Ze względu na wagę owych dociekań i bogactwo przywołanych źródeł warto skupić się na tej kwestii. W eseju Pogrzeb „słowiański”, pogrzeb „parafialny” czytamy, że Służalski i Lévy starali się, by odbywające się w Konstantynopolu uroczystości żałobne związane z eksportacją zwłok nie zostały zawłaszczone przez przedstawicieli jakiejkolwiek opcji politycznej. I rzeczywiście nie wygłoszono wtedy żadnej mowy. „Czy jednak istotnie zwłoki Mickiewicza pozostały semantycznie czyste? Czy nie zaszczepiono na nich już tam, w Konstantynopolu, żadnych znaczeń nadprogramowych, żadnych sensów obcych i pasożytniczych?”. Na to pytanie badacz odpowiada, cytując relacje Zygmunta Miłkowskiego, jednego z uczestników ceremonii. W pierwszej, napisanej bezpośrednio po eksportacji zwłok, Miłkowski podkreślał, że w uroczystości uczestniczyły niezliczone tłumy, w większości składające się ze Słowian, w czym widział rezultat Boskiej interwencji. Wyrażał zarazem przekonanie, iż w ten sposób dzięki Wielkiemu Umarłemu wzrośnie znaczenie Polaków w świecie. Natomiast po dwudziestu pięciu latach zmienił strategię interpretacyjną i dowodził, że „przybyli uczcili w nieboszczyku geniusz poezji słowiańskiej”. Zdaniem Rośka: „Patriotyczną psychoterapię zastępuje idea jedności słowiańskiej”. Zmiana stanowiska wynika z faktu, że w latach 80. XIX w. Miłkowski był zwolennikiem idei słowianofilskiej, przyznającej Polakom rolę przywódczą. Z penetracji nekrologów w prasie francuskiej wynika natomiast konkluzja mniej podniosła: Mickiewicz pozostawał Wielkim Umarłym tylko dla Polaków, dla Francuzów był profesorem Collège de France.
Różnice uwidaczniały się także w prasie polskojęzycznej. Rosiek stwierdza, że na jej łamach wykrystalizowały się dwie koncepcje postrzegania roli zmarłego: pierwsza przypisywała mu funkcję przewodnika („gwiazdy”), druga – wyraziciela (człowieka będącego najwyższym wyrazem swego wieku i narodu). Przywołane w książce koncepty stylistyczno-retoryczne nekrologistów poświadczają sprawczą moc słowa. Warto przytoczyć choć kilka epitetów, jakimi obdarzono Mickiewicza: „arcykapłan poezji naszej”, „weteran Wajdelota”, „gwiazda zawsze świecącą w jednym miejscu”. Więcej przykładów ówczesnej grandilokwencji służącej wyrażeniu żalu za Adamem znajdujemy w eseju opatrzonym znaczącym tytułem „Któż pieśń dośpiewa…” Poeci romantyczni wobec śmierci wieszcza. Należy mu poświęcić więcej uwagi, gdyż – według autora – „przedstawione tu pobieżnie utwory zawierają projekty postaw, a czasem nawet skrócone scenariusze późniejszych form kultu Mickiewicza. Można odnieść wrażenie, że duża część tego, co później przez wiele dziesiątków lat działo się w wymiarze psychospołecznym wokół Mickiewicza, została ustanowiona już u grobu wieszcza nad wieszczami”.
