Zakończony niedawno Konkurs Chopinowski zgromadził pokaźną widownię i wzbudził wiele emocji. O komentarz na temat wydarzenia poprosiliśmy eksperta – Michała Brulińskiego, pianistę, historyka i krytyka muzycznego. A jakie są Wasze wrażenia?
Redakcja O.pl
Kilka dni temu zakończył się XVII Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, największy monograficzny konkurs pianistyczny na świecie. Po raz pierwszy w historii konkursu zwycięzcą został koreański pianista, Seong-Jin Cho.
Do udziału w pierwszym etapie przystąpiło niemal osiemdziesięciu pianistów z całego świata. Poziom konkursu od początku był bardzo wysoki i wyrównany, jednak stosunkowo szybko wyłoniła się grupa faworytów. Poza późniejszymi finalistami, w jej poczet zaliczyć można było Galinę Chistiakovą, Dinarę Klinton i Alexię Mouzę. Pierwsza z pań przeszła przez dwa etapy jak burza, jednak nie udźwignęła ciężaru godzinnego recitalu w etapie trzecim. Klinton, dzięki spontanicznym i pełnym wigoru interpretacjom, otarła się o finał, do którego jednak ostatecznie nie dotarła. Najwyraźniej zaszkodziła jej odrobina nonszalancji podczas wykonania sześciu etiud z op. 25 w półfinale konkursu. Murowana kandydatka do nagrody, Alexia Mouza, niestety już w drugim etapie dała się ponieść swemu ognistemu, wenezuelskiemu temperamentowi, przez co znacznie ucierpiała precyzja jej wykonań i pianistka musiała się przedwcześnie pożegnać z dalszą rywalizacją.
Zaskoczeniem mogły być znakomite występy włoskiego pianisty, Luigiego Carrocia, który od początku konkursu prezentował natchnione interpretacje. Niestety, występ na miarę własnych możliwości w trzecim etapie uniemożliwiła mu kontuzja ręki. Oczekiwaniom publiczności nie sprostała natomiast węgierska pianistka wyjątkowej urody, Ivett Gyöngyösi. Nie udało jej się pokazać tej finezji, którą błysnęła w eliminacjach, przez co konkurs zakończył się dla niej wraz z drugim etapem.
Jury XVII edycji Konkursu Chopinowskiego było bardzo łaskawe dla eksperymentatorów, którzy interpretowali Chopina na przekór tradycji wykonawczej, a i często wbrew zapisowi nutowemu. Bogactwem barw swych kontrowersyjnych interpretacji zjednał sobie publiczność francuski pianista, Olof Hansen, który zakończył udział w konkursie na drugim etapie. Do finału doszedł natomiast Georgijs Osokins z Łotwy. Jurorzy, być może oczarowani techniczną łatwością Osokinsa, być może pomni casusu Ivo Pogorelicia sprzed trzydziestu pięciu lat, konsekwentnie przepuszczali go do kolejnych etapów, co powodowało wzburzenie konserwatywnej części słuchaczy z jednej i euforyczną radość fanów Łotysza z drugiej strony. Przyznać należy, że salonowa pianistyka Osokinsa, która przywodzić może na myśl wykonania Józef Hofmana czy Ignacego Friedmana, miała w sobie coś urzekającego i z całą pewnością była unikatowym zjawiskiem na tle całego konkursu.
Do finału konkursu dotarła również Aimi Kobayashi, japońska pianistka, która już w wieku siedmiu lat miała za sobą występy z orkiestrą. We wszystkich jej konkursowych wykonaniach dostrzec można było przebłyski prawdziwego geniuszu. Niestety, miewała również słabsze momenty, co z pewnością wpłynęło na jej ostateczny wynik w konkursie („jedynie” wyróżnienie). W odróżnieniu od Kobayashi, stabilny i wysoki poziom we wszystkich etapach zaprezentowali Yike Tony Yang z Kanady oraz Eric Lu ze Stanów Zjednoczonych, za co nagrodzeni zostali odpowiednio V i IV nagrodą. Z finalistów warto również wspomnieć pełne świeżości interpretacje rosyjskiego pianisty i kompozytora, Dmitria Shishkina, który uplasował się na VI miejscu. W gronie finalistów znalazł się także Aljoša Jurinić z Chorwacji, który jednak wydawał się być tym faktem odrobinę zaskoczony. Wykonanie Koncertu e-moll, które zaprezentował w ostatnim etapie, było bardzo dalekie od ideału.
