Marcin Sudziński – sacrum w codzienności
Przedstawiciel młodszej generacji, wykształcony w duchu fotografii elementarnej Bogdana Konopki[10] Marcin Sudziński, tworzy przede wszystkim portrety i autoportrety.
Portrety wykonane przez artystę oprócz ukazywania indywidualnych cech fizycznych postaci mają na celu wyeksponowanie „wnętrza” – dusz poszczególnych osób. Dla Sudzińskiego każda fotografowana osoba jest kimś ważnym, godnym ujęcia w mistycznym, tajemniczym świetle. Odbitki, które wykonuje, to często popiersia na neutralnych tłach, bez zbędnych rekwizytów absorbujących uwagę odbiorcy. Istota zdjęcia kryje się w uchwyceniu wyrazu twarzy i poznaniu stanu emocjonalnego oraz psychiki modela.
„Kiedy zacząłem zestawiać ze sobą powstające portrety zauważyłem, że są one niezwykle indywidualne, a wizerunki silnie oddziałują nie tylko na samych portretowanych. (…) Wyobraziłem sobie wielką galerię twarzy (…) Każda z nich to oddzielna historia, osobny świat spotykający się czasem ze sobą na ulicach jednego miasta”[11] – zauważa fotograf.
Twórczość portretową młodszego kolegi trafnie podsumował Demidowski: „To rodzaj dyskursu między fotografem a jego modelem, studium wzajemnej akceptacji i nadzwyczajnego zaufania. (…) Fotografowanie stało się rytuałem, rodzajem dziewiętnastowiecznego performance. Czasem fotografowana osoba ma okazję uczestniczyć w alchemicznych zabiegach przygotowywania kolodionowych negatywów. Świadomość znalezienia się w wehikule czasu działa jak narkotyk, ale też pobudza wyobraźnię. Fotografa i fotografowanego”[12].
Długotrwały proces wykonywania, a następnie wywoływania zdjęcia, zarówno dla artysty, jak i dla portretowanego, nabiera wręcz metafizycznego charakteru. Sudziński przyznaje, że: „jedna sesja mogła trwać (…) do kilku godzin. Szybko zauważyłem, że na takich sesjach dzieje się coś poza samą fotografią. Tak, jakby była ona jedynie pretekstem, a nie celem spotkania”[13].
Przemyślana twórczość fotografa sprawia, że nawet bardzo różne prace mogą wzajemnie do siebie nawiązywać. „Sesja” w wypowiedzi artysty przywołuje spirytystyczne konotacje, co prowadzi do prezentowanych na wystawie autoportretów na popękanych szkłach – kreujących postać artysty-medium. Pozostałe autoportrety, zawieszone na belkach podpierających strop galerii, przywołują na myśl ikony i wota na świętym drzewie w okolicach klasztoru św. Onufrego w Jabłecznej, sfotografowane przez artystę w ramach cyklu Święte miejsce.
Wyróżnikiem twórczości fotograficznej Sudzińskiego jest z pewnością zainteresowanie mistyką, duchowością i sferą sacrum. W ramach cyklu Święte miejsce artysta udokumentował tzw. Krzaczki w okolicach Wólki Jabłońskiej, według ludowych tradycji – miejsce Wniebowstąpienia Chrystusa. Dla fotografa Krzaczki są „zwróceniem uwagi na problem sakralności manifestującej się w przyrodzie i otaczającym nas krajobrazie”. Fotografie tego miejsca to piękne, liryczne ujęcia ukazujące korony drzew nad łanami zbóż, promienie słońca pomiędzy gałęziami i głaz, z którego według miejscowych miał wstępować do nieba Chrystus. Prace mają charakter osobisty, są ilustracją opowiadań matki artysty oraz „śladem zetknięcia się z tajemnicą ukrytą w pozornie zwyczajnym zagajniku”[14].
Wątek osobisty pojawia się również w ujęciach z cyklu Martwe natury, w których Sudziński ukazuje swoją drugą pasję, czyli pszczelarstwo. W prostych, ale eleganckich kompozycjach fotograf ukazuje wnętrza uli i pracujące w nim pszczoły, wynik ich pracy plastry miodu, a także konfrontuje je z gotową świecą woskową. Ukazuje jakby ciąg zdarzeń, rejestruje proces – dokonując również jego sakralizacji.
Dzięki pracom Demidowskiego i Sudzińskiego w sali galerii Wozownia można było powrócić myślą do odbitek mistrzów XIX wiecznej fotografii i dagerotypii. Wartościowość prezentowanych na wystawie fotografii tkwi w przekazie, w pięknie ukazywanej natury, w swoistym mistycyzmie. Nostalgiczne portrety oraz tworzone „na uboczu”, w ciszy prawosławnego klasztoru, ujęcia, posiadają przywoływaną przez kuratora aurę – w znaczeniu nadanym jej przez Waltera Benjamina[15].
Na podkreślenie zasługują umiejętności warsztatowe obu twórców, dzięki którym prace odznaczają się wysokimi walorami estetycznymi. Jedyny zarzut może stanowić fakt, że długie wykorzystywanie danego motywu może prowadzić do braku różnorodności odbitek, przez co czasami (zwłaszcza w przypadku Demidowskiego) prace odległe w czasie są do siebie dość podobne.
Wydaje się, że należy się zgodzić z Krzysztofem Jureckim, że prezentowane na wystawie prace są „już jednak klasyką”[16], jednakże w czasach popularności „cyfrówek”, trzeba docenić kunszt i warsztat artystów, którzy wykonując zdjęcia drewnianymi aparatami, skrywając się pod czarną płachtą, przenoszą nas w czasie do początków fotografii.
- Pracownia. Lucjan Demidowski i Marcin Sudziński. Twórczość fotograficzna z kręgu iluzjonizmu, dz. cyt. s. 5.↵
- http://www.galeriaff.eu/2012/sudzin/sudzi_p.html [dostęp: 21.08.2014 r.].↵
- Tamże.↵
- Tamże.↵
- http://www.foto-kurier.pl/co-gdzie-kiedy/pokaz-2182-swiete-miejsce.html↵
- http://wydarzenia.o.pl/2014/07/pracownia-lucjan-demidowski-marcin-sudzinski-tworczosc-fotograficzna-z-kregu-iluzjonizmu-galeria-sztuki-wozownia-torun/ [dostęp: 19.08. 2014 r.].↵
- Pracownia. Lucjan Demidowski i Marcin Sudziński. Twórczość fotograficzna z kręgu iluzjonizmu, dz. cyt., s. 6.↵
1 comment
Dziękuję pani Roksanie Ligockiej na jej ciekawe rozważania. Jedna zasadnicza uwaga. Fotografii L. Demidowskiego i M. Sudzińskiego nie można łączyć z koncepcją “archeologii fotografii”, która opiera się na “re-fotografowaniu”. I jeszcze jedno… Dziwię się, że ich fotografie nie są lansowane w Lublinie, co źle świadczy o miejscowych galeriach i muzeach. Lucjan Demidowski jest jest artystą najwyższej klasy i cieszę się, że kilka lat temu w Sandomierzu poznałem go.
Comments are closed.