Rosiek bierze pod lupę teksty znanych (Seweryn Goszczyński, Kornel Ujejski, Władysław Syrokomla) i zupełnie zapomnianych poetów, wyłączając z tej grupy Cypriana Kamila Norwida. Przyczyna jest bardzo prosta: przywołane utwory są uwięzione w skonwencjonalizowanej topice funeralnej. Różnicuje je stosunek do zmarłego i jego dzieła. Można zauważyć, iż ci, którzy dziś znajdują się w „niebycie” literackim, zajmują w relacjach „on – my” miejsce po stronie osieroconych słuchaczy, apoteozujących Umarłego. Tymczasem Goszczyński w Pieśni pogrobnej ustawia relacje według modelu „my (on i ja) – oni (czytelnicy)”. Co więcej, jak twierdzi Rosiek, to właśnie Goszczyński uważa się za spadkobiercę „lutni” Mickiewicza, podczas gdy inni jednak nie posunęli się aż tak daleko – Ujejski prosi: „Daj mi lutnię swą sierocą – ja jej nie ubliżę – / Jeśli ciężka – nieść ją będę tak, jak niosą krzyże”, zaś Syrokomla zwraca się do Boga w imieniu innych poetów, by tak jak Mickiewicza i ich obdarzył twórczą mocą. Roztrząsane w eseju spory o sukcesję nasuwają pytanie: cóż na ten poetycki dyskurs powiedziałby jego bohater?
Bez wątpienia Rosiek – redaktor serii „Transgresje” – prowadzi z czytelnikami swoistą grę, nadając trzeciej części swej pracy prowokacyjny tytuł Pieniądze i rzeczy oraz dzieląc ten rozdział na cztery eseje: Śmierć i pieniądze, Aneks. Pomnik opieki polskiej, Obroty rzeczy, Kamyk z Hawru. Zaznacza przy tym, iż aspekty finansowe były przez wielu mickiewiczologów traktowane z dyskrecją, w odniesieniu do uroczystości pogrzebowych wręcz ignorowane. Autor z premedytacją przekracza owo tabu, poddając badaniom hermeneutycznym w pierwszej kolejności zapiski Armanda Lévy’ego: „Rachunki Lévy’ego to skrócony zapis wydarzeń, jakie rozegrały się w Konstantynopolu w ostatnich tygodniach 1855 roku. Te same wydarzenia pozostawiły też inne ślady – w relacjach świadków (…). Taka równoległość świadectw (i przywołujących je dyskursów – finansowego i biograficznego) skłania do porównań i dwojakiej lektury: najpierw rachunków w świetle wspomnień, następnie wspomnień w perspektywie finansowej”. Ów dyskurs ekonomiczny odkrywa „podszewkę” funkcjonowania Mickiewicza jako „przedmiotu żałobnego” i effigie, czyli wizualnej reprezentacji umieszczającej go w sferze symbolicznej.
Z zamieszczonych fotografii można odcyfrować m.in. koszt balsamowania, rysunkowego portretu, fotografii, trumien, gromnicy, pakuł. Zarazem nieczytelność niektórych fragmentów uruchamia ciąg odautorskich hipotez. Poznajemy tylko tożsamość balsamistów, którzy pomimo wysokiego wynagrodzenia nie sprostali wyzwaniu: kiedy po trzydziestu pięciu latach – przed przewiezieniem na Wawel – otwarto trumnę, znaleziono w niej jedynie proch. W końcowej części pracy (Grób i proch) czytamy, że już wtedy twarz martwego poety funkcjonowała w narodowej ikonosferze dzięki „drugim zwłokom”: masce pośmiertnej, fotografiom, rysunkowi i ich replikom.
