Wystawiany w trakcie tegorocznego Festiwalu Ciało/Umysł spektakl Bataille i świt nowych dni w reżyserii Sławka Krawczyńskiego wzbudza skrajne emocje. Zachwyca znakomitą choreografią Anny Godowskiej (doskonale wykonaną przez utalentowanych artystów), ale momentami wywołuje tak silne wzburzenie, że ma się ochotę poderwać z krzesła i opuścić salę, trzaskając drzwiami. I to moim zdaniem ogromny atut przedstawienia – zmuszanie widza do zmierzenia się z własnymi niechcianymi i wypieranymi uczuciami. Trudne? Owszem, nawet bardzo, ale i niezwykle potrzebne, zwłaszcza w naszych zabieganych czasach, kiedy w pogoni za „mieć” gubimy „być”.
Powiedzieć, że to sztuka o ludzkich odczuciach, to właściwie nic nie powiedzieć. Emocjonalne tsunami będzie chyba najwłaściwszą nazwą dla tej eksplozji zmysłów, agresji, delikatności, brutalności, żądzy, odtrącenia, samotności, radości, rozpaczy etc. I wszystko oddane tańcem, ciałem. Chapeau bas!
Oglądając spektakl, momentami miałam twórcom za złe, że uciekają się do najprostszych metod – epatowania seksem i nagością – by opowiedzieć historię i przyciągnąć widza. Im dłużej jednak analizowałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że miało to sens. Wyłaniała się pewna logiczna całość – obraz człowieka jako istoty seksualnej, toczącej rozpaczliwą walkę pomiędzy pierwotnymi instynktami a racjonalnym umysłem i normami społecznymi. Najpełniej oddały to sceny, w których jeden z samców (to najadekwatniejsze określenie) atakował swoją obnażoną męskością innych członków grupy (trudna rola Pawła Grali). W pierwszym odruchu klasyfikuje się taką osobę jako zboczeńca, od którego każdy odsuwa się z odrazą. Czy jednakże nie jest to desperat rozpaczliwie zabiegający o odrobinę zainteresowania? Może więc nie o sam seks tutaj chodzi, lecz o bliskość, której brak w dwudziestym pierwszym wieku staje się coraz bardziej odczuwalny?
Dobór wzmiankowanych powyżej środków wyrazu wydaje się tym bardziej zasadny, że sztuka powstała na podstawie tekstów, zwłaszcza „literatury transgresji”, żyjącego na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku francuskiego pisarza i filozofa Georgesa Bataille’a. Kluczowe znaczenie przypisywał on potrzebie przekraczania przez swobodną, wręcz zwierzęcą ludzką seksualność ustanowionych przez społeczeństwa zakazów, czyli właśnie transgresji.
Twórcy w pełni oddali to założenie. Rzecz jasna dzięki naprawdę dobrej grze aktorskiej, tym trudniejszej, że wyrażanej przez taniec, a niekiedy przez raczej niemożliwe do zidentyfikowania dźwięki. Przyznaję, że nie należały one do najprzyjemniejszych, zwłaszcza przeraźliwe krzyki Natalii Dinges.
Najbardziej zachwyciły mnie przesycone subtelną zmysłowością sceny, w których brali udział (niekoniecznie razem) Zofia Tomczyk oraz Bartosz Ostrowski.
Bataille i świt nowych dni to sztuka wyłącznie dla widzów dorosłych, wymagająca, zmuszająca do interpretacji i zmierzenia się z własnymi uprzedzeniami. Niektóre osoby mogą poczuć się zawstydzone albo zgorszone. Niemniej warto pokonać wewnętrzne opory, gdyż to spektakl, który na długo pozostaje w pamięci, co stanowi chyba najlepszą rekomendację.