Ustalmy to na początku: Architektura VII dnia to projekt pod każdym względem wyjątkowy i godny zainteresowania. Interdyscyplinarny, oddolny, zrzeszający pasjonatów, którzy chcą eksplorować temat od dawna leżący w Polsce odłogiem. Inicjatorami przedsięwzięcia są badacze otwarci na krytykę, chętnie dzielący się zdobytą wiedzą. W podtytule przygotowanej przez nich publikacji podsumowującej znalazło się hasło Wydanie I, dobitnie obwieszczające, że to nie zwieńczenie, lecz dopiero początek projektu, który z upodobaniem będzie rozbudowywany.
Projekt Architektura VII dnia miał na celu policzenie wszystkich powojennych kościołów (imponująca liczba – 3780 świątyń!) oraz spisanie ich historii. Autorzy poszukiwali informacji o początkach parafii, projektantach kościołów, perypetiach związanych ze zdobywaniem pozwolenia na budowę czy materiałów. Rozmawiali z architektami i proboszczami, zasięgali opinii innych specjalistów, wyciągali wnioski.
Przyglądając się sytuacji w powojennej Polsce, nie sposób nie zauważyć, że na budowę kościołów największy wpływ miały panujący wówczas komunizm i Sobór Watykański II. Komunizm sprawił, że Kościół stał się tkanką oporu wobec władzy; angażując się w budowę świątyń, ludzie zyskiwali przestrzeń, która miała wymiar nie tylko sakralny, ale i społeczny. Z kolei Sobór Watykański II zupełnie odmienił liturgię, czyniąc z niej wydarzenie bardziej wspólnotowe, co wymusiło zmiany w architekturze budowli spełniających funkcję miejsc kultu. Co ciekawe, nie istniały jasne wytyczne dotyczące tego, jak ma wyglądać nowy, posoborowy kościół. Dawało to architektom przestrzeń do własnych interpretacji, eksperymentów i odkryć; często korzystali oni z układów amfiteatralnych, które umożliwiały wiernym pełniejszy udział w liturgii.
Autorzy Architektury VII dnia dużo miejsca przeznaczają na tłumaczenie, jak wysoce społeczny był proces budowania kościołów. Często po godzinach regularnej pracy mieszkańcy parafii poświęcali swój wolny czas, by wznosić nową świątynię, gromadzili środki do rozpoczęcia prac: oddawali swoje pieniądze, narzędzia, pozyskiwali materiały budowlane. Nierzadko „pożyczali” z państwowych przedsiębiorstw ciężki sprzęt. Wielką rolę odgrywał także proboszcz, który musiał być wystarczająco zaradny, by zdobyć trudno dostępny surowiec, a także zmotywować parafian do włączenia się w prace. Budowanie świątyni scalało wspólnotę i dawało jej członkom poczucie bycia u siebie. Mieli oni także wpływ na przyszły wygląd kościoła, często bez konsultacji z architektem decydowali się bowiem na wprowadzanie drobnych korekt albo zupełną odmianę wyglądu budynku (na przykład przez jego otynkowanie).
Autorzy przyjrzeli się także biurokratycznym kulisom powstawania kościołów, umożliwiającym zrozumienie wielu zastanawiających cech budynków. Kiedy otrzymano już zgodę na rozpoczęcie prac, często decydowano się na większy budynek „na wszelki wypadek” – by mógł spełniać potrzeby dwóch parafii, gdyby kolejna zgoda nie została wydana. Kościoły wznoszono w pobliżu dużych osiedli, masowo tworzonych w czasach PRL-u; dopóki przy każdym nie stanął kościół, dopóty głód sakralny mieszkających tam ludzi nie był zaspokojony.
Rzadko kiedy mówi się o polskiej współczesnej architekturze sakralnej, zwracając uwagę na jej walory estetyczne i konstrukcyjne. Autorzy zawarli w publikacji wiele ciekawych przykładów obiektów cennych pod względem architektonicznym. Czytając historię niezwykłej bryły kaliskiego kościoła pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego, który przypomina budowle Féliksa Candeli, można zadziwić się, jak nowoczesny był to projekt. Powstał w czasie odwilży, gdy pełni nadziei architekci szukali nowych pomysłów na realizację postulatów Soboru Watykańskiego II. Niestety ze względu na politykę kościół nie został szybko wybudowany i projekt stracił na aktualności (budowa rozpoczęła się 20 lat później niż planowano).
