Ale bodaj najpiękniejszy tekst prozatorsko-liryczny, jaki zawdzięczamy zanurzeniu się Czechowicza w żywioły Wołynia, to opowiadanie Wody niebios i ziemi, ogłoszone właśnie w tygodniku „Wołyń”[11]. Niepowtarzalny nastrój tej opowiastki niech zostanie przybliżony przez drobny cytat: „Łodzie kołysały się lekko, płynąc po krętej Łudze. Brzegi rzeki (…) piętrzyły się ku niebu wałami przedhistorycznego grodziszcza lub kryły się w suchym gąszczu trzcin” (PZ 4, 108).
Przejdźmy wreszcie do zagadnienia według mnie najważniejszego: do obrazów Wołynia zawartych w najcenniejszej części spuścizny Czechowicza – w jego poezji.
Pierwsze zdziwienie: wierszy podejmujących w mniejszym lub większym stopniu tematykę związaną z hasłem „Wołyń” jest naprawdę dużo. Co ciekawsze, poeta właściwie do końca drogi twórczej potrącał tę „złotą strunę”[12], przenosząc się w swych utworach do krainy nad Bugiem, Ługą, Horyniem, Styrem, Stochodem… A tak żegnał umiłowany Wołyń w wierszu z ostatniego tomu poetyckiego – nuty człowieczej (1939):
westchnienie
którem nieraz w księżyca pobiałach przemierzał
urocze miasteczko
włodzimierzu
pod perłowym stepem nieba
kiedy noc majowa
ogrom cerkwi płynął w drzewach
gwiazdy stały w rowach
parowozy gdzieś za stacją
oddychały długo
powiew niósł to i akacją
pachniało nad rzeczką
nad ługą
cień dzwonnicy na ogrodzie
wskazał krzak słowiczy
wołynieje coraz słodziej
pianie okolicy
o miasteczko
(PZ 1, 264; 2, 196)
Wiele wierszy poświęconych Wołyniowi odsyła do owego „uroczego miasteczka”, czyli Włodzimierza, ale oczywiście częściej mamy do czynienia z ewokacją krajobrazu czy wręcz nastroju kresowego, nieodmiennie kierującego naszą uwagę na tamtą krainę. Naturalnie istotną podpowiedzią wywołującą „wołyńskie” skojarzenia są daty powstania czy publikacji poszczególnych wierszy[13], a także mniej czy bardziej wyraziste motywy i frazy, które nasuwają obrazy związane z tamtymi stronami: „chaty pachnące stepem” (daleko), „wędrowcem w stepie człapie zapóźniony wieczór” (jednakowo) czy wszędobylskie „siano” (np. w wierszu Na wsi) lub „kresy” (przez kresy). Nie wolno też naturalnie pominąć lata na wołyniu czy przejmującego fragmentu autoportretu, którego użyłem jako motta tego szkicu:
wołyń
jak tam kipiałem
wesoły
ciężko i gęsto rosnąc
w miasteczku o cerkwie białe
grzmiała moja majowa wiosna
(PZ 1, 127)
Dodajmy, że debiutancki tom wierszy Kamień, który ukazał się w Lublinie w lipcu 1927 roku, poeta przygotowywał i zamierzał drukować we Włodzimierzu Wołyńskim[14].
Proponuję przyjrzeć się bliżej choć dwóm „wołyńskim” wierszom: latu na wołyniu (PZ 1, 106; 2, 123) i przez kresy (PZ 1, 174; 2, 153-155). W pierwszym wybranym przeze mnie utworze Czechowicz wprost odwołuje się do tej krainy, w drugim zaś kreśli obraz przywodzący na myśl Wołyń, choć bez podawania jego nazwy. Zacznijmy od lata na wołyniu:
łąka huśtawka
sznury pogody chrzęszczą
rozwiewa się nieba kaftan
w rozkołysaniach
kołyszą się gałęzie pachnące szczęściem
tryumfowania
od chmur dalekich do suchych skał
młot słońca połysk
moich stóp chwała
tratuje wołyń
unosimy się falisty dym
to słoneczna głowa i ja
opadamy jak zgaszony wybuch
krąży fosforyczny rym
napowietrzną rybą
z rozkoszą gwiżdżę w czerwcowy czad
skaczę kołuję tętnię
25 lat
nagiego ciała ogień
ręce ptakami w niebie
wiatrem nad trawą nogi
to pięknie
to pięknie słuchaj
gdy karminowy grzebień
południa żłobi upał
gdy lazurowym koniem do nas
przyfruwa z gorącej przestrzeni
asonans
ukochanej ziemi
hej
Wiersz ukazał się w tomie ballada z tamtej strony (Warszawa 1932, ss. 18-19). Zachował się rękopis utworu, który dziś przechowywany jest w Muzeum Literackim im. Józefa Czechowicza w Lublinie[15].