Walka o zwycięstwo w konkursie toczyła się na ostatniej prostej przede wszystkim między trzema pianistami. Był to Charles Richard-Hamelin z Kanady (II nagroda oraz nagroda specjalna za wykonanie sonaty), Kate Liu ze Stanów Zjednoczonych (III nagroda oraz nagroda specjalna za wykonanie mazurków) oraz Seong-Jin Cho (I nagroda i nagroda specjalna za wykonanie polonezów). Trudno znaleźć jakąkolwiek rysę w nieskazitelnych interpretacjach prezentowanych przez Richard-Hamelina, choć bywały one niekiedy chłodne. Z kolei wszystkie wykonania Kate Liu cechowała krystaliczna przejrzystość oraz poetycka swoboda. Zaprezentowała ona bodaj najpiękniejszą interpretację Fantazji f-moll w całym konkursie. Ostatecznie zwyciężył jednak Koreańczyk, Seong-Jin Cho. Fantastyczna sprawność oraz panowanie nad instrumentem w etiudach, dojrzałość w Fantazji f-moll oraz jakość dźwięku w Nokturnie c-moll op. 48 otworzyły my drzwi do drugiego etapu, w którym – jako jedyny z uczestników – zdecydował się wykonać Sonatę b-moll. Na długo w pamięci słuchaczy pozostanie cykl Preludiów op. 28, który wykonał Seong-Jin Cho w trzecim etapie. Finalnym Koncertem e-moll Koreańczyk jedynie potwierdził to, co wszyscy słyszeli już wcześniej. Cho to pianista kompletny: posiada znakomitą technikę, dużą wrażliwość, potrafi w swych olśniewających wykonaniach umiejętnie zbalansować pierwiastek intelektualny z emocjonalnym, jego wykonania nie są pozbawione spontaniczności, jest odporny na stres. Z przeprowadzonych z nim przez dziennikarzy rozmów wyłania się obraz człowieka niebywale skromnego, który „najbardziej na świecie cieszy się z tego, że ma dziesięć palców”. Pozostaje trzymać kciuki, aby ten młody pianista (ur. 1994) udźwignął ciężar zwycięstwa w tym konkursie, co z pewnością nie jest sztuką łatwą.
Trudno mówić o jakichkolwiek kontrowersjach związanych z wynikami konkursu. Rzadko zdarza się, że publiczność i jurorzy są tak zgodni w swych osądach. Jedynie brak awansu do ostatniego etapu Krzysztofa Książka oraz fakt nieprzyznania nagrody Szymonowi Nehringowi mógł budzić delikatne obiekcje, szczególnie wśród polskich słuchaczy. Mimo tego, w Sali Lustrzanej Filharmonii Narodowej, gdzie ogłaszane były wyniki kolejnych etapów, właściwie ani razu nie było słychać tych wyrazów dezaprobaty, które słyszeliśmy podczas poprzedniego konkursu.
Polska ekipa zaprezentowała się z dobrej strony. W pierwszym etapie bardzo udany występ zaliczył Tymoteusz Bies, jednak „zapętlenie się” w Nokturnie H-dur op. 9 nr 3 zamknęło mu drzwi do drugiego etapu. Frapującą interpretację Scherza h-moll przedstawił Adam Mikołaj Goździewski, jednak brak precyzji w etiudach uniemożliwił mu dalsze występy. Solidną pianistykę zaprezentowali również Rafał Błaszczyk, Paweł Motyczyński i Zuzanna Pietrzak oraz, dopuszczeni do drugiego etapu, Łukasz Byrdy, Łukasz Mikołajczyk, Piotr Nowak i Michał Szymanowski. Na drugim etapie udział w konkursie zakończył również Andrzej Wierciński, kreowany przez „specjalistów” i komentatorów na lidera polskiej ekipy. Młody pianista pokazał, że posiada olbrzymi potencjał, jednak odrobinę asekuracyjne wykonania zaprezentowane w drugim etapie nie dały mu przepustki do udziału w dalszych zmaganiach. W trzecim etapie, oprócz Szymona Nehringa, Polskę reprezentował Łukasz Krupiński oraz Krzysztof Książek. Ze wszech miar poprawna gra Krupińskiego, który poczynił od Ogólnopolskiego Konkursu Chopinowskiego olbrzymi postęp i pokazał się na Konkursie z najlepszej strony, nie wystarczyła jednak na finał. Kontrowersje wzbudził brak obecności w finale Krzysztofa Książka. Młody pianista z Krakowa – poza niezapomnianymi interpretacjami Scherza h-moll czy Ronda Es-dur – zaprezentował niezwykłą głębię w wielobarwnych i finezyjnych wykonaniach Mazurków op. 7 oraz op. 50. Do finału dotarł z polskiej ekipy jedynie Szymon Nehring. To młody, wrażliwy pianista, który wydaje się być nieskrępowany żadnymi ograniczeniami natury technicznej. Z pewnością jeszcze nie raz o nim usłyszymy.
Tegoroczny konkurs obalił mit dotyczący pianistów z dalekiego wschodu, którzy stereotypowo postrzegani byli jako niewrażliwe, perfekcyjne „maszyny wykonawcze”. Azjatyccy pianiści zaprezentowali podczas konkursu wiele wspaniałych kreacji artystycznych, w których objawiło się głębokie zrozumienie i wyczucie chopinowskiego stylu, częstokroć głębsze niż u pianistów europejskich. Warto zaznaczyć, że połowa z dziesięciu finalistów miała azjatyckie korzenie.
Konkursowy Chopin staje się coraz bardziej uniwersalny. Konserwatyzm poprzednich dekad zdaje się odchodzić w przeszłość. Dla Polaków jednak Chopin wciąż pozostaje dobrem narodowym. Przyznać należy rację Dyrektorowi Narodowego Instytutu Chopina, Arturowi Szklenerowi, który w jednym z przemówień stwierdził, że tegoroczny konkurs ujawnił olbrzymi potencjał polskiego społeczeństwa w sferze zainteresowania muzyką poważną. Także aktywność tysięcy słuchaczy i obserwatorów konkursu w mediach społecznościowych świadczy o tym, że Polacy chcą i potrafią słuchać Chopina z zainteresowaniem. Pozostaje mieć nadzieję, że ów potencjał będzie się ujawniać w takiej skali zdecydowanie częściej niż raz na pięć lat.