W Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Efemerycznej Konteksty miałam okazję uczestniczyć po raz pierwszy. I pomimo że o festiwalu tym wielokrotnie słyszałam, nie miałam na tyle determinacji, by do Sokołowska się wybrać. To, co zobaczyłam na miejscu, zaskoczyło mnie w pozytywny sposób. Przede wszystkim dlatego, że festiwal ten w niczym nie przypomina jednotorowo ukierunkowanych, organizowanych z wielką pompą imprez – jest raczej kameralnym spotkaniem wąskiej grupy ludzi, skupionych wokół szeroko pojętych działań efemerycznych. Kameralność ta nie jest wadą – wręcz przeciwnie – stanowi ogromny atut, umożliwiający bliski kontakt pomiędzy organizatorami, twórcami, teoretykami, widzami oraz społecznością lokalną. Dzięki temu atmosfera – w dużej mierze rodzinna – wydaje się być jedną z ważniejszych cech festiwalu, podczas którego – pomimo bogatego programu artystycznego – czas zdaje się płynąć wolniej niż zwykle. Trafnie specyfikę tego wydarzenia ujęła Magdalena Ujma pisząc, że „w Sokołowsku, na ruinach utraconej świetności powstaje nowa jakość: wioska artystów, oddalony od wielkiego miasta ośrodek alternatywnego życia. […] Każdy kto tu przyjeżdża, czuje się gościem organizatorów. To nie jest slogan reklamowy. Granice między oficjalną imprezą a prywatnym życiem są zatarte do tego stopnia, że czasami ich się nie dostrzega”[1].
Ale od początku. Festiwal Sztuki Efemerycznej Konteksty powstał w 2010 roku i według założeń organizatorów miał być próbą uchwycenia zmian, zachodzących na gruncie polskiej sztuki efemerycznej – przede wszystkim w dziedzinie performance’u. Zarysowały się wówczas główne linie badawcze, w których znalazły się – jak czytamy w tekście programowym – sztuka performance oraz „pokrewne działania w ujęciu zarówno diachronicznym, jak i symbolicznym, […] dokumentacje działań klasycznych, od lat siedemdziesiątych aż do najbardziej współczesnych i innowacyjnych realizacji”[2]. Założeniem festiwalu była wobec tego chęć uporządkowania dziedziny, upowszechnienie wiedzy na jej temat oraz przybliżenie specyfiki sztuki efemerycznej polskiemu odbiorcy oraz – co warto odnotować – promocja miasta i odbudowa zabytkowego Sanatorium doktora Brehmera, czym organizator, Fundacja In Situ, zajmuje się od lat. Od początku też w wyraźny sposób zaznaczano chęć zbudowania płaszczyzny dialogu pomiędzy artystami, krytykami i teoretykami sztuki, co w moim odczuciu jest zagadnieniem ważnym. Bowiem – w kontekście historycznym – performance wymknął się z ram klasycznego dyskursu o sztuce, osłabiając pozycję krytyka i teoretyka, przez co relacja artysta-krytyk-widz zastąpiona została raczej bezpośrednim kontaktem performer-odbiorca. W Sokołowsku podziały te nie istnieją, a panująca w czasie festiwalu – otwarta na dyskusje – atmosfera, sprzyja rozmowom i wymianie myśli, dzięki czemu w naturalny sposób można poszerzyć własną wiedzę, jak i otworzyć się na dodatkowe, płynące z zewnątrz, bodźce.
