Porównanie sposobu wyrażania lirycznych emocji ukazuje zarazem, jak niewiele i jak bardzo zmieniła się polska poezja w ciągu stu lat dzielących powstanie lata na wołyniu od ukazania się Sonetów krymskich. W obydwu utworach mamy ten sam twórczy zachwyt nad urodą i potęgą świata natury, jednak w wierszu nowoczesnym inaczej kreowane są obrazy i zdarzenia poetyckie.
Wróćmy jednak do liryku Czechowicza. W ostatniej strofoidzie pojawia się jeszcze jedna postać:
to pięknie słuchaj
gdy karminowy grzebień
południa żłobi upał
gdy lazurowym koniem do nas
przyfruwa z gorącej przestrzeni
asonans
ukochanej ziemi
hej
To postać nie do zidentyfikowania, ewokowana jedynie zwrotnym „słuchaj” i zbiorczym „gdy lazurowym koniem do nas przyfruwa”[17]. Nie ukrywa się w tej osobowej formie czasownika ani w zaimku żaden z antropomorfizowanych czynników natury; obcujemy już tylko z autentycznymi personami ludzkimi: podmiotem mówiącym i bezimiennym świadkiem, a może i współuczestnikiem owej miłosnej ekstazy, której owocem staje się poezja, czyli – „asonans ukochanej ziemi”.
A oto drugi wiersz, również – jak sądzę – przynależący do wołyńskiej księgi poetyckiej Czechowicza.
przez kresy
monotonnie koń głowę unosi
grzywa spływa raz po raz rytmem
koła koła
zioła
terkocze senne półżycie
drożyną leśną łąkową
dołem dołem
polem
nad wieczorem o rżyska zawadza
księżyc ciemny czerwony
wołam
złoty kołacz
nic nie ma nawet snu tylko kół skrzyp
mgława noc jawa rozlewna
wołam kołacz złoty
wołam koła dołem polem kołacz złoty
Utwór ten znalazł się w tomie nic więcej (Warszawa 1936, s. 9), ale wydrukowany został w identycznej postaci już w zbiorze ballada z tamtej strony (Warszawa 1932, s. 42), a jeszcze wcześniej – w nieco innej wersji – w miesięczniku „Droga” (1931, nr 12) pod tytułem na kresach (w pierwodruku pisownia niekonsekwentna, częściowo konwencjonalna: inicjały strof zapisane wielką literą, wielokropki na końcu strof). Zachował się autograf wiersza, obecnie przechowywany w Muzeum Czechowicza[18]. W rękopisie i publikacjach pisownia i interpunkcja niekonwencjonalne. W autografie tekst zapisany został czarnym atramentem, całość kilkakrotnie przekreślona jest ciemnoniebieską kredką, na prawym marginesie rękopisu widnieją pytajnik i uwaga – dwukrotnie podkreślona tym samym ciemnoniebieskim ołówkiem – „opracować”. Wśród czechowiczianów znajduje się też niesygnowany maszynopis tego wiersza (Muzeum Literackie im. Józefa Czechowicza, nr 66 R) wraz z maszynopisem wiersza Kwiecień tych, co bez troski. W Wojewódzkiej Bibliotece im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie przechowywany jest niesygnowany maszynopis tekstu w pisowni i interpunkcji konwencjonalnej (nr 2156). W różnych przekazach wiersz nosi tytuły: wozem przez kresy, na kresach, przez kresy. A oto wersja przekreślonego autografu:
wozem przez kresy
monotonnie koń głowę unosi
grzywa spływa raz po raz rytmem
koła koła koła
zioła zioła zioła
jezioro półjawy tak przebywam
wzgórzem szosą łąką przylaskiem
dołem dołem dołem
polem polem polem
nad wieczorem o rżyska zawadza
księżyc ciemny blednący zwolna
wołam wołam wołam
kołacz srebrny kołacz
w półśnie półjawie kół skrzyp
przez sen
wołam kołacz srebrny
wołam dołem polem zioła koła kołacz srebrny
W porównaniu z wersjami ogłaszanymi przez poetę drukiem rzeczywiście ten wariant (pierwotny?) owego pięknego wiersza wydaje się niedopracowany; jest jakby troszkę „przegadany”, co wobec awangardowej zasady, którą w pewnym stopniu podzielał również Czechowicz, uzasadnia uwagę zapisaną przez niego na marginesie autografu („opracować” można odczytać jako „dopracować”). A jednak trochę mi szkoda „oczyszczonej” z nadmiaru eufonicznych skojarzeń wersji pierwotnej! Jakże bliska jest ona nieujarzmionej poetyce snu czy półjawy – erupcja nasyconych emocjami półobrazów, półfantazji, półrealiów miesza tu porządek realności z nadrealnością wewnętrznego doświadczenia. Wariant obowiązujący pozostawił, owszem, istotę tego półśnienia-półjawy, ale równocześnie jakby wystudził gorącą magmę przeżycia-wizji kłębiącej się w wersji pierwotnej.
Cóż łączy ten wiersz z Wołyniem? Myślę, że przede wszystkim nieobjęty racjonalnym porządkowaniem nostalgiczny nastrój bezkresu nieba i ziemi, mglistego widzenia i nieostrego słyszenia. I coś jeszcze – wielokrotnie powtórzony czasownik „wołam”, który w tym kontekście i w takim natężeniu użyty uparcie podsuwa poetycki etymologizm: wołać – wołam – Wołyń… A więc to nie jazda-żegluga przez jakiekolwiek „kresy”, lecz nostalgiczna wędrówka po bezkresie tym jedynym – wołyńskim. Historykowi literatury narzuca się oczywiście także skojarzenie z inną jazdą-żeglugą-pielgrzymką – z Mickiewiczowskim sonetem Stepy akermańskie:
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.
(…)
W takiéj ciszy! – tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy. – Jedźmy, nikt nie woła[19].
Pora na podsumowanie. Wołyńskie fascynacje poetyckie Józefa Czechowicza doskonale współgrają z istotnymi składnikami jego poetyki: z kondensacją obrazów i emocji, z surrealistycznym przenikaniem się żywiołów świadomie postrzeganych, półświadomych i nadświadomych, z wyrazistym profilem brzmieniowym językowego tworzywa poetyckiego itd. Zauroczenie Wołyniem wnosi do poezji Józefa Czechowicza coś jeszcze: niezwykły ton emocjonalny, pozytywny i ciepły, ale niewolny również od melancholii i nostalgii. Młody nauczyciel-poeta, człowiek u początku przeczuwanego wzlotu ku szczytom sławy artystycznej napotkał na swej drodze kraj, który na całe życie nasycił go niepowtarzalnymi wrażeniami i zapewne w istotny sposób ukształtował jego poetycką osobowość. Chciałoby się za Adamem Mickiewiczem powtórzyć:
Kraj lat dziecinnych on zawsze zostanie
Święty i czysty jak pierwsze kochanie[20].
- To uzasadnia też wprowadzenie emendacji w pierwszym wersie tej strofoidy: słucha ] słuchać (rękopis i maszynopis).↵
- Bruliony z lat 1928-1933, k 60 r, tytuł: wozem przez kresy.↵
- A. Mickiewicz: Dzieła wszystkie, t. I, cz. 2, Wiersze 1825-1829, dz. cyt., s. 17.↵
- Tenże: Dzieła wszystkie, t. IV, Pan Tadeusz. Oprac. K. Górski. Wrocław-Warszawa-Kraków 1969, s. 279.↵