W niedzielę, 4 października zapadł werdykt jury 18. Nagrody Literackiej Nike – laur otrzymał Karol Modzelewski za autobiografię Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca. Czy to zwycięstwo przesłonił skandal?
Prezentujemy opinię Pawła Brzeżka i zachęcamy do dyskusji.
Redakcja O.pl
Zgodnie z werdyktem jury tegorocznej edycji Nagrody Literackiej Nike, uhonorowany został Karol Modzelewski za swoją autobiografię Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca. Bez wątpienia jest to książka ważna i wybitna, tym gorzej dla niej, że już od kilkunastu dni wynik obrad jury i tak nie miał znaczenia, a wszystko za sprawą obyczajowego skandalu, który rozpętał się wokół jednego z autorów nominowanych do tej nagrody. Smutne to i znaczące, że w kontekście należącego do najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce, w mediach pojawiły się tak mało eleganckie tytuły, jak Szambo w salonie czy Gówno wpadło do wentylatora i chlapie. Jedno jest pewne – nie zdarzyło się już od dawna, żeby kwestie literackie (albo – precyzyjniej – okołoliterackie) zagościły w brukowcach. Wszystko to każe zastanowić się: co to było – blamaż elity intelektualnej, polityczna prowokacja (polityczna w wymiarze genderowym rzecz jasna), artystyczny performance?
Wróćmy jednak na chwilę do laureata nagrody. Książka Modzelewskiego to bardzo ważny dokument, będący bogatą refleksją na temat ostatnich dziesięcioleci, opowiadający w sposób subiektywny, ale przez to arcyciekawy, powojenną historię Polski. Historia ta jest o tyle godna uwagi, że opowiedziana jest przez człowieka, którego bardzo trudno scharakteryzować – Polaka trochę z wyboru (Modzelewski urodził się w Moskwie jako syn łotewskiej Żydówki i Rosjanina, ale wychowany został przez ojczyma – Polaka), wychowanego na komunistę, ale członka opozycji demokratycznej, profesora mediewistyki, autora słynnej książki Barbarzyńska Europa, polityka i intelektualistę. Kiedy tak wybitna, tak interesująca postać, podejmuje się spisania swojej autobiografii, pozycja taka musi stać się lekturą obowiązkową.
Tym większy niesmak budzi internetowa przepychanka Ignacego Karpowicza i Kingi Dunin, której szczegółów nie warto tutaj przytaczać, nie chciałbym przecież schodzić do poziomu tabloidu. Jednak zaznaczyć trzeba, że tak ostentacyjne pranie brudów przez osoby cenione w środowisku, to działanie na szkodę nie tylko samych zainteresowanych, ale też całego środowiska. Nie chcę moralizować – szczegóły z intymnego życia artystów zawsze budziły zainteresowanie i emocje, co w niektórych wypadkach dodatkowo wzmacniało artystyczną potrzebę prowokacji i obyczajowego hardcore’u, jednak widowisko niedawno nam zaserwowane, ma znamiona absolutnie infantylnego ekshibicjonizmu. Pamiętać trzeba, że nawet szokowanie wymaga od artysty zbudowania atmosfery tajemniczości i zaintrygowania, co raczej nie jest osiągalne, kiedy epatuje się szczegółami, kto z kim i na jak dużym łóżku.
Dlatego apeluję: Drodzy Państwo! Piszcie książki, nie oświadczenia na facebooku!
Panie Karolu – przykro mi, że Nike, którą Pan zasłużenie zdobył, ma podcięte skrzydła.
Panie Ignacy – gratuluję nakładów wysprzedanych na pniu.
Pani Kingo – radziłbym następnym razem ostrożniej korzystać z wentylatora.
3 comments
Jeszcze literatura nie umarła, póki żyją skandaliści!
Nie wiem o jaki skandal chodzi z udziałem Kingi Dunin i Ignacego Karpowicza, czytam już po raz któryś, że takowy był.
Odczuwam smutek nie tylko dlatego, że pośrednio “ofiarą” skandalu został Karol Modzelewski, wielki moralny autorytet, mądry i skromny człowiek, ale pośrednio również znany mi doskonale prof. Janusz Dunin, ojciec Kingi, człowiek niezwykle delikatny, taktowny, empatyczny, o nieskończonej wiedzy…
Okazuje się, że pozostaje aktualna zasada – jak nie można wejść do świata sztuki talentem, to trzeba skandalem…
Wystarczy zrobić risercz w Internecie, chociaż może lepiej zaniechać tego typu działań i żyć w słodkiej nieświadomości.
Comments are closed.