Duch Kresów w zakładzie św. Kazimierza
Pisanie na tematy związane z Kresami przypomina dziś w dużej mierze pracę archeologa. Zasypane popiołem niepamięci trwają jednak miejsca, budowle, dzieła, arcydzieła oraz przedmioty codziennego użytku. Wielkie wydarzenia dziejowe, ongiś sławne postaci i drobne, zwyczajne fakty składają się na historię narodu polskiego, która toczyła się na tych terenach przez bez mała siedemset lat. Wszystko to jest częścią nas samych, choć nieraz o tym nie pamiętamy i nie wiemy, że przeszłość owa współtworzy fundament naszej tożsamości. Zajmowanie się tak rozumianą archeologią prowadzi często do odkrycia przedziwnych skarbów.
Uwrażliwiony na tematykę kresową, nie mogę nie zauważyć, że właśnie osobie z terenów wschodniej Rzeczypospolitej zawdzięcza swe powstanie Dom Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo nad Sekwaną. Założycielką zakładu była bowiem siostra Teofila Mikułowska, urodzona w 1811 roku w Orchowie, w powiecie włodzimierskim na Wołyniu. Mikułowska kształciła się najpierw w szkole w Horochowie, potem zaś w Łucku, przypuszczalnie w pensjonacie Józefy Polanowskiej. W 1830 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia w Wilnie i tam złożyła śluby zakonne. W klasztorze św. Jakuba zaopiekowała się Jakubem Konarskim, starym i chorym generałem buławy Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1837 roku wileńskie siostry szarytki sprzeciwiły się władzom carskim i odmówiły przejścia na prawosławie, za co rząd rosyjski oddał je pod stały nadzór policji. W styczniu 1842 roku skasowano należące do nich domy i szpitale. W srogą zimę w styczniu 1844 roku siostra Teofila Mikułowska wraz z towarzyszącą jej Gertrudą Szczepańską uciekły pieszo w świeckim przebraniu i nielegalnie przekroczyły zasypaną śniegiem granicę rosyjsko-pruską. Po bardzo długiej i pełnej niebezpieczeństw wędrówce przez Prusy wyczerpane dotarły w końcu do Paryża, gdzie w 1845 roku księżna Anna Czartoryska zleciła siostrze Mikułowskiej opiekę nad sierotami, przeważnie dziećmi powstańców, co było pierwszym krokiem na drodze do założenia zakładu św. Kazimierza.
Przytułek ten jest w sensie organizacyjnym dziełem głównie rodu Czartoryskich i osób związanych z Hotelem Lambert, które wspierały finansowo jego działalność. W surowych warunkach realnej ekonomii francuskiej nie było to łatwe, tym bardziej że nie dysponowano początkowo żadnym budynkiem czy nieruchomością. Według badaczy dom św. Kazimierza formalnie rozpoczął swoją trwającą do dziś działalność w 1846 roku. W ciągu tych 170 lat funkcjonowania przebywało w nim wiele osób, często wybitnych i zasłużonych dla polskiej kultury. Oprócz Norwida mieszkało tam aż ośmiu innych literatów, siedmiu malarzy i kilku pianistów.
Wspomniany już Tomasz August Olizarowski zapewne wielokrotnie wracał pamięcią do szkolnych lat spędzonych w Krzemieńcu[15], często przywołując w rozmowach z Norwidem postać i dzieło Juliusza Słowackiego. Autor Zwolona poznał wielkiego krzemieńczanina w Paryżu w marcu 1849 roku, gdy ten był już ciężko chory. Spotkania z nim opisał w słynnych Czarnych kwiatach, opublikowanych siedem lat po śmierci twórcy Kordiana. Ponadto w kwietniu 1860 roku wygłosił szereg publicznych prelekcji poświęconych dziełom Słowackiego. W wykładach tych – wydanych rok później w Paryżu przez drukarnię Martineta w formie broszury zatytułowanej O Juliuszu Słowackim. W sześciu publicznych posiedzeniach. (Z dodatkiem rozbioru „Balladyny”) – Norwid przywołał pamięć Słowackiego jako wielkiego artysty słowa, niedocenionego podobnie jak i on sam[16].
