierpiał na bezsenność). Cała Alicja jest chyba takim paradoksem. W filmie ma już dziewiętnaście lat i zostaje zaskoczona przyjęciem, na którym ukartowano jej zaręczyny. Ucieka więc – w sen? Wpada do dziury Białego Królika? Dziewiętnaście lat to właśnie wiek, w którym Alice Liddell otrzymała drugą część powieści z dedykacją autora. Już dawno zerwali ze sobą kontakty – tak właśnie działo się z małymi modelkami i przyjaciółkami Carrolla, kiedy dorastały. Co czuła wówczas pani Alicja? Tego nigdy się nie dowiemy[20].
Na pewno szerzej nieznany w Polsce jest czeski film z 1988 roku: Něco z Alenky w reżyserii Jana Švankmajera, warto więc w tym miejscu poświęcić mu obiecane kilka słów. Ten film niepokoi jeszcze bardziej niż produkcje hollywoodzkie. Nic dziwnego – reżyser jest zadeklarowanym surrealistą, za swą twórczość wyklinanym w czasach realnego socjalizmu – jego animacje, bo na początku tworzył przede wszystkim takie filmy, wielokrotnie trafiały na półkę. Alenka jest jego pierwszym filmem fabularnym, pokazywanym i nagradzanym za granicą. A sam Tim Burton, podobnie jak Terry Giliam z Monthy Pythona, przyznawał się do fascynacji etiudami Švankmajera. Film zaczyna się klasycznie, jak książka: widokiem znudzonej Alicji siedzącej z opiekunką na brzegu rzeki. Dalej też jest mniej więcej tak samo, jednak w przeciwieństwie do produkcji zachodnich, uwagę zwraca scenografia – to nie jest dom panienki z wyższych sfer. Okna i wielokrotnie otwierane przez Alicję drzwi są podniszczone i pokryte łuszczącą się farbą, zabawki dziewczynki – wyraźnie zużyte. Zamiast wpaść do nory, Alicja włazi do szuflady (nb. obiekt też o freudowskich konotacjach), kiedy się zmniejsza, staje się brzydką i brzydko animowaną lalką wielkości Białego Królika, który na początku filmu jest jedynie zabawką, wypełnioną trocinami. Królik, wyciągając z zanadrza kamizelki zegarek, za każdym razem traci część swego trocinowego wypełnienia. Dziwne, surrealistyczne są i zwierzęta, przyjaciele lokaja Billa. Tak jak i on sam, są to szkieleciki, również wypchane trocinami. Prawda, że to niepokoi? Sen staje się koszmarem, kiedy szkielety gonią Alicję, przedzierającą się przez zwały połamanych, starych mebli, brudnych i potłuczonych butelek leżących na podwórku-studni zrujnowanej kamienicy, gdzie w zasadzie rozgrywa się akcja całego filmu. Dekadencka wizja Švankmajera staje się coraz bardziej autorska i coraz bardziej turpistyczna. Pan Gąsienica jest starą, brudną skarpetą szczerzącą białe, sztuczne zęby i wije się na grzybku do cerowania. Alicja otwiera konserwy wypełnione stonogami. Popijający herbatkę Zwariowany Kapelusznik jest drewnianą marionetką, a jego druh przy stole, Marcowy Zając, to pluszak nakręcany za pomocą umiejscowionego na plecach kluczyka. Na rozkaz Królowej Kier Biały Królik ścina im głowy na oczach Alicji. Mimo iż w filmie nie występuje w ogóle szczerzący się (tak woli nazwać grymas zwierza precyzyjny Stiller) kot z Cheshire (!), to wariacje reżysera mieszczą się w ramach pierwszej części Alicji i zakończenie jest w miarę tradycyjne: bohaterka budzi się pośród porozrzucanych zabawek – tylko królika nie ma w szklanym terrarium. We wspomnianym wcześniej, całkowicie animowanym Jabberwockym (czeski tytuł: Žvahlav aneb Šatičky Slaměného Huberta, 1971) tegoż reżysera, tytułowy wiersz jest recytowany na początku kilkunastominutowego filmu delikatnym dziecięcym głosem, stając się jedynie pretekstem do surrealistycznych wolnych skojarzeń wizualnych i w ogóle żaden smok się tu nie pojawia.
