Bez mała w każdym większym mieście ściągającym rzesze turystów można kupić jednolite, czarne kartki pocztowe z napisem Berlin/Paris/Warsaw by night. Ot, taki dowcip. Jest noc, więc musi być ciemno. A skoro jest ciemno, to nic nie widać. Wystawę Rafała Bujnowskiego w białostockiej Galerii Arsenał niewprawny bądź negatywnie nastawiony do sztuki najnowszej zwiedzający mógłby skwitować zdawkowym „nic nie widać”, a tym samym – „nie wiadomo, o co chodzi”. Białe, puste sale wystawowe. W największej niewielki, mierzący 30 x 40 cm, czarny obraz. Na ścianie naprzeciwko wideo ukazujące proces powstawania tego obrazu. W sali obok dwa sporych rozmiarów czarne płótna, w kolejnej zaś skromna kompozycja z lamp ściennych, umoczonych w czarnej farbie. Pusto, prac niewiele, wszędzie czerń. Tymczasem tak jak wspomniane widokówki nie pokazują miasta nocą, tak też pobieżny ogląd zgromadzonych w Arsenale prac nie pozwala trafnie ocenić, czego dotyczy artystyczna wypowiedź Bujnowskiego. Głębsza analiza prowadzi widza ku konstatacji, iż ta kameralna wystawa poświęcona została… światłu, przede wszystkim zaś procesowi jego zanikania. Niby naprowadza na to już sam tytuł prezentacji – Zmierzch – jednak tak naprawdę należy się sporo natrudzić, aby dostrzec sens malarskich propozycji Bujnowskiego. Czy da się namalować zapadanie zmroku? Czy da się namalować to, co widzimy (albo zdaje nam się, że widzimy) nocą? Czy można namalować przygaszone, sztuczne światło rozpraszające mrok?
Wystawę otwiera znajdująca się w zbiorach Podlaskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych praca z 2004 roku: Zug. St. Michael. Składa się na nią niewielki olej oraz dziewięciominutowe wideo. Czarne płótno, o wyraźniej fakturze, zestawione zostało z zapisem ukazującym stopniowe zamalowywanie prostego, czarno-białego pejzażu, przedstawiającego kościół św. Michała w szwajcarskiej miejscowości Zug. Jednolity, czarny obraz oraz towarzyszące mu zapętlone wideo, w przekonujący sposób oddają rytm dnia i nocy, są ciekawym zapisem upływającego czasu. Pracę Bujnowskiego można odczytywać jako przedstawienie zapadającego dzień w dzień zmierzchu, z drugiej strony ma ona jednak charakter refleksji nad możliwościami malarstwa jako takiego. Zarejestrowany na wideo proces zamalowywania pejzażu można traktować jako odpowiedź na pytania o relacje między malarstwem a rzeczywistością, o możliwości odwzorowania tej ostatniej za pomocą określonych konwencji artystycznych. Bujnowski nakłada farbę w taki sposób, jakby pędzel podążał za zapadającym zmierzchem. Kolejne pociągnięcia pochłaniają sylwetę kościoła, zmieniając całość w monochromatyczny, abstrakcyjny obraz. W przypadku pracy Bujnowskiego przedstawiony został nie tylko proces zapadania zmierzchu, zanikania światła słonecznego i pochłaniania przestrzeni miejskiej przez mrok, ale i sam proces malowania oraz pytanie o jego granice – o chwilę, w której artysta postanawia uznać malowany obraz za właściwe, ostateczne odwzorowanie rzeczywistości.
Przechodząc do drugiej, wąskiej i długiej sali wystawowej, widz natrafia na dwa wiszące obok siebie sporych rozmiarów płótna, pokryte zróżnicowaną pod względem głębi i różnorodnie rozprowadzaną po powierzchni czarną farbą (Nokturn I, Nokturn II, olej na płótnie, 2014). Na pierwszy rzut oka zdają się one być prostymi, abstrakcyjnymi kompozycjami. Wraz ze zbliżaniem się do nich oglądający dostrzega, iż – przy pozornej prostocie i rudymentarności – są to nokturny o jak najbardziej realistycznym charakterze, doskonale oddające to, co ludzkie oko jest w stanie dostrzec w księżycową noc. Swobodnie rozmalowane obrazy, przekonująco i efektownie w nią wprowadzają. Idąc wzdłuż płócien można zauważyć tkwiące w nich bogactwo szczegółów. Szeroki pejzaż, bliżej nieokreślone kształty, zarysy drzew. A może tylko otwarta przestrzeń w świetle księżyca? Oko błądzi, szuka punktów zaczepienia, stara się identyfikować kształty, jednocześnie daje się wciągnąć w bogactwo czerni, liczne jej odcienie. Oba płótna wymagają od oglądającego sporej uwagi oraz zaangażowania ruchowego i percepcyjnego. Ich walory dostrzega się w pełni patrząc na nie pod różnym kątem, śledząc efekty świetlne na ich powierzchni. Bujnowski inteligentnie wciąga widza w swoistą grę, zaprasza do odkrywania tajemnic malarskiej iluzji, analizy światła i cienia, jednych z podstawowych komponentów malarstwa. Radykalne w swojej prostocie, pozornie nieprzedstawiające, banalnie abstrakcyjne obrazy zyskują wymiar wysmakowanych, zaskakująco bogatych nokturnów. Estetyczna i wrażeniowa uczta dla oka.
