Wiele obiecuję sobie po nowym projekcie Shy Albatross Raphaela Rogińskiego z wokalistką Natalią Przybysz w składzie. Afryka ma mieszać się z duchem amerykańskiej prerii, korzenny blues z irlandzką balladą, a wszystko łączy kobieca tematyka tekstów. Pierwsze dostępne nagrania tej karkołomnej mikstury brzmią bardzo dobrze – choć w przypadku Rogińskiego nie powinno mnie to już dziwić. Z kolei zespół Mitch and Mitch spotka się na jednej scenie z niemieckim producentem Felixem Kubinem w niezwykłym spacerze po szacownych bibliotekach i śmietniskach kultury muzycznej XX wieku. Sami artyści nazwali muzykę swojego nowego projektu elektrycznym voodoo, co brzmi dość kusząco. Największej być może polskiej gwiazdy, Big Lao Che Band w specjalnie dla Innych Brzmień przygotowanym projekcie, przedstawiać nie trzeba.
W poszukiwaniu pomysłu na własną tożsamość – i ofertę kulturalną – Lublin sięga po swoje najstarsze i najwartościowsze aktywa: spotkanie Wschodu i Zachodu. To tu zbudowano przecież przepiękną gotycka Kaplica Trójcy Świętej pokrytą w XV wieku bizantyjsko-ruską polichromią. Życzę tym planom powodzenia już nawet wyłącznie samolubnie i prywatnie, bo dzięki temu mam okazję posłuchać artystów, których zobaczyć w polskich salach koncertowych niemal się nie da. Może doczekam się, aż w końcu na jakimś polskim festiwalu pojawią się europejscy herosi mojej ulubionej freejazzowej awangardy, tylko przez kraj urodzenia ustępujący swą legendą Peterowi Brotzmannowi czy Hanowi Benninkowi – mam na myśli Wladimira Czekasina, Anatolija Vapirova czy Vladimira Tarasova.
Nie można jednak narzekać, gruzińska tradycja, jazz i rock oraz białoruska alternatywa na Innych Brzmieniach to też nie lada atrakcja. Zdecydowanie najbliżej tradycji we wschodnim nurcie lubelskiego festiwalu sytuuje się występ wybitnego śpiewaka Lekso Gremelaszwilego w towarzystwie polskiego zespołu Kairos, zajmującego się wykonywaniem pieśni liturgicznych kościołów wschodnich oraz pieśni Kaukazu w ogóle. Usłyszymy też, obficie korzystające z bogatej tradycji folkowej Gruzji, a jednak w swym charakterze dość jazzowe, trio Iriao z Tbilisi. Grająca delikatną muzykę folk-rockowa grupa Soft Eject (nieco przypominająca progrockowe zespołu końca lat 70, momentami nawet Jethro Tull) z pewnością znajdzie na festiwalu wielu zwolenników, podobnie jak grający rodzaj minimalistycznego pop duet BearFox.
Z kolei Białoruś to przedziwna mieszanka etnojazzu, transowej repetytywności i rockowej ekspresji w muzyce akordeonisty Yegora Zabelova oraz odrobina folku, krztyna jazzu, sporo tradycji francuskiej i typowo orkiestrową elastyczność w twórczości mińskiej formacji Serebryanaya Svadba. Zwolennik sportowych metafor mógłby napisać o prawdziwym pojedynków wschodnich orkiestr, bo stosunkowo podobny w charakterze program przedstawią również St Petersburg Ska Jazz Review z Rosji oraz Sierhij Żadan i Sobaki w Kosmosie z Charkowa na Ukrainie.
Dodajmy do tej wyliczanki jeszcze klezmerski avant-punk Kruzenshtern & Parohod z Tel Avivu. Zwracam uwagę na lidera, Igora Krutogolova – to prawdziwy geniusz postmoderny, w wielu innych przedsięwzięciach prezentujący znacznie bardziej awangardowe inklinacje.
Kinematografia gruzińska, opowiadanie bajek z Ukrainy, Mołdawii i Kaukazu, prezentacja sztuki i filmu dokumentalnego Armenii – nie sposób opisać szerzej nawet części interesujących wydarzeń pobocznych festiwalu. Nie mogę jednak przemilczeć tego, że Inne Brzmienia są wydarzeniem przeznaczonym nie tylko dorosłych – w propozycji dla dzieci m.in. warsztaty wokalne na bazie słynnego musical Cats Andrew Webbera, warsztaty perkusyjne z kijami deszczowymi i happy drums czy też nauka własnoręcznej budowy instrumentów z butelek i tub po papierach toaletowych, później nagranych i przetworzonych w odpowiednich programach. Z kolei wielu spotkań w ramach cykli „Wschodni Ekspress” poleciłbym dyskusję Muzyka w czasach zarazy na temat funkcjonowania sceny alternatywnej w systemach totalitarnych, z udziałem Konstatntego Usenki, autora książki Oczami radzieckiej zabawki. Antologia radzieckiego i rosyjskiego undergroundu.
Finał Innych Brzmień to koncert założonej w 1981 roku chicagowskiej grupy indie-rockowej Cheer-Accident. Sławą niewątpliwie ustępuje Hüsker Dü czy Shellackowi, ale niejednorodna twórczość stawia ją w gronie najbardziej intrygujących przykładów amerykańskiego undergroundu. Czasami delikatnie tylko zniekształcone popowe piosenki, czasami anarchizm spod znaku Captaina Beefharta, a niekiedy formy i brzmienia znacznie bardziej wyrafinowane, kojarzące się bardziej z rockiem progresywnym niż surowym, redukującym środki wyrazu do absolutnie koniecznych, punkiem. Amerykańska scena indie uratowała popadającego w coraz większą stagnację rocka. W Lublinie dawni niezależni i buntowniczy będą występować w roli gwiazd i klasyków. Tyleż mówi to o drodze, jaką przeszli muzycy Cheer-Accident, co o charakterze i istocie samego festiwalu.