Kolumbowie w teen movie
To właśnie filmowi bohaterowie wydają się najatrakcyjniejszą cechą opisywanych filmów. W Baczyńskim, Kamieniach na szaniec i Mieście 44 mamy do czynienia z brylantami, którymi strzelaliśmy do wroga; najdorodniejszym pokoleniem w historii Polski, którego staroświecki urok został podrasowany współczesnym sznytem. Filmowi powstańcy mają piękne umysły krzesane literaturą romantyczną i równie piękne ciała rzeźbione przez gimnastykę w „Sokole”; noszą hipsterskie fryzury i vintage’owe ubrania, zadziornie żartują, a w dodatku uprawiają wyestetyzowany przedmałżeński seks. Podjęcie mitu młodzieży „starych dobrych lat” nie jest jedynie kinematograficzną konfekcją, lecz wiąże się – co wydaje mi się największą zaletą tych filmów – z przejęciem ówczesnej optyki i wyznaczeniem konkretnej strategii identyfikacji. Bohaterowie nowego kina powstańczego nie umierają jeszcze na śmietniku historii, a ich drogi do wolności nie odcina żelazna krata. Filmy te unikają nagminnego w polskiej debacie ahistoryzmu, czyli oceniania decyzji podjętych w przeszłości na podstawie współczesnych informacji o ich skutkach. Patrzymy na wydarzenia oczami ich uczestników, wzrokiem odkażonym z późniejszych historycznych i ideologicznych deliberacji. Przybieramy perspektywę tam i wtedy – sierpnia ’44.
Gimbaza idzie na wojnę
Poza tym niemal we wszystkich filmach wyraźnie zarysowuje się konflikt pokoleniowy między niezłomnymi, emocjonalnymi młodymi powstańcami a racjonalnie wyrachowanym światem asekuranckich dorosłych. Bohaterowie nowego kina powstańczego są niemal w hollywoodzki sposób aktywni i dynamiczni. Na naszych oczach rozwijają się i przechodzą ekstremalny kurs przyśpieszonego dorastania: z eterycznych poetów stają się żołnierzami (Baczyński), z chichoczących szczebiotek – konspiratorkami (Kamienie na szaniec), z filmowców -amatorów – kronikarzami oblężonego miasta (Powstanie Warszawskie), z nastoletnich emancypantek – sanitariuszkami (Miasto 44). W moralizatorskim uniesieniu dowodzą, że naturalne i odpowiedzialne jest przejście drogi od harcerzyka do żołnierza, od zadziornej dziecinady po makabrę wojennych ofiar i tortur. Taka optyka owocuje ujednoliconą diagnozą powstańczych motywacji: innego wyjścia nie było. Do Powstania pchała młodych nie romantyczna brawura, lecz reakcja obronna wymuszona dziejową koniecznością. Bohaterowie Kamieni…, Baczyńskiego i Miasta 44 są ubezwłasnowolnionymi przez Historię ofiarami, z którymi łatwo się identyfikować.
Szkolny koniunkturalizm i polska specjalność – „lekturowe exploitation” przyciągające do kina gimnazjalne wycieczki, nie są więc główną przyczyną popularności filmów wśród młodzieży. I choć instytucje odpowiedzialne za edukację filmową nadprodukują prawowierne scenariusze lekcji („Patriotyzm wczoraj i dziś”, „Lekcja szacunku i zaufania dla współczesnej młodzieży”, „Ponadpokoleniowy świat wspólnych wartości” – materiały wydawnictwa Nowa Era, 2014), filmy zaskarbiają sobie sympatię młodszych widzów nie „miękką” indoktrynacją, lecz swoistą autentycznością. W obliczu deficytu dobrego współczesnego polskiego kina młodzieżowego nowe powstańcze narracje zwyczajnie i szczerze podobają się nastolatkom.
Nie pomijają przy tym tragicznych skutków warszawskiej hekatomby. W Mieście 44, Był sobie dzieciak… i Powstaniu Warszawskim sporo miejsca poświęca się cywilom. Foundfootage’owy dokument jest w zasadzie rejestracją infrastruktury codziennego przeżycia. Ostatnie sceny nowego kina powstańczego ukazują stolicę jako pogorzelisko wybrukowane ciałami niewinnych ofiar. „To miasto jest grobem” – powie nawet żyjący w dzisiejszych czasach bohater Sierpniowego nieba. Z pragnienia dookreślenia paranteli między historią a współczesnością rodzi się niestety historiozoficzny kicz filmów, które żywotność powstańczej legendy traktują z nieprzyzwoitą dosłownością. W Sierpniowym niebie występują warszawscy raperzy (emisariusze fajności?). Baczyński zostaje ujęty w klamrę kompozycyjną – na warszawskim slamie ku pamięci poety twórcy filmu pytają młodych ludzi, czy poszliby do Powstania. Miasto 44 posługuje się nader wątpliwą elipsą i panoramę Warszawy spalonej łuną wojennej pożogi zmienia w miejski landszaft skąpany w blasku XXI-wiecznego dobrobytu.