Zwraca uwagę, że wielu mieszkańców zakładu świętego Kazimierza było nauczycielami, urzędnikami, aptekarzami, a zatem należało do środowisk inteligenckich. Wśród weteranów powstania listopadowego, a później styczniowego znaleźli się oprócz zwykłych żołnierzy także dowódcy w randze generałów, pułkowników i majorów, m.in. generał Józef Wysocki, urodzony w Tulczynie na Podolu absolwent liceum krzemienieckiego, w 1863 roku mianowany przez Rząd Narodowy dowódcą sił zbrojnych ziem ruskich i województwa lubelskiego. W bitwie stoczonej pod Radziwiłłowem na Wołyniu w pobliżu Krzemieńca oddział Wysockiego został doszczętnie rozbity i zmuszony do wycofania się do Galicji. Po aresztowaniu we Lwowie generał był internowany w Linzu, a gdy go zwolniono, wyjechał do Francji.
Analiza listy weteranów z zakładu świętego Kazimierza pozwala stwierdzić, że wielu z nich pochodziło z Kresów – zarówno ukraińskich, jak i litewskich[17]. Zapewne wpływało to na tematykę rozmów i współtworzyło atmosferę, która otaczała Norwida. Każdy dzień w zakładzie rozpoczynał się mszą świętą odprawianą w kaplicy ze wspomnianym już wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej i zachowanymi do dziś godłami trzech narodów. W kaplicy przyciąga też wzrok obraz przedstawiający Matkę Boską Ostrobramską, a na fasadzie gmachu klasztoru w dwóch wnękach znajdują się figury św. Jadwigi i św. Kazimierza, patrona Polski i Litwy. Z fasady spogląda więc na nas Polska jagiellońska.
Święty Kazimierz, drugi syn króla Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, urodził się na Wawelu w 1458 roku, a zmarł w Grodnie w roku 1484. Wychowawcą królewicza był Jan Długosz, wielki dziejopis, a pod koniec życia także arcybiskup lwowski. Kazimierz zasłynął dzięki swej dobroczynności, surowemu trybowi życia oraz głębokiej pobożności eucharystycznej i maryjnej. Został kanonizowany już w 1602 roku, a relikwie jego do dziś znajdują się w katedrze wileńskiej. Zapewne fakt, że założycielki przytułku przywędrowały nad Sekwanę właśnie z Wilna, gdzie głęboko zakorzeniony i żywy był kult tego świętego, zadecydował o nazwie paryskiego zakładu.
Warto też wspomnieć o jeszcze jednej osobie. Zapewne nikt by dzisiaj nie wiedział, gdzie spoczywają prochy Norwida, nie byłoby norwidowskiej urny w Krypcie Wieszczów na Wawelu, gdyby nie kresowy arystokrata Teodor Jełowicki – marszałek powiatu humańskiego, z wykształcenia prawnik i muzyk, który w miarę możliwości wspierał finansowo artystów, zwłaszcza tych zajmujących się twórczością muzyczną. Jełowicki – członek Komitetu Administracyjnego Zakładu św. Kazimierza i Towarzystwa Historyczno-Literackiego – wielokrotnie wspomagał Norwida, szczególnie w okresie jego pobytu w zakładzie, za co otrzymał od autora Promethidiona tekę namalowanych przez niego rysunków i akwarel. To Teodor Jełowicki i Michalina Zaleska pokryli koszty pogrzebu poety, kiedy jego prochy zostały w 1888 roku ekshumowane na cmentarzu w Ivry i przeniesione do zbiorowej mogiły w Montmorency.
Legenda domu św. Kazimierza
Czesław Miłosz w Prywatnych obowiązkach pisał: „Historia literatury przekazuje legendy i mity narastające dookoła pewnych postaci, dzieł, miast, regionów. Im bardziej dana literatura jest splątana z historią, tym większa rola literackich legend i mitów, dlatego też tak wyspecjalizowały się w nich literatury słowiańskie. (…)”
Co do literatury polskiej, to wystarczyłoby wyliczyć same słowa dziedzicznie, by tak rzec, obciążone, ale jest ich tak dużo, że zapełnić nimi można by wiele stronic. Takie jak: Czarnolas, Wawel, Wilno, Filomaci, Soplicowo, liryki lozańskie, dom świętego Kazimierza, noc listopadowa.