Wiersz – wyznanie miłości, wiersz – ekstaza, wiersz – ewokacja szczęścia… Epitety można mnożyć, ale i tak nie wyczerpiemy ani skondensowanej zmysłowości i symboliki liryku, ani niezwykłej dynamiki poetyckich zdarzeń-objawień. Poszukajmy na początek osoby, która mówi i tym samym demiurgicznie stwarza świat czerwcowego Wołynia. Do dziewiątego wersu wiersza oglądamy jedynie przemykające obrazy letniej pogody, panującej na niebie i ziemi. Zwróćmy uwagę na szczególnie ciekawą metaforę: „rozwiewa się nieba kaftan”, która wprowadza element wyrazistej antropomorfizacji. W ten sposób objawia się nam pierwszy z bohaterów lata…: wołyńskie niebo oglądane z rozkołysanej niczym huśtawka łąki. Po kolejnej antropomorfizacji (w drugiej strofoidzie: „młot słońca”) ujawnia się wreszcie podmiot mówiący: „moich stóp chwała / tratuje wołyń”. W tańcu po niebie i łące objawiają się obaj partnerzy: „słoneczna głowa i ja”, czemu towarzyszy tajemniczy „produkt uboczny” szalonego, ekstatycznego tańca – „fosforyczny rym”… Co on tu robi, dowiemy się dopiero pod sam koniec wiersza, gdy padnie gorące wyznanie, gdy:
przyfruwa z gorącej przestrzeni
asonans
ukochanej ziemi
Tak oto ze szczęściem młodego, dwudziestopięcioletniego ciała, natchnionego pięknem świata i własną niezmierzoną mocą, „zrymuje się” piękno ukochanej ziemi, czyli jej odpowiedź na miłosne wyznanie. Gdy się to czuje i widzi, nie można wypowiedzieć nic więcej niż wszystko wyrażający wykrzyknik „hej”, który podsuwa skojarzenie z Mickiewiczowskim okrzykiem z sonetu Widok gór ze stepów Kozłowa:
Gdzie orły dróg nie wiedzą, kończy się chmur jazda,
Minąłem grom drzémiący w kolebce z obłoków,
Aż tam gdzie nad mój turban była tylko gwiazda.
To Czatyrdah!
Pielgrzym
Aa![16]
- „Wołyń” 26 XII 1937, nr 52, ss. 5-6 (dodatek, kolumna Literatura i Sztuka, redagowana przez Józefa Łobodowskiego).↵
- Przypomina się wiersz-list Cypriana Kamila Norwida, skierowany do Bohdana Zaleskiego: Złoto-struny! – albo ja wiem, / Jak pisać do Ciebie? (Błogosławione pieśni… Wybór, oprac. i posłowie J. F. Fert. Warszawa 2000, s. 51). Norwid wyraźnie nawiązał tu do Mickiewiczowskiego zwrotu do Zaleskiego: Słowiczku mój! twe pióra zzuj, / Sokole skrzydła weź, / I w ostrzu szpon, zołoto-stron / Dawidzki hymn tu nieś! (A. Mickiewicz: Do B… Z. [w:] tegoż: Dzieła wszystkie, t. I, cz. 3, Wiersze 1829-1855. Oprac. C. Zgorzelski. Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łodź 1981, s. 81). Por. J. Sawicka: Złota wołyńska struna…, dz. cyt., s. 59 (tu nawiązanie zarówno do manifestu postania styczniowego na Wołyniu, jak i do tytułu dzieła Łobodowskiego).↵
- Oto przybliżona lista tytułów wierszy „wołyńskich” Czechowicza (w nawiasach podaję datę i miejsce publikacji): 24 VIII 1924 („Przegląd Lubelsko-Kresowy” 1925, nr 10, maj); Melancholijne kolory („Przegląd Lubelsko-Kresowy” 1925, nr 10, maj); Oracz („Przegląd Lubelsko-Kresowy” 1925, nr 11, maj); Polski Chrystus (W dziesiątą rocznicę czynu legionowego. Jednodniówka, Lublin 1924); O niej i o mnie („Nowe Życie” 1925, nr 44, pod pseudonimem Józef Leśniewicz); * * * [„Ministrant w szafirowych brokatach…] („Nowe Życie” 1925, nr 4); Wyznanie („Reflektor” 1925, nr 2, marzec); Zjawiska („Express Lubelski” 24 XII 1926).↵
- Do wydania tomu we Włodzimierzu Wołyńskim nie doszło z powodów, o których poeta pisze w liście do Wacława Gralewskiego z 6 marca 1926 roku: Z moimi poezjami źle. Pokłóciłem się z Wasserem i wycofałem rękopis od tego niechrysta. Może coś da się zrobić z p. Głowińskim (PZ VIII 79).↵
- Bruliony Czechowicza z lat 1928-1933, k 45 r (pisownia i interpunkcja niekonwencjonalne, pod tekstem data 1930, atrament niebieski, miejscami rozmyty; inny przekaz: niekompletny maszynopis w Archiwum Miernowskich, prawdopodobnie jest to odpis rękopisu, brak wierszy 27-30. Odmiany: w. 21 nad trawą ] nad trawę mps. Koniektury: w 23 słuchać – tak w rkp i mps; od pdr w balladzie rozpowszechniła się wersja: „słuchaj”; oczywiście brak interpunkcji utrudnia ostateczne ustalenie, czy mamy do czynienia z błędem korekty, czy świadomą poprawką autorską.↵
- A. Mickiewicz: Dzieła wszystkie, t. I, cz. 2, Wiersze 1825-1829. Oprac. C. Zgorzelski. Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1972, s. 19.↵