Poznańska wystawa prac Jana Berdyszaka nie jest, jak może sugerować tytuł, jedynie prezentacją jego twórczości graficznej. Jej narracja wprowadza do ekspozycji, na równych prawach z pracami graficznymi, rzeźby, instalacje, a nawet obrazy. Oglądając zgromadzone w salach muzeum prace ma się wrażenie, że między poszczególnymi mediami toczy się nieustanny dyskurs. Wychodzące z grafiki „argumenty” zostają wzmocnione i przetworzone w instalacjach czy malowidłach, następnie wracają by zainicjować nowy wątek. Tak więc grafika odgrywa tu rolę zwornika, „medium testującego”, bez którego odpowiednie wybrzmienie poszczególnych problemów nie byłoby możliwe. Poznańska prezentacja pokazuje dobitnie, że mówienie o grafice Berdyszaka może być tylko kontekstowe, bowiem nierozerwalnie wiąże się ona z działaniami w innych mediach.
Zgodnie ze słowami Marty Smolińskiej, wystawa została zaprogramowana jako swego rodzaju struktura konstelacyjna, w której poszczególne wątki, do pewnego stopnia, mają charakter autonomicznych narracji. W projektowaniu jej porządku chronologia odgrywała rolę drugorzędną wobec ogniskujących uwagę zagadnień problemowych i ich zasadniczych odprysków, które stanową tkankę łączną wystawowego mikrokosmosu. Atutem wystawy jest to, że każdy widz może tworzyć własne układy owych konstelacyjnych bytów, jedynie początek wędrówki jest jasno określony – to umiejscowione w wielkim holu nowego budynku instalacje Generator obrazów efemerycznych i przywołana wyżej Passe-par-tout niepewności, które przygotowują widza do przekroczenia granicy horyzontu i zanegowania jego stałości. Nakładające się na siebie bądź multiplikujące odbicia fragmentów rzeczywistości tafle luster Generatora zaburzają nasze czucie stron świata oraz odniesienia przestrzenne. Dekonstrukcja przestrzennego ładu pogłębia się jeszcze w kontakcie z drugą instalacją. W ten sposób widz zostaje „otwarty” na wielowątkowe dywagacje dotyczące tak definiowania postrzeganej rzeczywistości, jak i konstytuowania się w niej dzieła sztuki.
Jedną z najbardziej chyba intrygujących odsłon tych rozważań jest prezentacja w sali zwanej potocznie „akwarium” (z racji szklanej ściany umożliwiającej wgląd do niej z zewnątrz budynku). Niewielkich rozmiarów przestrzeń zagospodarowana została głównie przez warstwowe prace z cykli Passe-par-tout oraz Aprés passe-par-tout oraz dokumentację fotograficzną instalacji niektórych z nich. Poszczególne prace wyeksponowano na kilka różnych sposobów. Wpisanie niektórych w lightbox stworzyło sterylne warunki ekspozycji, eksponując złudną przezroczystość igielitowych warstw, nawarstwianie się waloru i grę pozornej przestrzeni. Tak prezentowane prace skonfrontowane zostały z innymi, powieszonymi na tle szklanej ściany, brutalnie wystawionymi na penetrację świata zewnętrznego. W pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że taka ekspozycja niszczy ich tożsamość. Ich transparentność chłonie fragmenty rzeczywistości kryjące się za pracami, jednocześnie połyskliwa powierzchnia odbija świat znajdujący się przed nimi, powstaje wizualny szum ponownie generujący uczucie niepewności, które kontrastuje z poznawczą jasnością sterylnego lightboxa. Pozorna stałość, zestawiona tu z permanentną zmiennością sytuacji ekspozycyjnej, uświadamia jak kontekstowe jest nasze postrzeganie rzeczywistości.
Elementy tej kontekstowości odnajdziemy także w innych wystawowych konstelacjach: obrazach i drzeworytach o załamanej wycięciami integralności strukturalnej, autochemigrafiach z cyklu Ramy wschodu i Milczenie, w których podjęty został wysiłek odbudowania rzeczywistości poza jasno określoną wartością horyzontu, czy w dopowiadanych przez otoczenie litografiach z cyklu Projekt wyobrażeń, zestawionych ze szklano-drewnianymi instalacjami.
Pozostawiając pewną dowolność w kolejności poznawania następnych konstelacji, umieszczono w narracji pewne stałe odnośniki pozwalające bezpiecznie dotrzeć do ostatniego akordu, jaki ulokowany został w holu starego budynku muzeum. Środek jego podłogi zagospodarowuje szklana instalacja Oikos. Cięte w grubym szkle puste ślady po wyposażeniu pokoju łączą się z efemerycznymi refleksami otoczenia. Opisana przezroczystą materią nieobecność przedmiotów wyznacza umowną przestrzeń habitatu, w którym emulguje się to, co wewnętrzne z zewnętrznym, refleksyjnym. Ta minimalistyczna instalacja wpisana została w drapieżną kolorystycznie rzeczywistość prezentowanych malarskich prac z cyklu Reszty reszt, najświeższych realizacji Berdyszaka. Zamontowane na lekko odchylonych od pionu ściankach prace są wynikiem kolejnej dygresyjnej aktywności artysty. Rozbijające integralność płótna wycięcia elementów obrazu we wcześniejszych latach zwróciły uwagę na, będące niejako produktem ubocznym, pozostałości. To zainicjowało eksploracje reszt. Nieregularne kształty i wyrazista kolorystyka powstałych ostatnio malowideł przywodzą na myśl prehistoryczne malarstwo. Efekt ten wzmagany jest przez sposób ekspozycji. Nieregularne, swobodne ich rozmieszczenie, podobnie jak jaskiniowe malowidła, buduje rzeczywistość alternatywną systemu zależnego od geometrycznie wyznaczonej linii horyzontu.
Horyzonty grafiki to zarazem opowieść o ludzkim postrzeganiu, jego niejednoznaczności, jak i o medium, które pozwala zgłębiać te zagadnienia. Medium które jest poligonem doświadczalnym całej twórczości Berdyszaka.