„Kto czyta po polsku, obcuje z głosami wielu epok i wielu pokoleń równocześnie, nie może być tylko strażnikiem mitów, jakich go nauczono, choć to, czym nasiąkł w młodości, działa na niego silnie, tkwi głębiej niż świadomość. Nie może dlatego, że jest w ruchu, a przeszłość zmienia się zależnie od punktu w czasie, z którego patrzymy. Tak podróżny, jadąc wzdłuż górskiego pasma, widzi coraz to inaczej te same szczyty. Żyjąc w tym, a nie innym momencie, mamy swoje, niepowtarzalne w ich szczególnej barwie, kłopoty i zainteresowania, szukamy więc w przeszłości tego, co dla nas użyteczne, żywe, silne, jako myśl i forma”[18].
Wśród tych „słów dziedzicznych”, owych miejsc świętych dla polskiej kultury, trzeba jeszcze wymienić Lwów, Krzemieniec, Drohobycz, Żurawno, Rudki z Beńkową Wisznią, mały Hołosków „poety serca” Franciszka Karpińskiego, Prut i Huculszczyznę Stanisława Vincenza, Bibliotekę Polską w Paryżu, a w Krakowie – oprócz Wawelu – Skałkę i kościół Mariacki z ołtarzem Wita Stwosza.
Oczywiście legenda domu świętego Kazimierza ściśle związana jest z Norwidem i jego przejmującym losem. „Ciemny” i niezrozumiany przez współczesnych poeta-tułacz, tragiczny geniusz, delikatny, dumny i wyrafinowany, subtelny i głęboki w swych refleksjach, trafił w końcu do paryskiego przytułku, gdzie doświadczył dobroci i pomocy ze strony sióstr miłosierdzia, ale też piekła sporów, jakie wiedli ze sobą weterani – wykorzenieni z domów, środowisk, majątków, ojczyzny, starzejący się, schorowani i kolejno odchodzący do wieczności. W pokutnej, małej celi poeta oddawał się pracy literackiej i malarskiej, tworzył arcydzieła, w czym nie przeszkodziły mu ani coraz bardziej nasilające się problemy ze słuchem, dręczące go od czasów, gdy przebywał w pruskim więzieniu, ani stopniowa utrata wzroku. Zastanawiające, że przy owej głuchocie, którą artysta dotknięty został dość wcześnie, pisane przez niego wiersze nieraz odznaczały się niepowtarzalnym rytmem i subtelną melodyką. Autor Zwolona przypomina Ludwiga van Beethovena, który komponował arcydzieła nawet wówczas, gdy pod koniec życia stracił słuch. Melodia wewnętrzna utworów Norwida, przenikająca przez treść słów, jest dla nas osobnym, przejmującym przekazem…[19]
Norwid marznący w celi, poddany krępującemu swobodę regulaminowi przytułku, odseparowany od środowiska polskiej emigracji, od życia kulturalnego oraz niepodległościowego, które zawsze go przecież interesowało i pociągało – taki obraz poety przetrwał do dziś. W 1984 roku nawiązał do niego Ignacy Gogolewski, reżyser głośnego filmu biograficznego Dom świętego Kazimierza, w którym ukazany został ostatni miesiąc życia poety[20]: główny bohater – odizolowany murami zakładu, bez jakichkolwiek funduszy i świadomy daremności wcześniejszych zabiegów o pomoc – nękany jest dolegliwościami zdrowotnymi, cierpi z powodu lekceważenia, braku zrozumienia dla swej twórczości oraz brutalnych ataków ze strony krytyków literackich.
O upokarzającym lekceważeniu, jakiego doświadczał Norwid, pisał także Czesław Miłosz w poemacie Toast:
Wejdź ze mną za kotarę w paryskim salonie.
Lokaj obcina świece i kominek płonie.
Hrabia francuską powieść, właśnie modną, czyta,
Chociaż nic nie rozumie, mruczy: „Wyśmienita”.
