Nie da się budować własnej tożsamości bez otwarcia na Innego. Symptomy rewolucyjnej etyki Levinasa, postulującego prymat praw inności na rzecz rozpoznania swojego Ja, znaleźć można na wystawie Pozbawienie, prezentowanej w Galerii Arsenał w Białymstoku. Ekspozycję otwarto 29 sierpnia, a oglądać można ją do 6 listopada 2014 roku.
Tematem przewodnim Pozbawienia jest problem migracji traktowany z różnych perspektyw: społecznej, ekonomicznej, politycznej etc. Dwudziestu siedmiu artystów z jedenastu krajów, bacznie obserwując warunki życia ludności dawnego bloku wschodniego, postanowiło zabrać głos w sprawie doświadczanych nierówności, wynikających z procedur prawnych. Zorganizowana wystawa stanowi część festiwalu Wschód Kultury/Inny Wymiar 2014. Ze względu na niewielką przestrzeń wystawienniczą na ulicy Mickiewicza 2, prace artystów prezentowane są również w Elektrowni na ulicy Elektrycznej 13. Wystawa posiada swoją wewnętrzną logikę, jest spójna, choć łatwo sobie wyobrazić alternatywne, obszerniejsze kontinuum obiektów, dotyczących tego tematu. W przypadku Pozbawiania konstruowanie takowego jest jednak niepotrzebne. Od strony kuratorskiej trudno poprawić układ obiektów, łatwiej go popsuć. Każdy natomiast znajdzie tutaj takie prace, które go zaintrygują lub wzbudzą opór – ja również skupię się tylko na niektórych.
Zaproszeni artyści odnoszą się do wielu aspektów migracji. Jak informują organizatorzy, są to m.in.: „wyjazdy zarobkowe, poszukiwanie wolności politycznej, pogoń za marzeniami o lepszym życiu, ucieczka przed prześladowaniem, przesiedlenie, wysiedlenie”. Jednak zanim przejdę do przeglądu wybranych prac, chciałbym wspomnieć o performance Tatiany Fiodorovej, który towarzyszył wernisażowi wystawy oraz o panelu dyskusyjnym, poświęconym migracji. Stanowią one kontekst dla prezentowanej na zasadniczej wystawie prac.
Performance Jadę mołdawskiej artystki wizualnej, Tatiany Fiodorovej, która, umazana błotem, niczym siurpryza wyskakuje z kraciastej torby z folii polipropylenowej, odnosi się do „wysiłków, jakie jakiś czas temu podjęła artystka, aby dostać się do Londynu”. Wbrew pozorom to nie groteskowy skecz kabaretowy, ani próba na planie horroru, a poważny manifest. Zgodnie z zalecanymi objaśnieniami, zawartymi w opisie pracy, powinniśmy go czytać jako osobiste doświadczenie związane z „zagadnieniem przejścia, mobilności, a z drugiej strony – barier i granic, które mimo postępu cywilizacyjnego są stale obecne pomiędzy Wschodem a Zachodem”. To ważny problem, zwłaszcza dla emigrantów, choć w tym performance widziałbym szerzej utowarowienie człowieka. Często wyjeżdżamy za granicę jako tania siła robocza. Tylko warto w tym miejscu zastanowić się, czy mówienie o istotnych problemach społecznych poprzez sztukę nie trąci tanią publicystką? Trudno zaprzeczyć, że sztuka funkcjonuje w izolacji od życia i niestety nie ma zbyt dużego wpływu na rzeczywistość społeczną. Ludzie zapewne byliby bardziej nią zainteresowani, gdyby była w stanie znaleźć skuteczne rozwiązania ich utrapień. Oczywiście żaden z artystów ich do tej pory nie znalazł.
Polipropylenowa torba to chyba ulubione tworzywo Tatiany Fiodorovej. Znany rekwizyt miejskiego handlu – „bazarówkę”, wykorzystuje również w rozproszonej w przestrzeni miejskiej instalacji 10 toreb. Jak widać, nawet kraciasta torba może być elementem działania artystycznego. Artystka poprzez umieszczenia na torbach haseł, takich jak: „świat jest brudny”, „artysta musi być brudny”, dokonuje nobilitacji tego przedmiotu, nadaje mu nowy sens.
