„Nasz czas urodził pomysł dzieła plastycznego, które może nic nie wyrażać. Ale wiemy, że to jest niemożliwe, bo człowiek myślący dźwiga wszystko w sobie jak akumulator i wypełnia wszystkie miejsca puste swoją własną treścią. Tak więc posiadanie jakiejś określonej idei i chęć jej przekazania uważam za sprawę podstawową. Zaś sprawy formy interesują mnie o tyle, o ile służą do jej wyrażania”.
Jan Berdyszak (1971)
„Twórca stoi przed ścianą i poprawia miejsca i sposoby swojej nieustannej napaści. Pytanie o drugą stronę ściany jest zbędne, to czyni czas i inni”.
Jan Berdyszak (1963-1964)
Jan Berdyszak nie zadawał pytania o drugą stronę ściany, nieustannie mierząc się z zagadnieniem istnienia przestrzeni i poszukując możliwości jej funkcjonowania w sztuce. Rozwiązywał problemy, które Go głęboko i intensywnie nurtowały, ignorując artystyczne mody i wybierając jedynie własną ścieżkę.
W zapiskach w szkicowniku z 1966 roku artysta określił przestrzeń mianem jednego z bytów pierwszych, a swoje realizacje – obrazy, obiekty instalowane, rzeźby, instalacje, grafiki – nazywał pułapkami na przestrzeń, sugerując, że to właśnie ujawnienie jej (nie)oczywistej obecności jest bardziej kluczowe niż zwrócenie uwagi odbiorcy na materialną stronę dzieła. To właśnie była ta określona idea, którą Jan Berdyszak był przez cały czas owładnięty.
Dążył do osiągnięcia takiej formuły obrazowej, która – dzięki uzyskaniu głębokiej formalno-treściowej tożsamości – pozwoli na skupienie w każdej poszczególnej realizacji jednego z potencjalnych sposobów przejawiania się przestrzeni. Nie chodzi więc jedynie o dyskusję z formatem pola obrazowego, jego stosunkiem do własnych krawędzi i otwarcie malarskiej płaszczyzny na znajdującą się za nią ścianę. Celem staje się takie okiełznanie i opanowanie formy, by wypełniała się ona sensami nie tylko związanymi z przemianami obrazu wobec tradycji malarskiej, ale również odnoszącymi się do zagadnień o takiej wadze, jak kwestia przestrzeni – i to przestrzeni pojmowanej nie w kategoriach kreowania iluzji na dwuwymiarowym podłożu, lecz postrzeganej jako ta jakość, której uchwycenie ma za zadanie „opowiedzenie” o strukturze świata.
Tego typu „totalne” założenia zbliżają Berdyszaka do artystów tzw. metafizycznego skrzydła awangardy, jak Kazimierz Malewicz, Piet Mondrian i Wassily Kandinsky, dla których każdy obraz miał objawiać zasady rządzące kosmosem[1]. O ile jednak twórcy ci poszukiwali fundamentalnej reguły i próbowali odtworzyć ją w formacie dzieła, o tyle Berdyszak zdaje się koncentrować na podpatrywaniu i „wyłapywaniu” najrozmaitszych przejawów tej reguły, nie wprzęgając jej w jeden, konkretny schemat przełożony na język wizualny. Tym, co staje w centrum zainteresowania jest właśnie owa rozmaitość, wariantowość i różnorodność (samo)odkrywania się newralgicznych „miejsc przejawiania się”, przez które można wejrzeć w istotę przestrzeni.
Nie mniej istotną kwestią jest uzależnienie owych „miejsc przejawiania się” od sytuacji, zastanych bądź wykreowanych okoliczności. Stąd dzieło musi uwzględniać zarówno możliwość chwytania „sygnału”, który sam się ujawnia, jak i kreowania takich warunków, by pobudzały one przestrzeń do samoujawniania. Jak jednak uchwycić ją w obrazie? W jaki sposób oddać jej istotę, nie przedstawiając jej – w klasycznym tego słowa rozumieniu – a chwytając jej przejawy i zawierając je w malarskiej realizacji? Przestrzeń jest jakością z jednej strony nieuchwytną, niewidoczną, z drugiej zaś strony tak oczywistą, że aż nieuświadamianą, niezauważalną, permanentnie obecną, a jednak usytuowaną jak gdyby poza obszarem percypowania, mimo, iż ów proces warunkującą. Kryje w sobie paradoks – jawi się jako NIC i jako WSZYSTKO jednocześnie.
Dla Berdyszaka gra nie toczy się więc o iluzję przestrzenną czy inne zagadnienia czysto plastyczne, lecz o przestrzeń samą, traktowaną analogicznie, jak ma to miejsce w poglądach niemieckiego filozofa Maxa Bense czyli jako byt pierwszy: „Na początku była przestrzeń. To dopiero w tej przestrzeni wszystko się dzieje, zmienia się dzień i noc. (…) Przestrzeń i byt są zasadniczo identyczne, są jednością i wielością i dlatego są ostateczne”[2]. Doświadczenie przestrzeni ma charakter egzystencjalny, duchowy, „obejmuje ono całą świadomość egzystencjalną, czyli świadomość istnienia w świecie i w wielorakich relacjach z nim”. I choć przestrzeń w dziełach Berdyszaka napotyka się w zamkniętych, określonych granicach, to odsyła ona jednak ku czemuś poza nią samą, „ku niezmierzonemu, nieznanemu, nieogarniętemu, niepojętemu”, ku bezmiarowi, który przez nią prześwituje, a obraz dąży do tego, by, jak ujął to sam twórca, zawrzeć w swojej strukturze cały świat, także drugą stronę ściany.
- Porównaj: John Golding, Path to the Absolute. Mondrian, Malevich, Kandinsky, Pollock, Newman, Rothko, Still, Princeton 2000; Lynn Gamwell, Exploring the Invisible. Art, Science and the Spiritual, Princeton – Oxford 2002; Günter Rombold, Transzendenz in der modernen Kunst, w: Zeichen des Glaubens. Geist der Avantgarde. Religiöse Tendenzen in der Kunst des 20. Jahrhunderts, hrsg. von Wieland Schmied, Berlin 1980, s. 14-26; Yve-Alain Bois, Painting as Model, Cambridge 1990.↵
- Max Bense, Raum und Ich. Eine Philosophie über den Raum, Ausgewählte Schriften, Bd. I, Stuttgart, cytaty za: Hanna Buczyńska-Garewicz, Miejsca, strony, okolice. Przyczynek do fenomenologii przestrzeni, Kraków 2006, ss. 209-214.↵