Wchodzi żona. Nerwowo szal wzorzysty szarpie
(Zwykle kiedy ma przykrość, tak mści się na szarfie):
„Co robić? Znów w kuchni ten… ten malarzyna”.
„Józefie! Weź dla pana Norwida litr wina”[21].
Nic dziwnego, że przytułek św. Kazimierza jest źródłem jednej z najsławniejszych polskich legend literackich. W ciągu wielu dziesięcioleci nie tylko skupiał serca i myśli badaczy sztuki, ale także stał się tematem licznych dzieł poetyckich i prozatorskich. Należy tu wspomnieć choćby o powieści biograficznej Żniwo na sierpie[22] Hanny Malewskiej, która przejmująco opisała ostatnie chwile Norwida, a także o dwu utworach odznaczających się w moim odczuciu największą siłą artystycznego wyrazu: wierszu Dom świętego Kazimierza[23] Włodzimierza Słobodnika oraz poemacie lirycznym Józefa Czechowicza pod tym samym tytułem.
Wielu krytyków literackich, często znakomitych[24], uznało Czechowiczowski dom świętego kazimierza za arcydzieło, zafascynowany był nim m.in. Zbigniew Herbert[25]. Dziś wiersz ten powszechnie uchodzi za jedno ze szczytowych osiągnięć wybitnego lubelskiego poety. Pomysł napisania owej muzycznej i wizyjno-malarskiej symfonii poetyckiej zrodził się w Paryżu, gdzie Czechowicz przebywał w 1930 roku na stypendium Ministerstwa Wyznań Religijnych. Artysta przeszedł wówczas operację oczu, zmagał się z obsesyjnym lękiem przed utratą wzroku i przed dziedziczną chorobą psychiczną, a także głęboko przeżywał krzywdzące opinie krytyków literackich, którzy zarzucali mu jako poecie egocentryzm i nadmierny estetyzm. Bez wątpienia właśnie nad Sekwaną dostrzegł wyraźną analogię między swoim losem a historią Norwida. W tym czasie odbył pielgrzymkę do zakładu świętego Kazimierza oraz stanął nad zbiorowym grobem powstańców w Montmorency, gdzie w 1888 roku spoczęły prochy twórcy Czarnych kwiatów. Po powrocie do kraju lapidarnie opisał swoje doświadczenia w wierszu autoportret, zamieszczonym w tomie w błyskawicy: „paryż ocean widziałem przez dym siny / także laurowo ciemno”[26]. „Dym siny” to być może aluzja do wspomnianych kłopotów ze wzrokiem, natomiast wyrażenie „laurowo i ciemno” stanowi oczywiście cytat z utworu Norwida[27], brzmiący w tym kontekście jakby pogłębionym echem.
Nawiązując do cytowanych wcześniej słów Miłosza, można powiedzieć, że wiersze pisane z myślą o innych twórcach są w zależności od miejsca i czasu swego powstania niczym spojrzenia na szczyty gór z różnych punktów. Zarazem autorzy takich utworów starają się często uwypuklić własną postawę. A zatem poemat Czechowicza jest nie tylko hołdem złożonym wielkiemu artyście, hymnem na jego cześć, artystycznym „portretem” miejsca czy zmetaforyzowaną analizą poetyki Norwida. To także wyraz sprzeciwu wobec krytyki, z jaką musiał się zmagać sam Czechowicz, subtelna obrona jego własnej drogi twórczej, która – jak w przypadku Norwida – była samotna i niepowtarzalna. Innymi słowy: Czechowiczowski dom świętego kazimierza to pochwała dzieł pozornie obcych życiu, a w swym najgłębszym wymiarze życiodajnych.