Wśród wywiadów z architektami znajduje się rozmowa z Tadeuszem Szukałą, który opowiada o procesie powstawania kościoła w Siechnicach. Z tekstów soborowych wynikało, że wierni mają wchodzić do kościoła jako wspólnota, w procesji. Msza święta była podzielona na dwie części: liturgię słowa i ofiarę. Punktem centralnym pierwszej była ambona, później tę rolę przejmował ołtarz. Architekt musiał zinterpretować te wytyczne i obmyślić taki sposób zaaranżowania przestrzeni, by wierni mogli jak najpełniej uczestniczyć w liturgii. Tadeusz Szukała, realizując projekt kościoła, zdecydował się na układ amfiteatralny z wejściem spiralnym, który wyraźnie oddzielał sferę sacrum od profanum. Zakrystia była ulokowana tuż przy wejściu, co miało ułatwić księżom przewodniczenie procesjom. Projekt Szukały został w 1983 roku wyróżniony nagrodą im. Brata Alberta za najlepsze przystosowanie do nowoczesnej liturgii posoborowej.
Autorzy wybrali także kilka współczesnych realizacji, by na ich podstawie, z fundamentem wiedzy o architekturze VII dnia w PRL-u, lepiej zrozumieć sukcesy i niepowodzenia budowy najnowszych świątyń. Przyglądając się Sanktuarium w Licheniu, nie skupiają się na ocenie jego walorów architektonicznych. Wolą przeanalizować historię jego powstania i pokazać wspólnotowy charakter tego procesu. Kompleks został utworzony dzięki pielgrzymom i dla pielgrzymów. Pieniądze na jego budowę pochodziły od wiernych i to do ich gustów dostosowano architekturę budynku. Mimo że budowla nie ma dużej wartości architektonicznej, to trzeba docenić wkład i zaangażowanie ogromnej rzeszy wiernych oraz księdza Eugeniusza Machulskiego, który zainicjował cały projekt.
Z perspektywy architektury VII dnia łatwiej będzie zrozumieć kontrowersje, które budzi Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie. Budowa kościoła, którego początki sięgają 1792 roku, znacznie przedłużyła się w związku ze zmianami politycznymi, brakiem pieniędzy oraz odpowiedniej działki. Również niejasne kryteria wyłaniania ostatecznego projektu spotkały się z ostrą krytyką. Przede wszystkim jednak inicjatywa nie posiadała zaangażowanej społeczności wiernych, a jak pokazuje przykład budynków projektowanych w PRL-u, bez tego powstanie kościoła jest prawie niemożliwe.
W książce wielokrotnie podkreślono, że projekt Architektura VII dnia jest dziełem wspólnym. Proces jego powstawania przypominał trochę specyfikę budowy powojennych kościołów – brało w nim udział wiele pojedynczych osób, które jeździły po Polsce, przeprowadzały wywiady, dzieliły się własnymi historiami, archiwalnymi zdjęciami. Po odwiedzeniu strony internetowej projektu mocno rzuca się w oczy zachęta do jego współtworzenia. Każdy może zgłaszać uwagi dotyczące zarchiwizowanych kościołów, dodawać informacje i zdjęcia. Autorzy informują, że chętnie przekażą zgromadzoną wiedzę innym badaczom, pod jednym warunkiem: że efekty ich pracy zostaną upowszechnione i będą mogły służyć w dalszych badaniach nad polskimi kościołami.