Na czas festiwalu miasteczko ożywa. Grupy artystów i widzów przemieszczają się wielokrotnie tymi samymi traktami, obserwując oraz uczestnicząc w odbywających się wydarzeniach. W Sokołowsku sztuka nie ingeruje na stałe w zastaną przestrzeń – wzbogaca ją, dopisuje konteksty, przypomina o czasie minionym i mówi o czasie teraźniejszym. Jest ulotna. Bo samo Sokołowsko, jako miasteczko mające własną, interesująca historię, wytycza ważny kontekst dla odbywających się w ramach festiwalu wydarzeń, które w pośredni lub też bezpośredni sposób się do niej odnoszą. Poza tym nową jakość wnosi również symboliczna obecność przyjezdnych gości i artystów, którzy na czas trwania Kontekstów w stosunkowo widoczny sposób zmieniają codzienny rytm życia miasta i jego mieszkańców. A ci ostatni – pomimo odbywających się już od czterech lat wydarzeń – nie są niestety w dalszym ciągu do działań tych przekonani. Myślę, że jest w tym zasadniczy problem, który stoi niejako w opozycji do założeń samego festiwalu, w których wyrażona została chęć integracji z lokalną społecznością i zbudowanie dialogu. Pomimo że wydarzenia sprzyjające integracji zostały przez organizatorów zaplanowane, to nie było zbyt wielu chętnych, którzy zechcieliby w nich uczestniczyć. Społeczność lokalna jest w dalszym ciągu nieufna – nie chce się angażować w proponowane przez Fundację In Situ działania, gdyż ich po prostu nie rozumie i uważa je za mało interesujące. Oczywiście nie zmieniłoby tego wprowadzenie działań ingerujących w codzienne życie mieszkańców, ale raczej przygotowanie dostosowanego do poziomu ich wrażliwości bloku atrakcyjnych, przystępnych zajęć, mających na celu podniesienie świadomości oraz wiedzy z zakresu prezentowanych działań. Być może tego typu projekty spowodowałyby większą aktywność i zaangażowanie mieszkańców, co z pewnością ożywiłoby także sam festiwal.
Jeśli chodzi zaś o program główny, to należy zaznaczyć, że był bardzo interesujący – nie tylko za sprawą zaproszonym gości, ale też dzięki swojej różnorodności. Małgorzata Sady – tegoroczna kuratorka Festiwalu – oprócz performance’ów, zaplanowała wystawy, koncerty, happeningi, projekcje, jak również dyskusje i spotkania autorskie. Trudno jest wyszczególnić wydarzenia najciekawsze, gdyż zdecydowana ich większość była interesująca i wciągająca zarazem, tak jak blisko trzygodzinny performance Discrete | Diskret Laurel Jay Carpenter i Terese Longvy, improwizowany koncert Oli Kozioł i Andrew Dixona, ujmujące działanie Rity Marhaug, minimalistyczny koncert Wojciecha Bąkowskiego czy wizualnie przepiękna Armia Akademii Ruchu. Również Mass Grave Martina Zet poruszył – mam wrażenie – wszystkich uczestników festiwalu i obudził niespokojne duchy przeszłości, w dalszym ciągu tkwiące w naszej polskiej mentalności. Nie można pominąć także działań artystów przyjezdnych: Alaistaira MacLennana, Adiny Bar-On i Luisy Menano, w których w wyraźny sposób dało się odczuć inną niż w przypadku polskich twórców tematykę, siłę i jakby poważniejszy, bardziej skupiony, wyrafinowany sposób oddziaływania. Istotne według mnie były również retrospektywna wystawa Zygmunta Rytki i spotkanie z Józefem Robakowskim, który w przestrzeni kinowej przedstawił archiwalne i unikalne rejestracje performance’ów Ewy Partum i Pawła Kwieka oraz jedną z najnowszych, nieprezentowanych dotychczas, prac własnego autorstwa pt. Piegi. Niecodziennego, ludycznego humoru dostarczyła Szarża Łodzi Kaliskiej, a także Projekt KR736EJ Piotra Lutyńskiego, który poprzez swoją otwartą, nieformalną formułę i pozytywną aurę okazał się działaniem najbardziej angażującym zgromadzoną w Sokołowsku społeczność – tak przyjezdną, jak również lokalną.
Na zakończenie warto dodać, że Konteksty są festiwalem o dużym potencjalne, na który warto przyjechać. Nie tylko dla urokliwych krajobrazów i przyjaznej, niespotykanej atmosfery, ale również – i przede wszystkim – dlatego, aby osobiście doświadczyć momentów, w których sztuka przenika się z codziennym życiem, zacierając granicę istniejącą między tymi obszarami na co dzień.
- M. Ujma, Sanatorium i laboratorium. 4. Festiwal Sztuki Efemerycznej Konteksty w Sokołowsku, „Szum” [online], http://magazynszum.pl/krytyka/sanatorium-i-laboratorium-4-festiwal-sztuki-efemerycznej-konteksty-w-sokolowsku (dostęp 23.09.2014 r.).↵
- Patrz: http://www.insitu.pl/projekty/festiwale/item/konteksty-festiwal-performance-w-sokolowsku (dostęp 23.09.2014 r.).↵