Poemat dopełnia proza poetycka Wspomnienie, która pozwala nam porównać, jak zmieniły się okolice ulicy Chevaleret przez ostatnie 75 lat… Czytając utwór lubelskiego autora, mam jednak wrażenie, że oglądał on zakład jedynie z zewnątrz. Wskazują na to pewne błędy natury topograficznej, pojawiające się zarówno w wierszu, jak i w prozie. Czechowicz pisał na przykład: „Ale na pewno z okna swego azylu widział Sekwanę łamiącą brzegi w zawiłych skrętach”[28]. Jedyne okno w celi Norwida wychodziło na podwórko wewnętrzne klasztoru, zatem rzekę – oddzieloną od zakładu wieloma kilometrami zabudowanej przestrzeni – poeta mógł zobaczyć jedynie „oczyma duszy”. Nie zmienia to naturalnie faktu, że zarówno poemat, jak i proza Czechowicza odznaczają się przedziwną i przejmującą prawdą artystycznego przekazu. Warto także – niejako w nawiązaniu do wcześniejszych rozważań o atmosferze kresowej panującej w zakładzie świętego Kazimierza – wspomnieć, że Czechowicz mieszkał przez jakiś czas na Wołyniu, gdzie pisał piękne wiersze inspirowane ową krainą i współtworzył grupę poetycką „Wołyń”[29]. To zapewne pomogło wiarygodnie utrwalić legendę domu, który już na zawsze będzie się nam kojarzył z Norwidem.
- Zob. A. E. Kamińska: Epizod krzemieniecki w życiu i twórczości Tomasza Augusta Olizarowskiego (w:) Krzemieniec. Ateny Juliusza Słowackiego. Pod red. S. Makowskiego. Warszawa 2004, ss. 316-334.↵
- Zob. W. Toruń: Norwid i Słowacki. „Dialog Dwóch Kultur” 2008, z. 1, ss. 151-155.↵
- Zob. J. Szczepański: Weterani powstań narodowych w Zakładzie św. Kazimierza w Paryżu. Warszawa 2011.↵
- C. Miłosz: Prywatne obowiązki. Paryż 1980, s. 76.↵
- Po II wojnie światowej lwowski poeta Marian Hemar napisał na emigracji w Londynie jednoaktówkę Układ. W świetnym, a mało dziś znanym utworze przedstawił wizytę Cypriana Kamila Norwida u ciężko chorego Fryderyka Chopina. Zgodnie z fabułą sztuki kompozytor wspomógł znajdującego się w beznadziejnej sytuacji finansowej poetę. Znając delikatność i poczucie godności Norwida, uczynił to niezwykle umiejętnie – polecił służącej wręczyć „zaliczkę” na honorarium za napisanie libretta do opery, którą miał rzekomo skomponować. Chopin wiedział wszakże, że ze względu na stan swojego zdrowia nie zdąży już tego zrobić. Hemar zamieścił w Układzie ciekawe rozważania dotyczące muzyki i zacytował jeden z wierszy Norwida na ten temat. Sztuka w reżyserii Zbigniewa Chrzanowskiego została wystawiona kilka lat temu w Polskim Teatrze we Lwowie i zyskała duże uznanie publiczności. Zob. M. Hemar: Układ (w:) tegoż: To, co najpiękniejsze. Jednoaktówki. Kraków 1992.↵
- Dom świętego Kazimierza. Reżyseria I. Gogolewski, w rolach głównych I. Gogolewski, I. Malkiewicz, scenariusz L. Wosiewicz. Zespół Filmowy Profil, prapremiera 21 maja 1984 roku.↵
- C. Miłosz: Poezje. Warszawa 1982, s. 187.↵
- Powieść ta po raz pierwszy opublikowana została w 1947 roku.↵
- Wiersz Włodzimierza Słobodnika opublikowany został w tomie Ciężar ziemi (1959).↵
- Zob. m.in. K. Wyka: Rzecz wyobraźni. Warszawa 1959, s. 64; L. Fryde: Odmiany poezji „czystej”. „Pion” 1939, nr 6.↵
- Z. Herbert: Uwagi o poezji Józefa Czechowicza. „Twórczość” 1955, z. 9, ss.129-135.↵
- J. Czechowicz: autoportret (w:) tegoż: Poezje. Lublin 1982, s. 109.↵
- Zob. wiersz Klaskaniem mając obrzękłe prawice (w:) C. K. Norwid: Pisma wszystkie, t. 2, Wiersze…, dz. cyt., s. 15.↵
- J. H. Czechowicz: Wspomnienie: Dom świętego Kazimierza. Lublin 1983, s. 4.↵
- Zob. W. Michalski: Wiersze wołyńskie Józefa Czechowicza. „Akcent” 2003, nr 4, ss. 90-94.↵