Paradygmat romantyczny – nowy początek
Powyższe zabiegi, choć przestrzelone, są skutkiem ubocznym artystycznych poszukiwań. Tak jak wojenną traumę literatura przepracowywała przede wszystkim na poziomie języka, tak podobnie najnowsze kino eksperymentuje ze współczesnymi środkami wyrazu. Nowe kino powstańcze stara się więc połączyć perspektywę post pamięci z angażującą emocjonalnie opowieścią i jej niekonwencjonalną strukturą. Polskie kino w całej swojej historii przestrzegało, z drobnymi wyjątkami, zasad fabularnej płynności i nie wikłało opowiadanych historii w narracyjne meandry. Tymczasem chęć formalnego nowatorstwa jest tu wręcz deklarowana. Dystrybutorzy Baczyńskiego określili go jako „film poetycko-biograficzny”, zaś Powstanie Warszawskie zostało zdefiniowane jako „dramat wojenny non-fiction”. Z kolei Kamienie na szaniec i Miasto 44 jawnie aspirują do spektakularności. Upstrzone hollywoodzkimi z ducha efektami odznaczają się inscenizacyjnym profesjonalizmem. Widowisko Komasy jest bezsprzecznie najatrakcyjniejszym wizualnym spektaklem, jaki do tej pory powstał w polskiej popkulturze. Fabularny progres jest motywowany nie tyle przez intrygę, ile przez topografię wojennej Warszawy. Powstańcy przemierzają jej kolejne dzielnice, a widzowie są świadkami nadziei odrodzenia stolicy i beznadziei jej stopniowej kapitulacji. Młody reżyser pełnymi garściami czerpie z rezerwuaru gatunkowych konwencji: melodramatu, filmu wojennego, wspomnianego teen movie, a nawet – gdy kolejni powstańcy przegrywają samozachowawczą walkę o życie – survivalu i slashera.
Filmy o mniejszych budżetach (Sierpniowe niebo, Baczyński) nieźle radzą sobie z ograniczeniami finansowymi dzięki świadomemu użyciu materiałów archiwalnych. Emocjonalna i historyczna autentyczność nie jest oparta na dokumentaryzmie, lecz na patchworkowej kreacyjności – nowe kino powstańcze to zjawisko synkretyczne. Powstanie Warszawskie to film autotematyczny, świadomy narracyjności kinowej historiografii, traktujący sierpień ’44 jako opowieść, która domaga się nieustannego re-tellingu. Gdy nadpisana przez tworów narracja voice-over zaczyna mamić widzów swoją potoczystością, z letargu fikcjonalności budzi nas markowana inscenizacja czy bezpośredni zwrot powstańców do kamery. Z kolei estetyczna pstrokacizna Miasta 44 jest polską odpowiedzią na reinkarnację hollywoodzkiego kinematografu atrakcji. Komasa bombarduje widza wewnętrzną dynamiką niezwykle widowiskowych scen, na które składają się matriksowe bullet-time, ujęcia POV rodem z gier wideo, płynne jazdy kamery oraz fotogeniczna makabra wojennych obrażeń.
Kręcąc dziś film o Powstaniu Warszawskim, należy mieć świadomość, że ponad dziełem zamkniętym ramami seansu tworzy się także metaopowieść. Narracja o Powstaniu zawsze będzie narracją oceniającą i ideologicznie zaangażowaną, uwikłaną w wojnę polsko-polską odnoszącą się do „paradygmatu romantycznego”. Nowe kino powstańcze będzie stawać do nierównej walki z mitem Polskiej Szkoły Filmowej, mimo że ma zupełnie inne społeczne funkcje i odmienne formy wyrazu. Młodzi twórcy muszą uodpornić się na absurdalne zarzuty, że nie są Wajdą ani nie podzielają rozrachunkowej refleksji Munka. Są skazani na kolejne eksperymenty, gdyż dotychczasowe szukanie „formy bardziej pojemnej” nie przynosi olśniewających rezultatów. Tym bardziej że za każdym razem, gdy film o Powstaniu Warszawskim mimo wielkich nadziei ponosi klęskę, Zeitgeist śmieje nam się prosto w twarz.
2 comments
słabo się robi jak się czyta takie teksty. widziałam “Miasto 44” i “Powstanie warszawskie” – obydwa filmy będące jakby dwoma częściami jednego. byłam wstrząśnięta, tak jak większość moich znajomych. forma “Miasta 44” jest filmowym transem, czymś z pogranicza bardzo odważnie zrobionego antydisneyowskiego koszmaru. widać jednak, że dla autora polska szkoła, kino sprzed 50 lat jest jedynym kinem możliwym do oglądania. szkoda, że tych filmów już od dawna nie ma w kinach – autor recenzji musi się bardzo nudzić w zastanej, przebrzydłej, pustej, matrixowej rzeczywistości. pora umierać?
Ciekawe… acz nie do końca.
Comments are closed.