Architektura VII dnia promowana była hasłem: „to pierwszy przewodnik po architekturze powojennych polskich kościołów”[1] – jednakże nim nie jest. To fascynująca historia o powstawaniu polskich kościołów, zbiór niezwykle ciekawych wywiadów, cennych wykresów, ilustrujących historie czarno-białych komiksów. Ale to nie przewodnik w podstawowym znaczeniu tego słowa. Nie ma tu gotowych tras, wskazówek, które świątynie szczególnie warto odwiedzić, a które traktować tylko jako architektoniczną ciekawostkę. Jeżeli ktoś z pomocą tej książki postanowiłby zaplanować weekend z architekturą VII dnia, będzie bardzo zagubiony. Gdy pojawia się wzmianka o którymś kościele, można co prawda znaleźć przy niej garść konkretnych informacji: pod jakim wezwaniem jest ów kościół, współrzędne do GPS-u, dane dotyczące projektanta i budowy oraz specjalny kod, ale brakuje adresu czy chociażby nazwy miejscowości. A przecież nie każdy posługuje się GPS-em. Co więcej, pełne korzystanie z publikacji wymaga sięgnięcia po komputer lub smartfon – i tu tkwi klucz do zrozumienia jej logiki. Po wpisaniu na stronie internetowej projektu specjalnego kodu, indywidualnego dla każdego z kościołów, pojawia się zakładka poświęcona danemu obiektowi: widzimy go na mapie oraz w systemie Google Street View (jeśli oczywiście budynek został uchwycony na zdjęciu); są tam również dane dotyczące powstania kościoła i jego architekta, adres strony internetowej, czasami także zdjęcia zrobione przez dron. Ten katalog to bardzo przydatne narzędzie, którego użytkowanie sprawia przyjemność i może pochłonąć czytelnika na długie godziny. Szkoda jednak, że publikacja bez dostępu do Internetu jest niepełna. Przydałby się indeks i nazwy miejscowości, by można od razu sprawdzić, w której części Polski znajduje się dany obiekt.
W książce dominują trzy kolory: biały, czarny i pomarańczowy. Na białych kartach znajduje się standardowa narracja książki, a na czarnych wywiady. Pomarańcz został wykorzystany do zaznaczenia nowych rozdziałów, kodów kościołów i informacji na mapach. Niestety czasem jest zbyt jaskrawy i rozprasza, a czasem – po zmianie oświetlenia – ledwo go widać. Choć prawdopodobnie miał za zadanie ożywić wygląd publikacji, utrudnia lekturę i zmniejsza jej przyjemność.
Autorzy Architektury VII dnia posługują się różnymi sposobami prowadzenia narracji. Tekst jest przerywany seriami zdjęć, grafik, wykresów, komiksów. Te elementy urozmaicają opowieść, lecz czasem wytrącają z rytmu czytania. Przypuszczam, że autorzy mieli problem z selekcjonowaniem tak ogromnego materiału badawczego, stąd taka różnorodność form. Z ich publikacji można by stworzyć kilka osobnych książek: album, zbiór map, historię powojennej architektury sakralnej, fascynujący komiks. Oczywiście da się odnaleźć w tej mieszaninie, podążać za nicią narracji, ale wymaga to czytelniczej cierpliwości.
O Architekturze VII dnia jest głośno, zwłaszcza za granicą. ArchDaily, jeden z największych serwisów architektonicznych na świecie, umieścił tekst poświęcony projektowi na pierwszym miejscu wśród najciekawszych artykułów w 2016 roku. Miałam szczęście uczestniczyć w grudniowym spotkaniu promocyjnym z autorami książki i kuratorami projektu: Izabelą Cichońską, Karoliną Poperą i Kubą Snopkiem. Da się w nich wyczuć zapał i pasję, chętnie dzielą się swoją olbrzymią wiedzą, a podpytani robią to, co nie zdarzyło im się w książce – zdradzają własne upodobania. W publikacji są bardzo obiektywni, z naukowym chłodem przedstawiają rozmaite historie, mówią o zaletach i wadach, unikając ocen. Jest to zrozumiałe, aczkolwiek uwzględnienie ich prywatnej perspektywy z pewnością uatrakcyjniłoby lekturę.
Architektura VII dnia to projekt ważny i potrzebny. Z niecierpliwością oczekuję na uzupełnione Wydanie II, licząc na to, że jego przewodnikowa część nie tylko zostanie poprawiona, ale także wzbogacona dodatkowymi interpretacjami, opisami budynków i zdjęciami.
- Cytat pochodzi z okładki książki.↵