Wystawa, ze względu na swoje ideologiczne przesłanie, lokalizuje się w rejonach modnej sztuki zaangażowanej, sztuki politycznej. Samo to zjawisko rodzi wiele pytań. Nie wiem na ile artystyczne kontestowanie status quo jest w stanie cokolwiek zmienić. Z jednej strony, to dobrze, że artyści borykający się z typowymi problemami migrantów mówią o swoim doświadczeniu, a z drugiej strony, branie na warsztat społecznych problemów nie pomaga potrzebującym, nie poprawia ich sytuacji. Trudno też stwierdzić, w jaki sposób inicjuje ono chęć niesienia pomocy. Nie chcę powiedzieć, że zajmowanie się sztuką jest nieetyczne, że to poświęcanie czasu na rzeczy, które są funta kłaków warte. Doświadczenie inności, uznanie autonomii Innego, winny być ontologicznym gwarantem praktyki dystansu budującej tożsamość osobową – z tego powodu trudno się dziwić, że temat ten jest ważny dla artystów, choć powinien pojawiać się dobitniej w innych dziedzinach życia społecznego. Jednak koegzystencja multikulturowych wspólnot to wciąż ideał. Performance Fiodorowej, jak i inne prace, o tym nam właśnie przypominają. Progres jednostki zawsze związany jest z refleksją w bezpośrednim otwarciu na Innego.
Kolejnym ważnym wydarzeniem rozgrywającym się przy okazji wystawy Pozbawienie była dyskusja panelistów, związana głównie z problemem migracji, która, jak czytamy w harmonogramie, została „przeprowadzona z wykorzystaniem narzędzi performatywno-teatralnych”. Tymi narzędziami okazali się sami uczestnicy debaty oraz wypełnione uprzednio przez nich kartki. Na nich paneliści, na zasadzie asocjacji, zapisali interesujące tematy, związane z głównym zagadnieniem dyskusji. Naczelną regułą konwersacji było symboliczne zniesienie granic zaznaczające się w języku ciała. Osoba, która chciała zadać pytanie tudzież podzielić się refleksją, zmuszona była wziąć krzesło, usiąść naprzeciwko interlokutora i bezpośrednio do niego skierować swoją wypowiedź. Podczas trwania dyskusji uczestnicy mogli w dowolnym momencie dokonać wolty poprzez podniesienie z ziemi swojej lub cudzej kartki. Ta forma dialogu, m. in. ze względów organizacyjnych, kiepsko sprawdziła się podczas rozmowy. Zabrakło nawet „językowego poszanowania” uczestników. Dominował język angielski rozcieńczany polskim. Kończąc krytyczne uwagi na temat panelu, nie potrafię przemilczeć cenzorskiego głosu kuratorki i dyrektorki galerii, Moniki Szewczyk. Oburzona postanowiła zainterweniować, gdy ze strony Larisy Venediktovej do jednej z artystek zostało skierowane pytanie o rozumienie, definicję sztuki. Szewczyk zaznaczyła, że w jej galerii nikt nie będzie pytał o znacznie tego pojęcia, ponieważ wymyka się ono wszelkim granicom. Już Morris Weitz, Ludwig Wittgenstein i inni pisali o tej logicznej niemożliwości definiowania pojęć estetycznych, artystycznych. Cieszę się, że Pani Szewczyk o tym wie. Niezwykle zabawnie traktując gościa, poszerzyła na własne życzenie granice, które sama chciała znosić. Gdzie jest ta tolerancja, prawo do różnicy? Tak trudno powstrzymać się od irytacji wynikającej z tego, że inni myślą inaczej niż my?
Niezwykle interesującym wydarzeniem uzupełniającym wystawę okazała się Międzynarodowa Noc Jedzenia, podczas której można było spróbować różnych artykułów spożywczych przywiezionych ze swoich krajów przez uczestników projektu. Wybrali on produkty stanowiące część ich kultury, za którymi tęsknią i przywołują wspomnienia, smaki.
Jeśli natomiast chodzi o same prace – nie sposób przyjrzeć się wszystkim, gdyż jest ich multum. Ale wbrew ilości, nie przytłaczają, choć niektóre są niezajmujące, jak na przykład siedmiokanałowa instalacja wideo Anny Konik W tym samym mieście pod tym samym niebem…, pochodząca z kolekcji Podlaskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych (z 2012 roku). To historie imigrantek, uciekinierek z Czeczeni i Inguszetii, opowiedziane przez mieszkanki Białegostoku. Mimo że ważne – uwzględniające pytanie, na ile potrafimy współczuć ofiarom wojen, zwłaszcza wtedy, gdy osoby te stają się naszymi sąsiadami – są jakby odcedzone z emocji, puste.
