Teatr Polonia w Warszawie z przymrużeniem oka „zabawił się” w psychologa, stawiając pytanie Happy now? dwóm parom małżeńskim oraz ich przyjacielowi gejowi. Co mogło wyniknąć z takiej mieszanki, biorąc dodatkowo pod uwagę, że jeden z mężów był homofobem? Otóż wiele trafnych i zabawnych spostrzeżeń dotyczących relacji damsko-męskich i męsko-męskich. Podanych z dużą dawką inteligentnego humoru, zaprawionego szczyptą ironii i sarkazmu, który osobiście bardzo lubię.
Sztukę Happy now? brytyjskiej dramatopisarki Lucindy Coxon (za którą zdobyła Writer’s Guild Best New Play Award), przetłumaczoną przez Klaudynę Rozhin, z wyczuciem wyreżyserował Adam Sajnuk. Warto zauważyć, że pojawił się on również na scenie w intrygującej roli współczesnego Casanovy, kochającego wszystkie kobiety bez wyjątku, ale rzecz jasna wyłącznie pod względem fizycznym, a uściślając seksualnym. Wabik stanowiło głównie bezpretensjonalne stwierdzenie uwodziciela: „jestem bezpieczną kryjówką, w której nikt nie będzie cię krytykował”. Skutkowało zawsze. No, prawie zawsze…
W spektaklu doskonale sportretowano losy czterdziestolatków. Osób, które zdążyły już założyć własne rodziny, wychowują dzieci, mają domy, lepszą bądź gorszą pracę. W zasadzie chciałoby się powiedzieć, że idealnie ułożyły sobie życie. To pozory. Między słowami chowają się bowiem niewypowiedziane żale, ukrywane rozczarowania, znużenie codzienną monotonią. Bohaterowie balansują na krawędzi, by powiązać sferę zawodową z familijną, a jednocześnie zachować choćby odrobinę niezależności. Wspomniany efekt został wyśmienicie osiągnięty nie tylko dzięki świetnemu tekstowi, ale i fascynującym popisom aktorskim.
Fenomenalnie zagrał zwłaszcza Bartosz Opania, wcielając się w Milesa, aroganckiego bufona – albo po prostu, używając potocznego żargonu, palanta – poniżającego publicznie swoją żonę (Katarzyna Kwiatkowska). Jednak pod tą odrażającą powierzchownością zdolny aktor przemycił zagubienie i wewnętrzne rozdarcie mężczyzny, topione w coraz większych ilościach alkoholu. Wbrew pierwszemu wrażeniu, mógł on wywołać u niektórych widzów nutkę współczucia, a może nawet i zrozumienia. Okazuje się, że stare powiedzonko – nie taki diabeł straszny, jak go malują, nie traci na swej aktualności.
Na oklaski zasłużył także Rafał Mohr. Wykreował postać homoseksualisty Carla w sposób odbiegający od stereotypu zniewieściałego, metroseksualnego faceta o tak zwanych miękkich ruchach. Ukazał człowieka, który tak samo mocno potrafi kochać oraz cierpieć z powodu złamanego serca, jak osoby heteroseksualne. Nie ma tutaj żadnej różnicy. Strzała Amora potrafi być bezlitosna i zgodnie z poprawnością polityczną atakuje ludzi bez względu na wiek, płeć, wyznanie czy orientację seksualną.
Natomiast wśród żeńskich ról, zdecydowanie prym wiodła rewelacyjna Małgorzata Różniatowska, wcielająca się w matkę Kitty (Maria Seweryn). Nadała jeszcze bardziej sarkastycznego rysu całości, doprowadzając widownię niemal do łez… ze śmiechu.
Twórcy przedstawienia, analizując ludzkie zachowania i wybory, próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie: co sprawia, że czujemy się szczęśliwi? Tytułowe Happy now? można interpretować jako idylliczne dążenie do utopijnej krainy wiecznej radości. Tyle tylko, że tak naprawdę niewielu z nas doświadczyło wzmiankowanego stanu, a jeśli już, to chwilowo. Najczęściej wyobrażamy sobie, że dostąpimy owego dobrodziejstwa, kiedy zdobędziemy coś albo kogoś, bądź też wręcz przeciwnie – pozbędziemy się czegoś lub kogoś. Niemniej jednak, gdy takie zdarzenie ma miejsce, okazuje się, że nadal nie jesteśmy szczęśliwi. Jak to się dzieje? No cóż, szczęście ponoć mieszka wewnątrz nas samych, ale żeby do niego dotrzeć trzeba pokonać długą i wyboistą ścieżkę, co nie każdemu się niestety uda.
Autorka sztuki zadała pytanie „czy jesteś teraz szczęśliwy?” Johnny’emu (Bartłomiej Topa) – nauczycielowi, który porzucił dobrze płatną pracę w korporacji, by oddać się swojej pasji. Jak również jego żonie Kitty – rozważającej, czy namiętność z nieznajomym przyniesie więcej satysfakcji niż przyjacielskie stosunki z małżonkiem. Wreszcie drugiej z par małżeńskich, niepotrafiącej uzyskać porozumienia we wzajemnym pożyciu – czy rozstanie wpłynie na poprawę komfortu ich egzystencji? Wnioski płynące z tych konstelacji obrazują współczesny świat, rządzące nim zasady, międzyludzkie relacje oraz więzi. Warto się nad tymi obserwacjami pochylić, bo mogą rzucić nowe światło na nasze zagmatwane problemy i smutki.
Słowa uznania należą się Katarzynie Adamczyk za ciekawą scenografię. Eleganckie, przesuwane sofy, odzwierciedlały metaforyczny labirynt, w którym ugrzęźli sami bohaterowie. Labirynt ich własnych uczuć, czasem trudnych do nazwania, wypieranych, niechcianych, wstydliwych.
Zachęcam do obejrzenia spektaklu Happy now?. To znakomita rozrywka, a przy tym okazja do zastanowienia się nad własną drogą do szczęścia.