Wydany przez IPN i Fundację Picture Doc monumentalny album Tomasza Kiznego Gułag (Warszawa 2015, s. 496) jest wydarzeniem bez precedensu zarówno jako opracowanie historyczne, jak i fotograficzne, należące do gatunku dziennikarstwa fotograficznego oraz dokumentu fotograficznego, w tym portretu. Można ten wielki i udany projekt badawczy oceniać i analizować podwójnie – w kontekście historycznym oraz fotograficznym. Gułag to określenie radzieckich obozów pracy przymusowej, działających w latach 1920-1980. Warto przypomnieć, że autor publikacji Tomasz Kizny jest znanym artystą i dokumentalistą – najwybitniejszym dziennikarzem-fotografem[1].
Album zaczyna się krótkimi esejami wstępnymi, poruszającymi problem systemu obozów pracy przymusowej w ZSRR. Są to rozprawy wybitnych historyków: Normana Davisa i Nicolasa Wertha oraz byłego dysydenta Siergieja Kowalowa. Jak zauważył Davis, wiedza, zwłaszcza na Zachodzie „nie jest powszechna” (s. 9), a jego istotą jest „praca”. Czytamy: „Wykonując ją, więźniowie ginęli jak muchy, umierając w strasznych warunkach” (s. 10). Kowalow zwraca uwagę, że nie poznaliśmy „pełnej prawdy o nim [gułagu]. Poza tym Gułag nadal istnieje w mentalności naszego społeczeństwa, w jego niewolniczych zachowaniach, w zgodzie na propagandę i kłamstwo, w obojętności na los współobywateli, na przestępstwa i zbrodnie, także te, których dopuszcza się państwo” (s. 16).
W zasadniczym tekście Fotografie Gułagu. Obraz i pamięć Tomasz Kizny przestawił historię zapisaną na zdjęciach, zarówno autorstwa fotografów profesjonalnych (np. Fiodor Poczkin), jak i więźniów, takich jak Władimir Abłamski. Autor, jak najbardziej słusznie, zastanawia się nad ich autentyzmem (s. 48), ponieważ wszystko co działo się w obozach było kontrolowane. W rezultacie otrzymujemy złożony „inny świat” łagrów. Intersujące, że Kizny w rozumieniu niepoznawalnego odwołuje się do wpływowego teoretyka Georges’a Didi-Hubermana i do jego znanej książki Obrazy mimo wszystko (Kraków 2008), gdyż w rozumieniu rozmaitych aspektów dokumentu istotne jest zaplecze teoretyczne.
Album pokazuje historię poszczególnych gułagów, dzieląc zawsze swą opowieść na dwie komplementarne części: historię (archiwa) i współczesność (zdjęcia z istotnymi opisami Kiznego).
Sołowki 1923-1939
Pierwszym pokazanym obozem są Sołowki 1923-1939, które pierwotnie były prawosławnym klasztorem, później zamieniono je na obóz koncentracyjny. Cennym materiałem są liczne dokumenty pisane, jak akty oskarżenia czy raporty komisji (s. 70). Interesujące są losy poszczególnych osób, np. biografia Igora Aleksandrowicza Kuriłko (1893-1930), szlachcica i porucznika armii carskiej, skazanego w 1927 roku na pięć lat łagrów, który potem zajmował niższe stanowisko w administracji łagrowej i zasłynął jako sadysta, by ostatecznie w 1930 roku zostać rozstrzelanym. Ile mówi o nim jego fotografia z 1929 roku? Czy jest on ofiarą czy bezwzględnym okrutnikiem? Czy taki aspekt zawiera w sobie każda „zwykła” inwentaryzacyjna fotografia kolejnego więźnia?
Wiele fotografii bez odpowiedniego kontekstu wydaje się niewinnymi zdjęciami z budowy kolejki, garbarni, czy wizyty Maksyma Gorkiego w obozie sołowieckim w 1929 roku. W kontraście do poprzednich zdjęć powstały fotografie wykonane w latach 1991-93 ze złowieszczym czarnym ptakiem krążącym nad klasztorem, będącym zapowiedzią nieszczęścia. Bardzo sugestywne są zdjęcia byłych więźniów (Cecylii Moisiejewnej Milenikowej czy Władimira Stiepanowicz Czaszej).
Kanał Białomorski 1931-1933
Zreprodukowano wiele zdjęć archiwalnych, w tym zdjęcia więźniarskich agitbrrygad (s. 138) czy kółka gimnastycznego. Ale klasą artystyczną w konwencji stylu konstruktywistycznego wyróżnia się zdjęcie Aleksandra Rodczenki z propagandowego czasopisma „SSSR na strojkie” z grudnia 1933, publikowane także na stronach 34-37 albumu, gdzie fotomontaż i retusz próbują zamazać realizm sytuacji. Z wielkiego obozu pracy czynią sielankowy obraz z „robotnikami” trzymającymi transparenty, instrumenty muzyczne w pochodzie radości. Oczywiście Rodczenko, pracujący na usługach totalitarnego systemu, zafałszował widzianą przez siebie realność. Ale stworzył wysokiej klasy prace propagandowe, w czym tkwi paradoks konstruktywizmu rosyjskiego.
Kanał Białomorski 1993
Bardzo ciekawy jest wykonany przez Kiznego portret z odbiciem w blacie stołu Witalija Piotrowicza Aleksandrowa – naczelnika Zarządu Kanału Białomorskiego, człowieka o kamiennej twarzy i takim też wizerunku. Zresztą na marginesie trzeba zauważyć, że Kizny należy do najważniejszych portrecistów polskich dekady lat 90., co ukazywała ekspozycja Wokół dekady. Fotografia polska lat 90. z 2002 roku. Prace są tak pomyślane, że układają się w dyptyki: z lewej – miejsce pracy, z prawej – portret. Przypuszczam, że nikt w ten sposób nie konfrontował portretów (zazwyczaj robotników, ale także funkcjonariuszy obozów z NKWD, w stylu Augusta Sandera czy Zofii Rydet) z teoretycznie „niemą”, choć wiele sugerującą, architekturą.
Ekspedycja Wajgacka 1930-1936
Z kolei ten region geograficzny przypomina zapomniane przez Boga i los miasteczko pionierów na Alasce. Poszukiwano w tym trudno dostępnym regionie rud cynku. Obozy budowano bez drutów, ponieważ nigdzie nie można było uciec. Więźniowie byli zaś karmieni do syta, co było wyjątkowe! Jedno ze zdjęć przedstawia prymitywną rzeźbę – tzw. idola na wyspie Duża Cynkowa na zachodnim wybrzeżu Wajgacza (s. 183). Robią wrażenie fotografie z pogrzebu więźnia Ałtanowa z 1932 roku, w tym długi jak sznurek czarny kondukt żałobny na tle bieli bezkresnego śniegu. Nieoczekiwane są egzotyczne elementy zawarte w zdjęciach: Czekiści z upolowanym białym delfinem (bez daty, s. 204) czy Fiodor Ejchamns w futrze z białego renifera (s. 208), wyglądający jak z parady mody. Ale ukazane w tle pracy wiszące na ścianie karabiny świadczą o realnym zagrożeniu każdego życia, które pragnie uwolnić się z totalitarnego więzienia czy okaże nieposłuszność. Jest to bowiem portret naczelnika Ekspedycji Wajgackiej, od którego zależało bardzo wiele.
- K. Jurecki, Tomasz Kizny, http://culture.pl/pl/tworca/tomasz-kizny ↵