Kolejną pracą, która mnie skonfundowała, jest interaktywna instalacja Yeşim Ağaoğlu. Turecka artystka na arkuszach żółtego papieru wydrukowała swój wiersz w języku polskim i tureckim. Następnie kartki zostały złożone w statki i samoloty. Każdy, kto tylko ma na to ochotę, może wziąć wiersz, przeczytać go i zabrać ze sobą. Pomijając szczytne założenia ideowe, takie jak ruch, przemieszczenie, ciekawe, co pozostałoby z pracy, gdyby wszyscy zwiedzający wzięli ze sobą wiersz…? Piękne zakończenie, ale jednak niemożliwe. Odbiorcy sztuki częstą jej nie rozumieją, nie chcą się angażować w działania artystyczne. Bezpieczniej jest być pasywnym. W pracy współistnieje zatem, z jednej strony, dziecięca zabawa z papierem, z drugiej – przypomnienie o trudnościach i koniecznościach przymusowych migracji. Naiwne zabawy krzyżują się z trudami realnego życia; mimo wszystko trudno przejść obojętnie wobec tej pracy.
Niezwykle ważne, ze względu na formę poezji wizualnej, są prace Babiego Badalova. Stara się on połączyć uzupełniające się narracje: tekst i elementy obrazowe. Czasem trudno oderwać dzieło od artysty, gdyż biografia jest tak silnie z nimi sprzężona. U Badalova, całe szczęście, jest to możliwe. Jego rysunki i napisy na ścianie, papierze, tkaninach, podporządkowane konceptualnym ryzom, ukazują również asocjacje z historii sztuki. Artysta poprzez swoją grę z kulturą, a raczej kulturami, przypomina nam jak ważna jest różnorodność.
Podsumowując, warto zaznaczyć, że Galeria Arsenał współpracuje z Ośrodkiem dla Cudzoziemców w Białymstoku i to o nich i dla nich jest ta wystawa. Monika Szewczyk poleca nam ćwiczyć się w empatii. Zachęcam zatem wszystkich do wzięcia udziału w tej performatywnej ekspozycji. Ćwiczenia czas zacząć.
*
Poniżej zamieszczamy oficjalną odpowiedź Galerii Arsenał na powyższą recenzję, a także komentarz Adama Falkowskiego.
Redakcja O.pl
Tekst Adama Falkowskiego opublikowany 5 listopada 2014 r. na portalu o.pl domaga się reakcji z naszej strony oraz odpowiedzi na bezpodstawne zarzuty postawione dyrektor Galerii, Monice Szewczyk, przez autora tekstu. Skomentowanie zaledwie kilku fragmentów recenzji powinno dać obraz niekompetencji Adama Falkowskiego oraz powierzchowności, z jaką potraktował wystawę.
Na uwagę zasługują szczególnie liczne stwierdzenia Falkowskiego, obnażające jego naiwność i niekompetencję jako krytyka sztuki. Kilka przykładów powinno zobrazować, co mamy na myśli: „jeśli natomiast chodzi o same prace – nie sposób przyjrzeć się wszystkim, gdyż jest ich multum”, „jak widać, nawet kraciasta torba może być elementem działania artystycznego” czy też „(…) branie na warsztat społecznych problemów nie pomaga potrzebującym, nie poprawia ich sytuacji. Trudno też stwierdzić, w jaki sposób inicjuje ono chęć niesienia pomocy”.
Tworząc naprędce katalog „złotych myśli” Falkowskiego, nie sposób również pominąć tych, w których oskarża artystów zajmujących się w swych pracach kwestiami społecznymi o „tanią publicystykę” oraz objawia czytelnikom szokującą prawdę, dlaczego, jego zdaniem, ludzie nie są zbyt zainteresowani sztuką współczesną. Fragment zamieszczamy w całości, pozostawiając go bez komentarza: „Tylko warto w tym miejscu zastanowić się, czy mówienie o istotnych problemach społecznych poprzez sztukę nie trąci tanią publicystką? Trudno zaprzeczyć, że sztuka funkcjonuje w izolacji od życia i niestety nie ma zbyt dużego wpływu na rzeczywistość społeczną. Ludzie zapewne byliby bardziej nią zainteresowani, gdyby była w stanie znaleźć skuteczne rozwiązania ich utrapień. Oczywiście żaden z artystów ich do tej pory nie znalazł”.