Szczególną rolę w rozważaniach Rośka zajmuje maska pośmiertna – przeznaczona dla najbliższej rodziny i oddająca grozę agonii. Autor stwierdza, iż wyobraźnię rodaków kształtowały raczej jej repliki niż oryginał, zaś wykonany na zlecenie Władysława Mickiewicza przez francuskiego rzeźbiarza Augusta Préaulta medalion nagrobny nazywa „uspokajającym substytutem”. Przywołuje również wydarzenia, które w końcu grudnia 1866 r. wywołała, i to nie tylko wśród Polaków, „głowa Adama pokazująca się z grobu”. Chodzi o uroczyste odsłonięcie monumentu, mające się odbyć 21 stycznia 1867 r., czyli w rocznicę pogrzebu w Montmorency, co wywołało wśród Polaków kolejne spory na temat wyboru osoby mówcy. Ciekawie o mentalności środowiska emigracyjnego świadczy wysunięcie kandydatury Juliana Klaczki, której przeciwstawił się Władysław Mickiewicz: „Stał on wciąż w obozie wrogim ojcu mojemu, potępiał Trybunę Ludów, działalność jego na Wschodzie i niecierpliwił ojca mojego dowodzeniem, że Polska potrzebuje silnej arystokracji”. Ostatecznie z powodu silnych mrozów uroczystości przesunięto na maj 1867 r. Wzięli w nich udział oprócz Polaków i Francuzów także Węgrzy, Serbowie, Czesi, Rumuni, zaś społeczność żydowska przysłała list. Badacz zauważa, iż w przemówieniach wielokrotnie odwoływano się do medalionu Préaulta. „Symboliczne zwłoki Mickiewicza wkroczyły tym sposobem do patriotycznych dyskursów, które zupełnie wyparły dyskurs żałobny”. Rosiek wylicza również idee, które na stałe zagościły w patriotycznych mowach poświęconych Mickiewiczowi. Można stwierdzić, iż autor Pana Tadeusza nie na darmo wołał kiedyś ustami Konrada: Ja i Ojczyzna to jedno. W czasie uroczystości nawiązano przecież do koncepcji zrównującej losy poety i ojczyzny oraz antycypowano odrodzenie Polski, które także zapowiedziane zostało w Dziadach cz. III.
Finalny esej poprzedza fotografia ziół (pakuł) wydobytych z trumny poety w 1890 r. podczas ekshumacji. To do nich odnosi się tytuł tekstu: Obraz, który zamyka. Przywołując określenie „informe”, autor konkluduje, że zioła podzieliły losy zwłok, ponieważ stały się materią organiczną, a jednocześnie zamyka swój dyskurs nekrograficzny swoistą klamrą. W jednym z pierwszych esejów Rosiek przypominał wszak, że poetę podczas pobytu na Wschodzie bardziej niż grota Homera zainteresowała kupa gnoju. Następnie badacz drążył to zagadnienie w kolejnych esejach, dochodząc do wniosku, że owa kupa gnoju to właśnie znak „informe” – nicości i śmierci. Pojawia się pytanie, czy Mickiewicz przyjechał do Turcji, by umrzeć? Rosiek oczywiście nie odpowiada jednoznacznie, prowadzi dialog z samym sobą i z czytelnikami, pokazuje, jak niejednoznaczne są w rzeczywistości pewne rzeczy uznawane za banalne. Dlatego też dokonując rekapitulacji swych rozważań, stwierdza, „że życie jest nieuchronnie uwikłane w śmierć, że dla życia śmierć jest nieodzowna, że umarli są warunkiem naszego istnienia. (…) Bez zwłok Mickiewicza nie byłoby Polaków”.
Wspomniałam tylko o niektórych wątkach z naładowanego wielką energią myślową tomu Mickiewicz (po śmierci). Studia i szkice nekrograficzne. O jego dynamice świadczą zarówno rozwiązania kompozycyjne (poszczególne części, piętrząc problemy, zachowują swoistą autonomię), jak i mocne, polemiczne uwagi wplecione gęsto w tekst główny lub poboczny (przypisy). Nie jest to książka łatwa w lekturze, momentami wydaje się z lekka manieryczna, lecz bez wątpienia skłania do przemyśleń i choćby z tego względu warto ją przeczytać. Stanisław Rosiek wykazał, że Adam Mickiewicz pozostaje z żywymi w relacjach komunikacyjnych, choć recepcja owych komunikatów nie jest bynajmniej sprawą oczywistą. Mimowolnie przyszedł mi na myśl liryk lozański: „Gdy tu mój trup w pośrodku was zasiada, / W oczy zagląda wam i głośno gada, / Dusza w ten czas daleka, ach, daleka, / Błąka się i narzeka, ach, narzeka”.