Umieszczenie omawianych płócien w długiej, wąskiej sali ma jednak mankamenty. Z jednej strony sposób ich wyeksponowania niejako wymusza, aby widz przeszedł wzdłuż nich, a tym samym skonfrontował się z bogactwem malarskich efektów kształtujących obraz nocy, zauważalnych przede wszystkim z niewielkiej odległości, w ruchu, z różnych punktów widzenia. Z drugiej jednak strony, kiedy już oglądający dostrzeże walory obu płócien, brakować mu będzie przestrzeni, możliwości spojrzenia na nie z oddalenia. Odkrywszy głębię obrazów nie będzie mógł docenić jej w pełni. Tak więc kompromis. Umieszczenie nokturnów w większej z sal rozwiązałoby problem, zarazem jednak spowodowałoby zapewne sytuację, w której wielu z odwiedzających Arsenał minęłoby je bezwiednie, bądź też stanęło na wprost nich, wpatrując się w czerń pod jednym tylko kątem, co nie pozwoliłoby na ujawnienie głębi i różnorodności pejzażu. Wystawa w swojej prostocie oraz pozornej hermetyczności jest trudna, więc wyjścia naprzeciw widzom mniej zdeterminowanym w poszukiwaniach istoty dzieł nie należy chyba w tym wypadku traktować jako błędu.
W ostatniej z sal znalazły się dwie, pozornie analogiczne w formie, prace, w sposób zaskakująco bezpośredni odnoszące się do kwestii światła i malarstwa. Na przeciwległych ścianach oglądać można po cztery ułożone w kwadrat zwykłe, zakupione w markecie budowlanym lampy ścienne. Ich klosze Bujnowski zanurzył w czarnej farbie, która rozlała się na nich swobodnie, bez szczególnych ingerencji artysty (Plafoniery, 2014). Powstałe efekty stanowią wypadkową gęstości farby, kształtu kloszy, po których mogła ona mniej lub bardziej swobodnie spływać, a także sposobu suszenia. Jedna z prac świeci światłem własnym, a więc światłem żarówek, druga, znajdująca się na przeciwległej ścianie, dodatkowo została oświetlona umieszczonym na suficie reflektorem. Tak więc sztuczne światło wnikające w czerń i biel niejako od środka oraz sztuczne światło rzucane na strukturę czarno-białej, szklanej lampy. W obu przypadkach odmienna gra z fakturą, z nieregularnościami farby, ze świetlistą materią szklanych kloszy.
Nie bez znaczenia są też walory dekoracyjne obu prac. W ich przypadku mamy do czynienia nie tylko z Bujnowskim-malarzem, ale i Bujnowskim-designerem. Minimalistyczne, prosto zakomponowane struktury świetlne przenoszą widza w obręb zimnych, przestronnych i wysmakowanych wnętrz, w których z powodzeniem mogłyby wisieć, stanowiąc ważny element ich wystroju. Pracami tymi Bujnowski przenosi widza nie tylko w inne rejony malarskiej refleksji nad istotą światła, w tym wypadku sztucznego, rozpraszającego mrok, i jego postrzeganiem. Poszerza również granice malarstwa, przenosi je, eksperymentując z technikami oraz efektami, w odległe artystycznie rejony. Bujnowski poświadcza tym samym swoją twórczą witalność, chęć drążenia określonego problemu, tak, aby dojść do jego istoty. Jest przy tym w swojej malarskiej wypowiedzi konsekwentny i logiczny. Obrazy, obiekty malarskie oraz wideo współgrają ze sobą, składając się na oszczędną, ale dosadną, klarowną i precyzyjną wypowiedź, dotyczącą roli światła w malarstwie, sposobów jego ujmowania, jak też postrzegania przez widza. Czyni to przy okazji w taki sposób, iż przy głębszej analizie jego obrazy mogą być uznane za estetyczne w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, charakteryzujące się cechami przypisywanymi powszechnie dawnym mistrzom.
Reasumując: dla tych, którzy w galeriach pojawiają się głównie po to, by utwierdzić się w przekonaniu, iż sztuka najnowsza nie przejawia większych wartości estetycznych czy intelektualnych, białostocka wystawa jest wystawą wymarzoną. Pobieżny rzut oka na prace Bujnowskiego pozwoli wypowiedzieć sakramentalne „Ja też tak potrafię”. Z kolei widzowie zaznajomieni z twórczością Bujnowskiego potraktują ją jako ciekawą ze względu na fakt, iż daje dobry obraz ważnych dla malarza idei i koncepcji, stanowi rodzaj spójnej, klarownej syntezy jego poszukiwań z ostatnich lat, odnoszących się do istotnych problemów artystycznych związanych z aktywnością malarską[1]. Ci, którzy nie mieli do tej pory okazji zetknąć się ze sztuką Bujnowskiego bądź znają ją pobieżnie, jeśli tylko cierpliwie i sumiennie podejdą do tej kameralnej prezentacji, zyskają szansę zapoznania się z ciekawą, przemyślaną wypowiedzią na temat procesów tworzenia oraz postrzegania. Przede wszystkim zaś będą mieli okazję obcować z malarstwem najwyższej próby, pełnym subtelności, a przy tym szacunku dla spostrzegawczości i inteligencji widza.
- Warto zaznaczyć, że wystawie towarzyszy bogaty katalog poświęcony wybranym pracom Bujnowskiego z lat 1999-2013: Ł. Gorczyca, M. Kaczyński (koncepcja i układ książki), Rafał Bujnowski. Polityka obrazów. Wybrane prace z lat 1999-2013, Warszawa 2013.↵