Szukam polskich śladów Alicji, tych mniej oczywistych. Książka Zbigniewa Batki Z powrotem (1985) nosi podtytuł Czyli fatalne skutki niewłaściwych lektur, a dedykowana jest byłym dzieciom. Dziwne to dzieło i rzeczywiście, nie dzieci powinny je (?) czytać. Prolog jest metaforycznym opisem wyprawy łódką, podczas której narrator jest wyraźnie znudzony zarówno koniecznością rejsu w jedną stronę, którego finał jest i tak znany, jak i towarzystwem, które nie chce zrozumieć, że komuś ów wyścig życia się nie podoba. Skądś ten łódkowy motyw znamy… Na okładce książki widzimy Białego Królika. To ilustracja Stasysa. Do niezwykłości/senności lektury pisanej bogatym, wyrafinowanym językiem, rysunki (a zdarzają się i barwne!) Eidrigevičiusa dodają jeszcze odrobinę smutku czy też zadumy. Jest tu więc i owa senność, i wyprawa, i chęć powrotu do innego świata. Królik, zwany czasami Nieborakiem, wraz z Koniem odwiedza m.in. Zegarmistrza. W Alicji nerwowe spoglądanie na zawieszoną na łańcuszku zegarową cebulę było jego atrybutem – ale tu się nie spieszy, nie goni. Do komin wpada pewien pingwin (w Alicji jest to jaszczurka Bill) w efekcie nieudanej wycieczki balonem. Znajdujemy obraz nonsensownego sądu i orzeczenia winy podczas przesłuchiwania niemowy. Jedyna Alicja, występująca w tej książce, to ta wspominana jako ukochana wnuczka herszta bandy czterdziestu rozbójników, zwanego Babcią. Królik tak naprawdę nie jest biały – ma mysi kolor i stąd jego nazwisko: Mysi. Nie ma tu jednak zabawy pokrętnymi słowami, choć są zagrania sentencjami, powiedzonkami czy związkami frazeologicznymi. Nie wiem, czy Batko świadomie inspirował się działem Carrolla – może to wszystko mu się po prostu przyśniło?
* * *
W swoich zbiorach mam kilkadziesiąt egzemplarzy Alicji w różnych przekładach i z różnymi ilustracjami. Trudno oczywiście czytać Alicjowe zakrętasy słowne w języku ormiańskim lub irlandzkim. Można jednak podziwiać ilustracje. A co do zakrętasów: znana jest z części pierwszej ogonopowieść, przekazywana Alicji przez Mysz. Dla składających tekst w drukarni było to zawsze nie lada wyzwanie. W różnych wersjach wyglądało to np. tak:
Oprócz wspomnianej na początku tekstu rocznicy podróży Carrolla, wszystkim miłośnikom Alicji powinna być miła jeszcze jedna: w lipcu 2012 roku minęło sto pięćdziesiąt lat od czasu, kiedy to miała miejsce pamiętna wycieczka łódką po Tamizie w okolicach Oxfordu. Właśnie wówczas Carroll opowiedział dziesięcioletniej Alicji i jej dwóm siostrom zmyśloną na poczekaniu historię. I tak to się zaczęło: Alicja wpadła do naszego świata.
03.07.2012
- Znakomity literaturo- i kulturoznawca, obecnie profesor UG, jest autorem wielu pionierskich na polskim rynku prac poświęconych komiksowi. O Alicji wspomina także w kontekście rozważań nad erotyką dziecięcą i pedofilią. Zob. Tenże, Zgwałcone oczy, Gdańsk 2001, s. 133.↵
- Por. M. Benjamin, Alicja w krainie rzeczywistości, Warszawa 2010; tu w zbeletryzowanej formie ukazane są losy Alice Liddell w kontekście jej znajomości ze swym nauczycielem matematyki↵
2 comments
Świetny artykuł. Gratuluję.
Mała uwaga – jako także kolekcjonerka wydań polskich książek o przygodach Alicji, autorstwa L. Carrolla i nie tylko, chciałam dodać, że wspomniany artykuł nt. Alicji w Krainie Czarów w Wikipedii zawiera błędy i braki. Główny z nich to ilość podanych tłumaczeń polskich. Jest ich więcej – naliczyłam 11 tłumaczeń “Alicji w Krainie Czarów/Przygód Alicji w Krainie Czarów”, z czego 10 mam w mojej kolekcji (11. tłumaczenie, autorstwa Adeli S. jest praktycznie nieosiągalne/zaginione).
Ukłony
Róża
Witam. Zgadzam się z Różą. Też zbieram wszystkie wydania Alicji i mam to wydanie : Przygody Alinki w krainie cudów :-) tłumaczenie Adela S. Mój skarb. Pozdrawiam
Comments are closed.