Wreszcie na koniec chcemy stanowczo zaprotestować przeciwko bezpodstawnemu nazwaniu wypowiedzi dyrektor Galerii Arsenał Moniki Szewczyk, która miała miejsce podczas panelu dyskusyjnego towarzyszącego wystawie, „cenzorskim głosem”. Falkowski widzi to tak: „Oburzona [Monika Szewczyk – przyp. GA] postanowiła zainterweniować, gdy ze strony Larisy Venediktovej do jednej z artystek zostało skierowane pytanie o rozumienie, definicję sztuki. Szewczyk zaznaczyła, że w jej galerii nikt nie będzie pytał o znacznie tego pojęcia, ponieważ wymyka się ono wszelkim granicom. (…) Niezwykle zabawnie traktując gościa, poszerzyła na własne życzenie granice, które sama chciała znosić. Gdzie jest ta tolerancja, prawo do różnicy? Tak trudno powstrzymać się od irytacji wynikającej z tego, że inni myślą inaczej niż my?”. W istocie ze strony Moniki Szewczyk nie było ani oburzenia, ani tym bardziej próby cenzorowania kogokolwiek. Niejako w uzupełnieniu pytania postawionego przez Larisę Venediktovą „Czym jest sztuka?” powiedziała, co następuje: „Chciałam powiedzieć, że nie widzę żadnego sensu w zadawaniu pytań o definicję sztuki i o granice sztuki, ponieważ pierwsze co robi sztuka, kiedy określimy takie granice, kiedy ją zdefiniujemy i nazwiemy, to jest to, że zaprzecza ona tym właśnie przez nas określonym definicjom i zaznaczonym granicom. To dokładnie robią artyści”. W oparciu o przytoczoną dokładnie wypowiedź, trudno Szewczyk posądzać o „oburzenie”, a tym bardziej o traktowanie instytucji, którą zarządza, jako prywatnego folwarku, co insynuuje Falkowski. Uważamy, że autor tekstu dopuścił się w ocenie wypowiedzi Moniki Szewczyk niesprawiedliwej i mijającej się z prawdą nadinterpretacji, co godzi bezpośrednio w dobre imię zarówno jej, jak i zarządzanej przez nią instytucji.
Z poważaniem,
Zespół Galerii Arsenał
**
Nikogo nie stawiam pod sąd, a jedynie snuję subtelne wątpliwości, zwłaszcza wobec działań artystów. Jednym mało przemyślanym krokiem mogła być zbyt surowa ocena postawy Pani Moniki Szewczyk, która jednak ma swoje uzasadnienie, o czym napisałem w recenzji. Szczerze przyznaję, że pewne obiekcje budzą moje kompetencje, gdyż sztuką nie zajmuję się zawodowo i nie ukończyłem historii sztuki na KUL-u, ale nie sądzę, że moje recenzja jest kompromitująca dla kogokolwiek, w szczególności dla mnie. Co do jej przekrojowego charakteru, to wytłumaczyłem go w tekście, ale powtórzę, przyjrzenie się każdej pracy z osobna byłoby wysiłkiem dosyć niepotrzebnym i obszernym, a to tylko recenzja ulepiona z subiektywnych spostrzeżeń na temat wystawy, które z przekąsem nazwane zostały „złotymi myślami”. Naiwnym się bywa, a czasem to zaleta. Z przytoczonych cytatów nie wyłania się obraz oskarżyciela, ale wątpiącego perypatetyka.
Przyznaję cenzorski ton to zbyt mocne słowa, ale nie ma faktów, są tylko interpretacje. Za porównanie Pani Moniki Szewczyk do cenzora, przepraszam.
Z poważaniem,
Adam Falkowski
3 comments
Ćwiczenia z empatii Panu Adamowi chyba nie wyszły, albo nie uważał na panelu dyskusyjnym, na którym mieliśmy świetne tłumaczenie symultaniczne , wiec o problemach językowych nie mogło być mowy, większość panelistów nie była polsko języczna ale parytety zostały zachowane ;-) natomiast nie moze być mowy o nieporozumieniu miedzy mną a Larysa, przez sekundę nie byłam oburzona i nadal uważam, ze tworzenie definicji sztuki o tyle nie ma sensu , ze sztuka natychmiast jej ( definicji) zaprzecza , co jest praktyka nie teoria, i tu obie sie zgadzamy. Czegoś pan nie zrozumiał lub nie zauważył . Zabiegi cenzorskie rownież polegają na eliminacji a nie na wchodzeniu w dialog. Myśle, ze panel był bardzo twórczym elementem projektu i wszyscy osiągnęliśmy duży poziom zgodności. Trochę przyznaje posadzenie o cenzurowane i nadmiar emocji wydaje mi sie infantylne nieobiektywne
Każdy ma swoją perspektywę, a posądzenie o infantylność i nieobiektywnośc jest nieuzasadnione. Nie chciałem nikogo obrazić, ale pisałem o swoich odczuciach. Doceniem Pani wysiłki, choć efekty zawsze mogą budzić mieszane uczucia, proszę to zaakcpetować.
Wystawy nie widziałem, ale tekst pana Falkowskiego jest dla mnie interesujący. Galeria powinna być wdzięczna za krytyczne spojrzenie, jeśli nie przekracza określonych “granic”, bo potem zaczyna się pyskówka. Duże wątpliwości budzi list do redakcji podpisany “Zespół Galerii Arsenał”. Czy np. obsługa techniczna też popiera ten list? I jeszcze jeden wątek. Pytania o sens i granice sztuki są zawsze istotne, ponieważ służą jej zrozumieniu.
Comments are closed.